Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Jesteśmy ikoną Trójjedynego Boga

Jezus powiedział do Nikodema:

«Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego». (J 3, 16-18)

Kiedy myślimy o tajemnicy Trójcy Świętej, chcemy przede wszystkim wyrazić wdzięczność za to, że Bóg pozwolił się poznać. Gdyby się nie odsłonił przed człowiekiem, teologia byłaby rozprawianiem o wytworach naszej wyobraźni. Inicjatywa jest od początku po Jego stronie.

Pierwsze nasze spotkanie z Trójcą Świętą ma miejsce wtedy, gdy jako dzieci uczymy się znaku krzyża. W Starym Testamencie Bóg także powoli, jak dzieciom odsłania przed nami prawdę o swojej naturze. O tym, że Bóg niekoniecznie jest w jednej osobie może nam sugerować historia spotkania Abrahama opisana w 18. rozdziale Księgi Rodzaju.  

W kościele Saint-Étienne-du-Mont w Paryżu, na siedemnastowiecznym witrażu, przedstawiającym właśnie to spotkanie Abrahama z Bogiem pod dębami Mamre można przeczytać zdanie: „Zobaczył trzech i oddał cześć – jednemu”.  Zdanie to należy do św. Augustyna, który w ten sposób komentuje to, że właśnie w tym spotkaniu z Abrahamem Bóg po raz pierwszy odsłania nam się jako Trójca. Obraz tego spotkania ukazuje słynna ikona autorstwa Rublowa.

Siedząc przed namiotem, Abraham ujrzał trzech mężów, oddał im pokłon, a potem – o dziwo – uporczywie zwracał się do nich w liczbie pojedynczej (Rdz 18, 1-5).

Nie rozumiem, dlaczego w liturgicznych czytaniach na Niedzielę Trójcy Świętej nigdy nie przywołuje się tego fragmentu Księgi Rodzaju, skoro tak doskonale obrazuje on zarówno nasze zagubienie wobec tajemnicy Trójjedynego Boga, jak i drogę ku jej odkryciu.

Chrystus także powoli przygotowywał Apostołów do ukazania im prawdy o tym, że Bóg jest w rzeczywistości Trójcą osób.

Ostatecznie przypieczętował tę prawdę słowami swego posłannictwa skierowanego do uczniów: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19).

Zgłębianie tej prawdy zajęło nam kilka wieków i choć dzisiaj możemy się odwołać do genialnych definicji i wspaniałych teologicznych traktatów na temat Trójcy Świętej, to wciąż się gubimy w pochodzeniach, relacjach, hipostazach… Tak łatwo jest skapitulować wobec tego, czego do końca nie rozumiemy.

Bóg jednak nie objawia swojej tajemnicy po to, by się popisać przed nami tym, jak bardzo jest skomplikowany. Objawienie jest zawsze bardziej zaproszeniem do uczestnictwa niż do zrozumienia. Wiara, to zgoda na to, że Bóg do końca pozostanie dla nas tajemnicą, która w pełni odsłoni się przed nami dopiero w przyszłym świecie. Jednak jak pisze autor „Obłoku niewiedzy”: owa niewiedza i niezrozumienie nie przeszkadzają nam uczestniczyć w życiu Boga i pozwolić się zanurzyć w oceanie Jego miłości.

Intrygujące, że dzisiejsze czytania nie mówią wprost o relacji między Ojcem, Synem i Duchem – a można takie fragmenty znaleźć w Piśmie Świętym, szczególnie u św. Jana – wielkiego teologa Trójcy Świętej. Dzisiejsza Liturgia Słowa opowiada za to o Bożej relacji do nas, jednocześnie domagając się odkrywania na nowo, co to znaczy dla nas, dla mnie, że Bóg jest Jeden, ale w Trzech Osobach.

Czytanie z Księgi Wyjścia podkreśla motyw Bożej obecności pośród ludu Izraela. Pomimo ich win i grzechów Święty, Ten, który nie ma nic wspólnego z grzechem, jest blisko nich, a nawet więcej: czyni ich swoim dziedzictwem (Wj 34, 9). Ten motyw podejmuje też św. Paweł w pozdrowieniach dla wspólnoty w Koryncie: „Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami!”, a później precyzuje, jak ta obecność się realizuje: poprzez „łaskę Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym” (zob. 2 Kor 13, 11. 13).

Ewangelia ostatecznie pokazuje, jak wielka to miłość, jak wielka to łaska i jak wielka to jedność (por. J 17). Nie chodzi o mało znaczącą sprawę: w centrum Bożego zainteresowania jest nasze zbawienie, czyli nasze ocalenie. Przez wiarę w Syna Bożego wchodzimy w Tajemnicę Trójcy, czyli Boga, który daje nam siebie samego, abyśmy żyli.

Każdy z nas został stworzony na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1, 26-27), dlatego tak kolosalne znaczenie ma to, że wierzymy w Boga Trójjedynego: jesteśmy Jego ikoną, dlatego, aby w pełni żyć, musimy dawać siebie – innym.

Prawda o Trójcy Świętej, z pozoru odległa, abstrakcyjna, ma genialne przełożenie na nasze życie. Uczy nas, że człowiek nie może być sam! Musi żyć w relacji do innych. Ale prawdziwie ludzkie relacje to takie, które nie tylko, że nie umniejszają oryginalności żadnej z osób, ale wydobywają jej wyjątkowość na światło dzienne.

Jezus zostawia uczniom ostatni nakaz, aby nauczali i udzielali chrztu „w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

Sensem chrztu jest to, że poza zgładzeniem grzechu zanurza nas w Bogu. I dobrze byłoby, żebyśmy żyjąc łaską chrztu nigdy nie zapomnieli, że od tej pory dla chrześcijanina „być u siebie” znaczy ostatecznie być zanurzonym w Bogu.

Bez tego zanurzenia chrześcijanin nigdy i nigdzie nie będzie się czuł u siebie.