Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Kim jest dla mnie Chrystus?

Czerwiec, to na większości uczelni czas sesji egzaminacyjnych a te mają to do siebie, że nie da się na nich uniknąć trudnych pytań. Wobec takich trudnych pytań Jezus postawi dzisiaj także Apostołów. Nie wolno nam jednak przemilczeć jednego faktu, który przywołuje Ewangelia. Zanim Jezus zada apostołom trudne, wręcz przełomowe pytanie, modli się, rozmawia z Ojcem. W te sposób chce nas nauczyć czegoś zasadniczego z punktu widzenia wiary, tego mianowicie, że: ważne decyzje, trudne rozmowy wymagają modlitwy. Zanim zatem zadamy komuś trudne pytanie, dokonamy ważnego wyboru w życiu, warto porozmawiać o tym z Ojcem w niebie. Zapytać Go, co On o tym sądzi? Poprosić o mądrość, o światło, o pomoc.

Jezus zaczyna dialog z uczniami od pewnego pytania pobocznego: „Za kogo uważają Mnie tłumy?” Celem rozmowy jest jednak otrzymanie odpowiedzi na pytanie zasadnicze, wręcz fundamentalne: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Jest to pytanie, które ma odsłonić prawdę o tym, czy Apostołowie rozpoznali w Nim obiecanego Mesjasza? Jest to zatem pytanie zarówno o wiarę jak i o relację. Kiedy nam na kimś zależy, wtedy pytamy od czasu do czasu: „kim jestem dla ciebie, co dla ciebie znaczę?”.

Taki właśnie sens ma pytanie Jezusa. Być chrześcijaninem oznacza odkryć, kim jest Jezus. Zobaczyć w Nim Tego, kim On naprawdę jest. Uznać w Nim Mesjasza, Zbawiciela, czyli Tego, który wyzwala mnie ze zła i daje nowe życie. Tego, który temu życiu nadaje nowy sens i nowy kierunek.

Gdy Apostołowie przywołują opinie, które krążyły wśród innych o Chrystusie uświadamia nam to, że miały one też wpływ na uczniów. Sami też często tego doświadczamy, że słuchamy zdania innych i one bywa, że wpływają na nasze własne opinie. W przytoczonych opiniach o Jezusie jest dużo prawdy, bo przecież Jezus jest wysłannikiem Boga, jest też w pewnym sensie prorokiem. Ale to wciąż za mało. To tylko część prawdy.

Dopiero odpowiedź Piotra zostaje uznana za wyczerpującą. Piotr swoją postawą ukazuje drogę wiary dla każdego z nas. Być prawdziwym uczniem Chrystusa, to odkryć w Nim Mesjasza, nie na podstawie opinii innych, ale na podstawie własnego doświadczenia i osobistej relacji z Nim. Na Chrystusie nie tylko wypełniają się obietnice Starego Testamentu. On ustanawia zupełnie nową relację człowieka z Bogiem, opartą na bliskości, miłości i na odkryciu siebie w roli dziecka wobec Boga, który jest Ojcem. Dopiero komuś takiemu mogę zaufać, mogę powierzyć mu swoje życie bez zastrzeżeń, mogę dać się poprowadzić w nieznane…

Dziwnym może okazać się nakaz „żeby Apostołowie nikomu o tym nie mówili”. Przecież mieli być świadkami. To prawda, ale jeszcze nie teraz. Nie można bowiem głosić Jezusa w oderwaniu od krzyża i zmartwychwstania. To dopiero te wydarzenia ukazują prawdę o Bogu, który jest miłością i wyzwala nas od zła, cierpienia, śmierci, ale nie przez to, że je usuwa, lecz przez to, że nawet, gdy pozostają one integralną częścią naszego życia, On ma moc przeprowadzić nas przez to wszystko zwycięsko, jeśli Mu zaufamy.

Przeżywamy Rok Miłosierdzia i wielu cieszy się z tego czasu łaski. Ale byłoby jakimś nieporozumieniem, gdybyśmy próbowali rozumieć i głosić miłosierdzie w oderwaniu od Krzyża. Wówczas zapominając o cenie, jaką Chrystus zapłacił na krzyżu za wyzwolenie nas z jarzma grzechu i śmierci, łatwo skupić się jedynie na przebaczeniu – jako owocu miłosierdzia, ale zapomnieć, że jego konsekwencją jest też wezwanie do nawrócenia i przemiany, gdyż to ono staje się dopiero dowodem prawdziwie przyjętej miłości i odpowiedzią na tę miłość, jakiej doświadczyliśmy od Boga. Miłosierdzie nie łagodzi radykalizmu Ewangelii, lecz je podkreśla. Prawdziwa miłość jest bowiem wymagająca inaczej byłaby jedynie karykaturą miłości.