Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Niewidomi przewodnicy

Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?

Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel.

Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Jak możesz mówić swemu bratu: «Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata.

Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo: nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta”. (Łk 6,39-45)

„Czy może niewidomy prowadzić niewidomego?” – możemy zapytać za Jezusem. Niestety historia świata pokazuje, że może.

Wystarczy przywołać tragizm komunizmu czy nazizmu, albo też dzieje różnego rodzaju dyktatur minionych, ale też wciąż jeszcze obecnych, żeby zobaczyć jak kończą się zazwyczaj takie historie. Można pokazać wiele innych przykładów chociażby sekt żerujących na ludzkiej wrażliwości i zagubieniu. Można także takie przykłady odnaleźć w polityce, w mediach, w życiu społecznym… Nie brakuje zatem niewidomych prowadzących niewidomych, ludzi zaślepionych toksycznymi ideologiami, którzy pretendują do roli autorytetów, nauczycieli i wychowawców społecznych. Jezus przestrzega nas przed takimi szkodliwymi autorytetami, przed ludźmi, którzy zarażają innych własnym zaślepieniem, niewiedzą czy niedojrzałością. Pan ostrzega przed naiwnością, przed zwiedzeniem, bo to zwykle prowadzić do nieszczęścia. Dziś dzięki potędze mediów ogromnie wzrosła także siła oddziaływania takich osób. Ale mądrości nie mierzy się poziomem popularności. Tym ważniejsze staje się zatem pytanie: kogo słucham, kto jest moim przewodnikiem przez życie? I czy jako chrześcijanin uznaję Jezusa za mojego pierwszego i najważniejszego nauczyciela a Ewangelię za moją szkołę życia?

„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” Uzdrawianie sposobu widzenia bliźniego jest rzeczą piękną i często ważną, zwłaszcza gdy widzimy, że grozi komuś zaślepienie. Ale taką pomocą nie może służyć ktoś, kto sam jest zaślepiony. Co ma na myśli Jezus przestrzegając, że może być belką w oku? To może być utrwalony grzech, do którego jestem przywiązany; to może być nałóg, który osłabia wolę człowieka; to może być chorobliwe pożądanie czegoś lub kogoś, czy zazdrość nie dająca pokoju sercu; to może być pycha, każąca nam patrzeć na innych z góry, z perspektywy lepszego czy mądrzejszego lub tak bardzo uzależniająca żądza władzy (nawet niewielkiej, ale dającej satysfakcję z dominacji nad innym, często słabszym).

Wszystko to, co przesłania nam Boga, zaciemnia równocześnie nasze sumienia i nie pozwala w prawdzie spojrzeć ani na siebie ani na innych. Jezus podaje nam zasadę rozeznawania: „Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo”. Trzeba najpierw odnieść ją do siebie samego. Przywiązujemy się często do ludzi, do pewnych miejsc, sytuacji, układów. Z czasem nie dostrzegamy, że to przywiązanie mogło stać się rodzajem niewoli rodzącej złe owoce w naszym życiu. Dlatego trzeba uczciwie pytać siebie: Czy rzeczywiście w tym co robię i do czego dążę chodzi o prawdziwe dobro? Przy czym należy uważać, by tego dobra nie rozumieć jako swojej egoistycznej przyjemności…

Jeśli zatem owocem jakiegoś nauczania czy dziania jest zamieszanie we wspólnocie (to może być zarówno wspólnota rodzinna, zawodowa, religijna;, lub jeśli czyjaś postawa i działanie rodzi podziały, spory i niezdrową atmosferę, to trudno uznać takie działania za dobre owoce. Jeżeli między różnymi słowami i czynami jakiejś osoby nie ma harmonii i spójności, należy zachować wobec takiego człowieka daleko idącą ostrożność.

Niestety nasza natura zraniona grzechem pychy sprawia, że bardzo łatwo przychodzi nam przyjmować rolę nauczyciela czy eksperta od tego, „jak powinno być”, lub „jak ktoś powinien myśleć”. Tymczasem tego „jak powinno być” uczymy się całe życie.

Spoglądając przez pryzmat Ewangelii, która powinna być dla nas pierwszą szkołą życia mamy świadomość, że całe życie jest szkołą Miłości, która „powinna być” wszędzie i zawsze na pierwszym miejscu. A nauczyciel i mistrz w tej szkole jest tylko jeden – Jezus Chrystus. Wszyscy inni są tylko mniej lub bardziej zaawansowanymi w nauce uczniami.

Może zamiast mówić i myśleć tyle o tym, „jak powinno być” włóżmy więcej energii w jakość naszej relacji z Jezusem a wówczas także innym łatwiej pomożemy spotkać Jezusa, zamiast ich pouczać.