Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

By mieć wiarę

Apostołowie prosili Pana: «Dodaj nam wiary». Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: „Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze”, a byłaby wam posłuszna.

Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź zaraz i siądź do stołu”? Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił”? Czy okazuje wdzięczność słudze za to, że wykonał to, co mu polecono?

Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”». (Łk 17, 5-10)

Ewangelia dzisiejsza pokazuje, że problem wiary, borykania się z jej małością i słabością nie jest jedynie problemem naszym czy naszych czasów. Już sami Apostołowie mierzyli się z tym doświadczeniem. Myślę, że warto brać z nich przykład. Kiedy dostrzegają, że ich wiara jest po ludzku zbyt słaba przychodzą by porozmawiać o tym z najwłaściwszą osobą – z Jezusem.

W starożytnym tekście dwunastu apostołów Didache jest zdanie, które towarzyszy mi od lat: „Wszystko, cokolwiek cię spotyka, przyjmuj jako dobre, wiedząc, że nic nie dzieje się bez woli Bożej”. Nieczęsto ludzie dostrzegają związek pomiędzy szczęściem a zawierzeniem. Wiara, wyrażająca się w postawie, że Bóg wie, co dla mnie najlepsze, jest niełatwa, ale jest czymś, co daje człowiekowi pokój, którego ten świat nigdy nie da.

Wielu mistyków chrześcijańskich, powtarzało, że aby móc całkowicie zjednoczyć się z wolą Bożą, człowiek powinien oczyścić swoją wyobraźnię, myśli i pragnienia. Stać się kimś wolnym od wszelkich obrazów i oczekiwań.

Dwa najbardziej zafałszowane obrazy, z którymi zżywamy się w naszym życiu to: fałszywy obraz Boga, który stworzyliśmy z naszych wyobrażeń o Nim i naszych lęków przed Nim oraz fałszywy obraz nas samych, dzięki któremu często wmawiamy sobie, że możemy o własnych siłach zrobić w życiu więcej niż naprawdę możemy. To także dwa obrazy, którymi najczęściej posługuje się zły duch: pierwszego używa, aby zasiać w nas nieufność względem Pana Boga a drugiego, by pogłębić naszą pychę.

Paradoks prawdziwej wiary tkwi w tym, czy gotowi jesteśmy zrezygnować z tych fałszywych obrazów, jakie w sobie nosimy i które często gubią nas z życiu duchowym. Jeden ze wspomnianych mistyków – Mistrz Eckhart zwykł mawiać że człowiek jest w takim stopniu panem siebie, w jakim gotów jest wyrzec się siebie. To dokładnie to samo o czym mówi w Ewangelii Jezus przypominając, że aby siebie zyskać, należy wcześniej siebie stracić.

W swojej książce: „Rozważania o wierze”, którą serdecznie polecam ks. Prof. Tadeusz Dajczer pisze, że: „wiara nie usuwa wątpliwości i ciemności, wręcz przeciwnie, ona je zakłada”. Wbrew pozorom wątpliwości w doświadczeniu wiary są ważne. „Wątpimy by wierzyć” – jak powiedział kiedyś jeden ze słynnych filozofów. Istotne jest tylko, gdzie poszukujemy odpowiedzi, które mogą rozwiać nasze wątpliwości i umocnić naszą wiarę?

Święty Tomasz Morus, wierny swojemu sumieniu, został zamknięty w więzieniu. Ale właśnie wtedy, siedząc samotnie w celi, napisał do swojej córki Małgorzaty: „Nie wiem, co się stanie, ale wiem, że nic nie stanie się bez woli Boga. A jeśli tak, to będzie dla nas bardzo dobre. „Jeśli bowiem Bóg widzi, że najlepiej jest dla mnie, żebym umarł, czy mogłoby być cokolwiek na świecie, dla czego człowiek chciałby żyć dłużej?”.

Ten niezwykły rodzaj zaufania wynika ze ścisłego zjednoczenia z Chrystusem i sprawia, że stajemy się całkowicie wolni od siebie samych oraz pokorni jak lustro, które nie ma własnego obrazu, lecz odbija tego, który przed nim staje. Pokora Chrystusa wyraziła się w pełni w tym, że nie pragnął On niczego innego niż wypełnić do końca wolę Ojca. Zatem nasze podobieństwo do Chrystusa powinno wyrażać się w tym, że nie pragniemy niczego bardziej niż tego, by w naszym życiu wypełniała się Jego wola. Ale czy tak jest rzeczywiście? Czy nie jest częściej tak, że nasze modlitwy i prośby które mają na celu wypełnienie raczej naszej woli niż wsłuchiwanie się w to, co jest wolą Boga dla nas?

Jezus używa porównania „posłusznej morwy”, ukazując nam, jak wiele może zdziałać człowiek, kiedy kieruje się silną wiarą. Trzeba jednak wielkiej czujności, abyśmy tego obrazu a co za tym idzie wiary nie traktowali magicznie, jako rzeczywistość, która ma spełniać nasze oczekiwania. To byłoby przejawem niedojrzałości wiary. Niestety wiele osób tak właśnie podchodzi do modlitwy. Myśli sobie: „skoro wierzę, to Bóg powinien spełniać moje prośby”. A to nie do końca tak.

Trudno nam wypuścić życie ze swoich rąk. Żyjemy z przekonaniem, że owszem, Bóg jest wszechmocny, ale jeśli sami nie zatroszczymy się o własne życie, to nikt inny nie zrobi tego tak dobrze jak my…

Tymczasem dobry Bóg właśnie to robi i zawsze wysłuchuje nasze modlitwy, ale realizuje je w sposób, który przekracza ludzkie wyobrażenia. Nawet najbardziej przeklęta sytuacja może więc zostać przemieniona na naszą korzyść, a to, co się wydaje trudem, może się okazać czymś niezwykłym i drogocennym. Pod jednym warunkiem: że Mu zaufamy i że gotowi będziemy zrezygnować z naszych własnych planów by w całkowitej wolności powiedzieć Mu: „Bądź wola Twoja”…

Sądzę, że każdy, kto idzie drogą wiary wcześniej czy później dojdzie do wniosku, że ma jej za mało. To naturalna konsekwencja wzrastania w wierze. Gdybyśmy uznali, że tyle wiary ile mamy nam wystarcza, byłby to albo przejaw pychy, albo zatrzymania się na drodze rozwoju wiary. Zatem świadomość, że mamy za mało wiary, że potrzebujemy jej wzrostu, albo innymi słowy „przymnożenia” jej przez Jezusa jest jak najbardziej zdrowym objawem naszego duchowego rozwoju.

Wiara jest darem, łaską ale równocześnie zadaniem! Nie jest wartością, którą zachowuje się do końca niezmiennie. Wiara bliższa jest słowu zawierzenie…

Zawiera w sobie zaufanie w Bożą opiekę i miłość a w związku z tym również w to, jaką drogą i przez jakie doświadczenia mnie Bóg prowadzi, bo ufam, że On lepiej wie, co dla mnie dobre. Wiara nie wymaga ode mnie tego, że zrozumiem wszystko, co dzieje się tu i teraz, tylko że zaufam… Jak mówił już w średniowieczu Anzelm z Canterbury: „fides quaerens intellectum” (wiara to droga poszukująca zrozumienia).

Zatem jeśli się modlisz, miej ufność, że cokolwiek się wydarzy, będzie czymś dobrym, ponieważ twoje życie jest objęte Jezusową opieką.