Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

By nie odrzucić krzyża

Prorok Elizeusz został rozpoznany przez kobietę z Szunem jako człowiek Boga. Zdumiewa wiara Elizeusza, który chcąc wynagrodziyć kobiecie jej gościnność  wypowiada obietnicę, która nie byłaby możliwa do spełnienia, gdyby nie żywa łączność proroka z Bogiem, która pozwalała mu na tak śmiałe zapewnienie. Z tej żywej wiary i głębokiej łączności z Bogiem rodzi się cud nowego życia, cud dziecka dla bezdzietnego małżeństwa.

Z kolei święty Paweł w drugim czytaniu mszalnym przeznaczonym na dzisiejszą niedzielę twierdzi, że w sakramencie chrztu świętego „stary człowiek” w nas, zniewolony przez grzech, został razem z Jezusem ukrzyżowany. Posługując się obrazowym porównaniem Apostoł stwierdza, że zostaliśmy wręcz pogrzebani razem z Jezusem Chrystusem, abyśmy mogli tak, jak On po swoim zmartwychwstaniu, kroczyć w nowości życia, w życiu odnowionym przez Ducha świętego. Chrzest jest więc tajemniczym zaktualizowaniem w naszym życiu misterium życia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Stajemy się martwi dla grzechu, nie jesteśmy już (a przede wszystkim nie musimy, jeśli tylko nie chcemy) być przez niego zniewoleni. Łaska Chrystusa, w którą zostaliśmy przyobleczeni sprawia, że żyjemy nowym, sprawiedliwym życiem dla Boga, życiem zanurzonym w Jezusie Chrystusie (które jest źródłem tej sprawiedliwości i wolności), który jest naszym jedynym Panem.

Uczynić Jezusa panem swojego życia, to znaczy ukochać Go nade wszystko. Nie tylko nad grzech, ale także bardziej niż najbliższych („Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien).  Być uczniem Jezusa, być chrześcijaninem wymaga radykalnej zmiany naszej mentalności. Bóg żąda ukochania Go całym sercem, całą duszą, ze wszystkich naszych sił. Nie zadowala się częściowym uwzględnianiem Jego obecności w naszym życiu. Gotowość wzięcia krzyża oznacza zgodę na Jego wolę, która nie zawsze jest lekka, łatwa i przyjemna. Często wymaga zaparcia się siebie, zanegowania własnego widzimisię, rozkapryszenia i wygodnictwa. Jeśli nie zaprę się siebie, jeśli zechcę ratować siebie, to prędzej czy później zdradzę Jezusa, zaprę się Go ze strachu o siebie samego, o utratę dobrej opinii, lub z powodu pychy, która wmawia mi, za pośrednictwem „ego” że lepiej wiem, co dla mnie dobre.

Nie jest godny Jezusa, kto nie bierze swojego krzyża. Tak łatwo uciekać nam od naszych obowiązków, od trudnych ludzi, od trudnych spotkań. Tak łatwo buntować się wobec bólu, wobec cierpienia. Pasja Chrystusa jest dlatego tak trudna w odbiorze, że ukazuje, jak cierpiał Jezus, co oznacza biczowanie, co oznacza droga krzyżowa, co oznaczają Jego upadki. Jak straszna jest samotność człowieka cierpiącego, który do końca i mimo wszystko kocha.

Pokusa pójścia za Nim bez krzyża, na skróty jest dlatego tak silna. Chętniej, zwłaszcza w pierwszym odruchu wybieramy w naszym życiu przestronną drogę i szeroką bramę. Trzeba silnej woli i mocnej motywacji, która może wypływać jedynie z prawdziwej miłości, żeby zdecydować się na pójście wąską ścieżką ewangelicznych wymagań i przeciskać przez ciasną bramę Jezusowego radykalizmu.  Odpowiedzią na letnie chrześcijaństwo jest pełna otwartość na Ducha Świętego, Ducha Jezusa. On napełnia nas mocą Chrystusa, umacnia naszą wiarę, czyni możliwymi cuda, uzdalnia do pójścia Jego drogą z całą radością i świeżością wypływającą z przeniknięcia naszego serca i naszego sposobu myślenia duchem Ewangelii.