Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Kąciki – niezwykła ceremonia w niezwykłym zakątku

DSC_0202

Pomyślałem sobie, że jestem winien wpis na blogu naszym Przyjaciołom z Sanghi Zen Kanon, dzięki którym dane nam było (mnie i Doborowemu Towarzystwu z grupy medytacyjnej) uczestniczyć minionej soboty w niecodziennej ceremonii Mountain Seat – tzn. uroczystości ustanowienia opatem Sanghi zaprzyjaźnionego z nami Mikołaja Uji Markiewicza, który w zeszłym roku otrzymał od Roshiego Jakusho Kwonga przekaz Dharmy.

Ceremonia była tyleż urokliwa, co magiczna. Magiczna oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale sądzę, że ktoś ze Wschodu, wychowany w kulturze buddyjskiej, gdyby po raz pierwszy zawitał na naszą Mszę świętą miałby podobne spostrzeżenie. Była również urokliwa, zwłaszcza ze względu na scenerię, jaka tworzyła jej tło: natura, las, które doskonale współgrały z przwoływanymi w czasie ceremonii żywiołami, powietrzem czy dziesięcioma stronami świata.

DSC_0164

Moją obecność (niczym nie zasłużoną) poczytuję sobie, jako dar i życzliwość ze strony Roshiego Mikołaja, ale też i wielki ukłon w stronę zarówno jego samego jak i obecnego na ceremonii Roshiego Kwonga, którego miałem okazję spotkać drugi raz (po raz pierwszy przed wielu laty w Lubiniu). Zawsze ten skromny człowiek robi na mnie wielkie wrażenie – pewnie już jest urok Bożego człowieka.

Równie zaskakująca, co urzekająca była życzliwość, z jaką zostaliśmy przyjęci. Jakbyśmy byli stałymi bywalcami miejsca. Piszę to, gdyż dla mnie – osoby od wielu lat uczestniczącej w dialogu zarówno międzyreligijnym jak i ekumenicznym – to szczególnie uderzające, że pomimo dzielących nas tradycji religijnych, możemy czuć się wśród Przyjaciół z Sanghi dobrze i widzieć w sobie duchowych pielgrzymów, którzy choć różnymi drogami zdążają przecież ostatecznie do jednego celu, nawet jeśli czasem inaczej go rozumieją czy nazywają.

Tym bardziej uderza mnie życzliwość ludzi, których tam spotkałem, że często nie dane mi jest odczuwać jej w podobnym stopniu, wśród wyznawców tej samej religii – chrześcijan, choć reprezentujących różne konfesje wyznaniowe. Nie mam wątpliwości, że klimat spotkania tworzą przede wszystkim ludzie, ich życzliwość i otwartość, ale próbuję sobie tłumaczyć to również tym, że z przedstawicielami buddyzmu nie mamy wspólnej historii, z której mogłyby wyrastać jakieś zranienia czy nieufność, choć akurat w tym względzie chrześcijanie innych wyznań w Polsce nie powinni mieć powodów do narzekań.

DSC_0123

Mógłbym w tym miejscu zakończyć mój wpis, opatrując go kilkoma fotkami z ceremonii w Kącikach (produkcji Maćka), ale uświadomiłem, sobie jadąc w tamtą stronę, że jest też jeszcze jeden powód mojej obecności na uroczystości Mountain Seat , który warto przywołać. Jest nim – osobiście dla mnie – osoba (nie mam wątpliwości również duchowo obecnego tam, w Kącikach) ojca Jana Berezy. Jestem bowiem świadom, że nie byłoby ani mnie na tej uroczystości, ani nie dane byłoby mi poznać Roshiego Kwonga, czy Mikołaja Markiewicza, gdyby nie właśnie ojciec Jan. Zresztą bez niego nie było by też ani grupy medytacyjnej, której mam łaskę od dziesięciu lat uczestniczyć, ani bloga, którego czytacie… (ale o tym innym razem). Zatem gdy nowy Opat Leśnego Klasztoru – Roshi Uji Markiewicz składał kadzidło bodaj przy trzecim ołtarzu, wspominając byłych mistrzów, których życie i nauczanie było niczym kamienie milowe na drodze duchowej tradycji Sanghi ja w duchu pomyślałem sobie właśnie o ojcu Janie, łącząc się w Roshim Mikołajem Ujim w składaniu tego dziękczynnego kadzidła Panu Bogu właśnie wspominając i dziękując za osobę ojca Jana Berezy. Ufam, że tym moim duchowym aktem nie sprofanowałem ceremonii i że nowy opat, ponieważ jest człowiekiem wielkiego serca mi to wybaczy. Wszak sam znał ojca Jana.

DSC_0278

 

Trak więc miał rację Roshi Kwong mówiąc, że „Kąciki to mały kącik, który zawiera cały wszechświat” a nawet więcej, bo nie mam wątpliwości, że duchowo byli tam również obecni ci, którzy żyjąc już poza wszechświatem w wiecznym teraz Boga dzielili z nami radość tego wydarzenia.

DSC_0036