Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Boży ludzie odchodzą w … Wielkanoc

Ostatnie dwa świąteczne dni wśród wielu wiadomości z kraju i ze świata przyniosły dwie, które warte są dostrzeżenia, choć mówią o śmierci… 

Otóż w Wielkanoc zmarła Matka Angelika, Klaryska od Wieczystej Adoracji, założycielka klasztoru w Birmingham w Alabamie, sanktuarium Najświętszego Sakramentu w Hanceville w Alabamie i „imperium medialnego”: stacji Eternal Word Television Network (EWTN), która dociera do 225 mln gospodarstw domowych w 140 krajach i 16 terytoriach zależnych, założyła też radiostację i męskie zgromadzenie Franciszkanów Misjonarzy od Słowa Przedwiecznego… R.I.P.

Matka Angelika, Klaryska od Wieczystej Adoracji,

Piszę o tej niezwykłej zakonnicy, gdyż dane mi było ją spotkać podczas mojego wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Przez całe swoje życie była świadkiem obsolutnego zawierzenia  Bogu. Zarówno w sprawach małych jak i wielkich. Pomimo ogromnego dzieła jakiego była współtwórczynią (gdyż zawsze podkreślała, że „zawsze sprawcą tego, co udał jej się w życiu zrobić był Bóg a że uczynił ją narzędziem w realizacji swojego dzieła, to dla niej tylko dodatkowa łaska a nie powód do chluby”). O tej niezwykłej siostrze w Stanach Zjednoczonych krążyły legendy. Kiedy rozpoczynała swoją przygodę z „Bożymi mediami” nie miała grosza w kieszeni a jedynie ufność, że skoro to dzieło Boże, to musi się udać. Kiedyś już pisałem o niej na tym blogu, więc nie chcę się powtarzać. Powiem tylko, że kiedy prześledzi się drogę realizacji dzieła, do którego Pan Bóg ją wybrał (nadmieńmy, że była siostrą klauzurową) nie można oprzeć się wrażeniu, że było ono jednym wielkim pasmem cudów i działania Boga. Przez lata prowadziła telewizyjny talk show, w którym udziela odpowiedzi na najbardziej skomplikowane pytania: o życie i śmierć, o miłość i nienawiść, o zbawienie i potępienie, niebo i piekło. „Receptury duchowe’ – bo tak brzmiał tytuł przyciągało przez ekrany telewizorów 105 milionów widzów w 126 krajach świata. To się nazywa ewangelizacja!

Ufam, że pomimo śmierci założycielki tego działa będzie ono nadal trwało i przynosiło błogosławione owoce.

Drugą osobą, której chcę poświęcić dzisiejszy wpis, a o śmierci której wiadomość przyszła w Poniedziałek Wielkanocny jest ks. Jan Kaczkowski. Nikomu nie trzeba przedstawiać tego kapłana, założyciela i pasterza Puckiego Hospicjum Domowego. R.I.P.

Ks. Jan Kaczkowski

Pozwolę sobie zamieścić w tym miejscu słowa Szymona Hołowni, gdyż lepsze trudno byłoby znaleźć i wymyślić: 

„Nie wiem, ile zrobiłby w życiu Janek, gdyby był zdrowy. Coraz częściej jednak mam okazję spotykać na swej drodze ludzi, którzy najwięcej dobrego zrobili idąc drogą nieszczęścia, biedy, choroby. Nie wiem, ilu ludzi nawrócili wszyscy Ci, którym w życiu się powiodło. Wiem, że Janek jest kolejnym, któremu po ludzku się bardzo nie powiodło (bo rak i śmierć w wieku 38. lat to ziemski sukces nie jest), a który dał nadzieję setkom i tysiącom ludzi. Obudził w nich ludzi.

Nigdy jakoś specjalnie się nie przyjaźniliśmy, ale chyba lubiliśmy się. Widzieliśmy się parę razy, pierwszy w szpitalu w Wejherowie, gdzie pojechałem go odwiedzić, ot tak, z głupia frant. Później nie zawsze było jak – każdy z nas gdzieś gonił, ja jak zwykle łapałem sto srok za ogon, Jan na przemian cierpiał w szpitalach i rzucał się wir – jak to sam z przekąsem mówił – bycia „onkocelebrytą”… Mieliśmy zrobić razem program i książkę, nie wyszło, lepiej zrobili to zresztą z Jankiem i inni.

Może to i dobrze, kiedyś na górze pogadamy sobie na spokojnie. Bez glejaków, stresów i pośpiechów. Niech Ci, Janku, Bóg wynagrodzi całe to dobro które ludziom dałeś, czasem – kosztem powiększenia swojego cierpienia… Żyj tam i szykuj nam jakieś fajności”.

Nic ująć nic dodać. Ja miałem okazję poznać go jedynie z jego książek. Zawsze najbardziej przemawiało do mnie jednak jedno z jego życiowych przesłań: „Zamiast ciągle na coś czekać – zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż Ci się wydaje.” Mogę powiedzieć dzisiaj tylko dziękuję za takiego współbrata w kapłaństwie. Mogę się od niego tylko uczyć, jak być pasterzem dla innych…

7652_10153509074238339_1784771670241758791_n

Jak napisałem w tytule tego wpisu: Boży ludzie odchodzą w …Wielkanoc. Nieraz słyszy się bowiem takie powiedzenie, że ten czy ów umarł w takie lub inne święto i że to łaska. tak mówiono także o św. Janie Pawle II, gdy umierał już w czasie, gdy liturgicznie rozpoczęła się Niedziela Miłosierdzia Bożego, którą sam ustanowił. Dla mnie jedno jest pewne: Nie jest ważne, kiedy człowiek umiera, nie mam jednak wątpliwości, że tych dwoje Bożych świadków umierając w Wielkanoc zmartwychwstało do nowego życia…