Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Jedność i wolność

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli świeci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. (Ef 1,3-6)

Patrząc na tych, którzy na serio poszli za Chrystusem – na apostołów, świętych, błogosławionych, ale też na tych, którzy codziennym życiem potwierdzają swoją przynależność do Jezusa, można zobaczyć bardzo wiele wspaniałych cech, które się w nich rozwinęły dzięki wierze. Pójście za Chrystusem sprawia, że ludzie upodabniają się do Niego, że ujawnia się w nich ten prawdziwy, pierwotny i zarazem genialny zamysł, jaki Bóg miał, kiedy nas stwarzał. Warto zwrócić uwagę szczególnie na dwie z tych cech: wolność i jedność. Przynależność do Jezusa i poddanie się w pełni Jego nauce sprawiają, że człowiek przestaje być niewolnikiem swoich pragnień i tęsknot, grzechów i słabości. Takiej właśnie wolności Jezus uczy swoich uczniów w dzisiejszej Ewangelii. Pierwszy stopień tej wolności, to wolność od konieczności posiadania oraz związanego z nim poczucia bezpieczeństwa i niezależności, które tak często próbuje nam wmówić świat. Chrystus na przekór światu chce nam pokazać, że ufając Bogu, nie musimy się martwić o warunki naszego doczesnego życia, że On potrafi się o to zatroszczyć o wiele lepiej. Zauważmy jak często ta troska Boga przychodzi poprzez inne osoby, które Bóg stawia na drodze naszego życia, przez ich życzliwość, dobroć i to, co dla nas robią, choć może nie zawsze to doceniamy, bo przyzwyczajenie nie pozwala nam dostrzec w tym, co one dla nas robią wyciągniętej ku nam ręki Boga.

Jest jednak również inny wymiar wolności, której Jezus uczy swoich uczniów, czyli wolność od skutków ich działania i opinii ludzi, do których są posłani. Świadectwo naszej wiary i naszego opowiedzenia się za wartościami ewangelicznymi mogą się spotkać z odrzuceniem czy wręcz pogardą ze strony innych i jako uczniowie Jezusa musimy uczyć się na to godzić, idąc dalej przez życie, pozostawiając innym wolność i możliwości wyboru, gdyż sam Bóg niegdyś tej wolności, którą dał człowiekowi nie kwestionuje. W takiej postawie nie ma żadnej obojętności czy pogardy wobec drugiego człowieka, jest zgoda na to, że nie wszystko musi pójść po naszej myśli i według naszego planu. Oczywiście nic nie przeszkadza nam modlić się za innych. Trzeba jednak abyśmy byli wolni od przekonania, że w życiu innych powinny się realizować plany, które my mamy na ich życie. A to wcale nie rzadka pokusa.

Uczeń Jezusa jest kimś, kto żyje lub przynajmniej nosi w swym sercu pragnienie w takiej wolności i wytrwale, krok po kroku się jej uczy.

I druga cecha, o której wspomniano: jedność. To nie przypadek, że Jezus wysyła swoich uczniów po dwóch. Jest to odpowiedź na zasady istniejące w prawie żydowskim, które mówiło o tym, że zgodne świadectwo dwóch osób jest niepodważalne. Jedność i jednomyślność uczniów miały być źródłem mocy ich świadectwa.

Czytając o tym myślę sobie jak bardzo to aktualne nie tylko w stosunku do posłanych dziś na świat kapłanów, zakonników, czy sióstr zakonnych. Im mniej wśród nich jedności, tym bardziej ich świadectwo życia jest nieautentyczne. Widać to dzisiaj na poziomie parafii, gdzie księża nie potrafią się ze sobą dogadać, czy na poziomie hierarchów, którzy opowiadając się za taką lub inna „opcją” formułując swoje nauczanie (nie pomijając w tych sporach mediów społecznościowych) dają pożywkę tym, którzy pragną podważyć autorytet Kościoła i nie dostrzegają, że bark jedności boleśnie godzi w Kościół i w tych, którzy chcieliby w jego czytelnym i jednomyślnym nauczaniu znaleźć światło i oparcie.

W to Jezusowe posłanie „po dwóch” można wpisać także powołanie małżeńskie. To co sprawia, że małżeństwa stają się świadkami wiary, na której budują swoją codzienność jest ich jedność i wzajemna miłość, dzięki której stają się oparciem dla siebie i znakiem dla innych. Każdy brak jedności i miłości godzi nie tylko we wspólnotę małżeńską, ale i w rodzinę, której część ta wspólnota stanowi: dzieci, wnuki, krewnych. Jak mówi Chrystus” „dom, który wewnętrznie jest podzielony, nie może się ostać”. Dzisiaj wielu młodych ludzi, którzy rezygnują z sakramentalnych małżeństw jako jeden z powodów podają to, że nie chcą powtarzać piekła, które zgotowali sobie ich rodzice, gdy ich relacje się popsuły.

Takich przykładów skutków braku jedności można jeszcze mnożyć.

Dzisiejsza Liturgia Słowa chce umocnić w nas przekonanie, że świat jest rozumnym dziełem Boga Stwórcy, że nic i nikt nie istnieje bez określonego sensu. W szczególności my, ludzie, nie jesteśmy stworzeni bez celu. Każdy ma swoją misję do wypełnienia, swoje powołanie i to ona ostatecznie nadaje sens życiu i świadczy o jego jakości.

Święty Ireneusz z Lyonu, jeden z wielkich nauczycieli wiary z II wieku, uczył, że „chwałą Bożą” jest przede wszystkim „żywy człowiek”. Żywy – czyli żyjący pełnią życia, w prawdzie i miłości. Święty Jan przypomina słowa modlitwy Jezusa: „życie wieczne polega na tym, aby wszyscy poznali Ciebie, Ojcze” (J 17, 3). Bóg chce żebyśmy Go poznali, bo bez poznania nie ma mowy o zaufaniu i miłości. Kiedy wczytamy się w historię biblijną łatwo odkryjemy w niej prawdę o tym, że prawdziwe poznanie jest nieodłączne od miłości, a umiłowanie Boga – od zaufania Mu.

 To, co najmocniej wybrzmiewa w Modlitwie Arcykapłańskiej Jezusa, to prośba aby Jego uczniowie „byli jednością, aby świat poznał, że to Ty Mnie posłałeś i tak ich umiłowałeś, jak Mnie umiłowałeś”. Nie wolno nam zlekceważyć tego zadania. Szczególna zaś misja uczniów Jezusa – o której tak łatwo zapominamy – to budowanie jedności w tak bardzo podzielonym dziś świecie. A to budowanie zaczyna się od jedności naszego serca i jedności, jaką tworzymy z tymi, których na co dzień mamy obok siebie.