Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Ku tajemnicy Trójcy Świętej

Jezus powiedział swoim uczniom:
”Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”. (J 16,12-15)

Za każdym razem kiedy mam coś mówić lub pisać o tajemnicy Trójcy Świętej przenika mnie – zgodnie z odczuciem psalmisty – lęk i drżenie. Czasem wydaje mi się, że im dłużej uprawiam teologię, im więcej czytam na ten temat, tym wiem mniej. Nie pamiętam już, kto był pierwszym autorem stwierdzenia (które znalazłem u Karla Rahnera), że „Człowiek, który chciałby zrozumieć Boga, co najwyżej straci zmysły”. A przecież Bóg jednak zaprasza nas od poznania Go a więc poniekąd też do zrozumienia, bo jedno z  drugim nieodzownie się łączy.

Ponieważ jedną z moich pasji jest żeglowanie, to tajemnica Trójcy Świętej zawsze kojarzy mi się z bezkresem oceanu i nasze poznawanie jej wydaje się wprost proporcjonalne do chęci ogarnięcia go. I choć może to dalekie porównanie, ale podobnie jak nasza małość, gdy stajemy na małej łódce wobec potęgi i tajemnicy oceanu przypomina mi nasza małość, gdy stajemy wobec tajemnicy Boga w Trójcy Świętej. Piękne słowa znalazłem u Wilfrida Stinissena, który w jednej ze swoich książek pisze: ”Ale z chwilą kiedy znajdujemy się wobec tajemnicy Boga (czy to w modlitwie, czy przed tabernakulum, czy też w ramach rozważań teologicznych)  wszystko wydaje się znów takie trudne, że można by tę postawę określić jako całkowitą bezradność. Najdziwniejsze w tym jest to, że możesz czytać książki o Bogu, studiować teologię, rozważać Słowo Boże, wygłaszać o Bogu homilie. Ale z chwilą kiedy stajesz wobec tajemnicy Boga, jako drugiej osoby wszystkie te słowa tracą znaczenie. Zdarza się, że nawet nie potrafisz rozumieć znaczenia słów „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”, które kończą modlitwę brewiarzową. Skąd zatem ta niemoc? Ma ona swoje źródło w tym, że teraz, na głębszej płaszczyźnie – jaką tworzy prawdziwa relacja – zaczyna wzrastać coś, co bardziej zostaje człowiekowi odbierane niż dodawane. W relacji, która budujemy z Bogiem – w przeciwieństwie do teorii, jakie próbujemy stworzyć na temat Boga – zaczyna się On udzielać duszy nie poprzez zmysły, czy za pomocą rozumowania, które kojarzy i dzieli pojęcia, lecz za pomocą czystego ducha, w którym nie ma już rozważania sukcesywnego”. [Droga modlitwy wewnętrznej]

Te słowa oddają coś, co jest nam wszystkim wspólne – jako doświadczenie – w poznawaniu Boga i Jego tajemnicy i pokazują, że ścieżka, którą zazwyczaj obieramy – ścieżka rozumu i zmysłów w gruncie rzeczy najmniej prowadzi nas do Jego poznania. Nie neguję tutaj potrzeby rozwijania teologii, podobnie jak nie neguję używani rozumu w poznaniu Boga, bo przecież właśnie między innymi po to Bóg nam je dał. Wydaje mi się jednak, że zazbytnio ufamy tym narzędziom, które mogą nas łatwo zwieść w tym poznaniu.

Dla mnie od kilku lat fenomenalnym „tłumaczem” tajemnicy Boga w Trójcy Świętej jest nasz polski teolog z królewskiego Krakowa ks. Prof. Robert Woźniak. Bardzo polecam jego rekolekcje o Trójcy Świętej (można je znaleźć zarówno wydane na CD jak i na youtube). Prostota jego przekazu i pasja z jaką to robi porywają a przy okazji ks. Robert jest człowiekiem głębokiej wiary (co nie zawsze wcale idzie w parze uprawianiem teologii) a wydaje się niezbędne, aby nie pobłądzić na ścieżce poznawania Boga, co ostatnimi czasy uczyniła teologia zachodnia, która – używając słów ks. Prof. Woźnaka – próbując mówić o Bogu „radykalnie odmawia uznania prawdy”, co rzeczony teolog określa mianem „spisku przeciwko Logosowi” (czyt: rozumowi).

Trzeba zatem z pokorą uznać, że nie zgłębimy tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, możemy się jednak do niej pokornie zbliżyć (i słowo POKORA należałoby w tym miejscy podkreślić), bo to właśnie jej wielu współczesnym teologom brakuje. A bez niej jest wprost niemożliwym takie kształtowanie swojej wiary, by ona nas prowadziła ścieżkami zbawienia.

Zanim przejdę do refleksji na czytaniami mszalnymi – jeszcze jedna dygresja. Rekonwalescencja po operacji, która zmusiła mnie ostatnimi czasy do nieruszania się z domu była błogosławionym czasem odrobienia zaległości w czytaniu lektur. I nawiązując do rozważanego dziś tematu tajemnicy Boga wydaje mi się, że znalazłem drugą, najpiękniejszą książkę w moim życiu (jeśli liczyć Pismo Święte, to trzecią). Książka nosi tytuł „Halo Pan Bóg? Tu Anna…” To pełna uroku opowieść starego, genialnego samouka z robotniczej dzielnicy Londynu o spotkaniu z małą Anną, dzieckiem niezwykłym, niesłychanie wrażliwym. Autor i bohaterka wspólnie poszukują w świecie prawd o „panu Bogu” i wspólnie je odnajdują, opowiadając o tym własnym, niekonwencjonalnym językiem: „Mając pięć lat, Anna znała już doskonale cel istnienia, rozumiała co to jest miłość i była osobistą przyjaciółką i pomocnicą pana Boga…”

Jak ktoś pięknie spuentował tę książkę: „Filozofia życia równa św. Augustynowi. Piękna i lekka, realistyczna i radosna. Kerygmat w wydaniu dziecka. Doktorat najwyższych lotów. Nie pojmuje dlaczego nie otrzymała nagrody nobla skoro innym mniejszym się ją dostało”. Urok tej historii, czy zdarzyła się czy nie zachwyca i onieśmiela mnie właśnie w kontekście szukania zrozumienia Boga i pokazuje, że małe dziecko może być bliżej tej tajemnicy niż wielu wielkich teologów. Serdecznie tę lekturę polecam.

A odnosząc się już wprost do poszukiwania prawdy o Bogu, która wypływa z liturgii słowa to w pierwszym czytaniu przeznaczonym na dzisiejszą uroczystość (choć zaczerpnąłem ją z roku A, bo wydaje mi się lepiej oddawać to doświadczenie odkrywania Boga) jesteśmy świadkami spotkania Mojżesza z Bogiem. Padło tam takie stwierdzenie: „A Pan zstąpił w obłoku”. (Wj 34,5a) Jest to doświadczenie wpisane w nurt wielkiej tradycji biblijnej – Bóg objawia się w obłoku, obłok prowadzi Izraelitów do Ziemi Obiecanej, obłok towarzyszy prorockim wizjom, obłok widzimy na górze przemienienia, obłok mamy przy wniebowstąpieniu Jezusa.

Dlaczego obłok? Zauważmy, że cechą charakterystyczną obłoku jest to, że jednocześnie pokazuje i kryje. Bóg jest – obłok jest symbolem tej obecności, ale ten sam Bóg w tym samym obłoku się ukrywa. To ważne spostrzeżenie i wskazówka w naszych próbach poznania Boga. Bóg da się poznać człowiekowi, ale nigdy do końca. Bóg zawsze pozostanie tajemnicą – wiemy, że ta tajemnica jest, ale nigdy „nie rozgryziemy” jej do końca. Do tej symboliki odwołuje się zresztą anonimowy autor „Obłoku niewiedzy” – fenomenalnego traktatu będącego swoistym podręcznikiem zarówno od strony duchowej jak i psychologicznej życia mistycznego, zrodzonego z osobistego doświadczenia autora. (Nota bene również gorąco polecam lekturę tego tekstu  i podpowiadam, że najlepiej czytać go z komentarzem).

Zarówno wspomniany traktat jak i czytania biblijne są dla mnie potwierdzeniem tego, że Bóg jest dobrym pedagogiem – wie, że nie wszystko i że nie naraz człowiek może przyjąć (To jest ta Mądrość z dzisiejszego pierwszego czytania!) Poznawanie Boga to długi proces. Ale zarówno Pan Bóg jak i my mamy na to czas – cała wieczność jest przeznaczona na to poznanie dla kogoś, kto chce to zrobić. Doczesność to jedynie preludium, dzięki któremu mamy się opowiedzieć czy tego chcemy czy też nie. Żaden dobry nauczyciel wie, że ucznia nie da się zmusić do zdobywania wiedzy, jeśli sam tego nie pragnie.  

Kiedy jesteśmy świadkami biblijnego spotkania Mojżesza z Bogiem uderza nas jeszcze jedna rzecz, otóż Mojżesz  pada na twarz. Mimo tego, że ten Bóg objawia się jako „Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność”. W księdze Wyjścia widać szacunek i dystans tak potrzebny w szukaniu prawdy o Bogu (i raz jeszcze przywołując w tym miejscu Obłok niewiedzy, tak widoczny w tym traktacie). Współczesny człowiek podobnie jak wielu współczesnych teologów zatraca ów szacunek i dystans. Traktuje się dziś Pana Boga jak przyjaciela, partnera do rozmowy etc. A zapomina o tej rzeczonej pokorze, która podpowiada nam, że jedyną właściwą postawą człowieka wobec Boga jest postawa „na klęczkach”.

To nie znaczy, że Pana Boga nie możemy traktować jak Przyjaciela. Moment wcielenia – gdy Syn Boży przyjmuje ludzką naturę i staje się nam tak bliski – przełamuje nieco ten dystans, bo Jezus wie, że z bliska widać więcej. Ale nie wolno nam zapominać, że to zbliżenie do Pana Boga sprawia, że i tak dzieli nas od niego ocean Tajemnicy, który tylko On może przekroczyć jeśli zechce. Nigdy nie zrobimy tego my o własnych siłach a już z pewnością mocą naszego ograniczonego rozumu. Owszem Chrystus zaprasza nas do zbliżenia się do Boga, które w czasach Starego Testamentu było nie do pomyślenia. Ale podkreślmy to raz jeszcze owo zbliżenie nie unieważnia tego dystansu, który zawsze nas dzieli jako stworzenia i Stwórcę.  Jezus jednak wprowadza nas w relację bliskości z Ojcem, gdyż wie, że jeśli człowiek podejdzie bliżej do Boga i przekona się do pewnej zażyłości z Nim, to Bóg wprowadzi go w tajemnicę swego wewnętrznego życia. Jednak zawsze, podkreślmy to – zawsze – owo wprowadzenie dokonuje się dzięki Jego łasce a nie naszym zdolnościom (co do tego nie pozostawia wątpliwości dzisiejsza Ewangelia). Jest darem i tajemnicą a nie owocem naszych wysiłków. I tylko wówczas, gdy człowiek oprze się bardziej na Jego łasce niż na swoim rozumie ma szansę odkryć, że Bóg nie przestając być jednością okazuje się być jednocześnie wspólnotą – wspólnotą boskich osób – Ojca, Syna i Ducha – zamieszkujących w człowieku.

Odkrywa to przed nami św. Paweł, który swoje listy często zaczynał lub kończył znanym sformułowaniem: „Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami.” (2Kor 13,13)

Jeszcze głębszym zrozumieniem tajemnicy Boga jest Ewangelia. Pokazuje ona rację istnienia, przyczynę tej boskiej Wspólnoty. Jest nią miłość. Św. Paweł powie wprost, że to o nią opieramy nasze nadzieje. [Rz 5,5]

„Bóg umiłował!” (J 3,16). To jest fundament na którym Jezus a po nim św. Paweł i inni apostołowie budują. Bóg umiłował siebie, w osobach Trójcy, umiłował człowieka, umiłował świat. Pewnie jeszcze większą tajemnicą od tajemnicy Trójcy, jest fakt, że Bóg ma serce, a to serce kocha.

To odkrycie wskazuje nam pewien kierunek odkrywania prawdy o Bogu. Otóż chcąc poznać Go musimy zwrócić się nie na zewnątrz – choć świat zewnętrzny może być czasem pomocny w odkrywaniu śladów tej Bożej miłości – ale ku wnętrzu, ku naszemu sercu, bo to właśnie tam jest ukryta ta tajemnica, do zgłębienia której zaprasza nas przedwieczny Ojciec o czym przypomina nam św. Jan od Krzyża. Na tę prawdę zresztą wskazuje też św. Paweł, który mówi, że „miłość Boża został rozlana w naszych sercach przez Ducha świętego, który został nam dany.” [Rz 5,5]

Taki kierunek rozważań skłania nas teraz do uświadomienia sobie tego, że sami będąc stworzeni na obraz i podobieństwo Boga mamy wpisaną w swoją naturę potrzebę wspólnoty i kochania. Jednak nie przez przypadek w pierwszym przykazaniu stoi wezwanie, żeby tę miłość i wspólnotę budować najpierw w oparciu o odniesienie do Pana Boga, bo w przeciwnym razie nasza grzeszna natura bardzo łatwo je wypaczy, czego dzisiaj często jesteśmy świadkami.

Mamy w sobie głęboką, niepokonalną potrzebę bycia z kimś, dla kogoś, mamy potrzebę kochania. Bycie z innymi to nasza natura. Problem polega na tym, że dziś próbuje się tę naturę oszukać, poprzekręcać, przemalować. Jednym słowem wracamy do tego o czym mówił ks. Robert Woźniak – próbuje się zakwestionować prawdę.

Cała Ewangelia ostatecznie pokazuje, jak wielka to miłość, którą zostaliśmy pokochani przez Boga; jak wielka to łaska, którą zostaliśmy obdarowani i jak wielka to jedność, do której zostaliśmy zaproszeni (por. J 17). Nie chodzi o mało znaczącą sprawę: w centrum Bożego zainteresowania jest nasze zbawienie, czyli nasze ocalenie. Przez wiarę w Syna Bożego wchodzimy w Tajemnicę Trójcy, czyli Boga, który daje nam siebie samego, abyśmy żyli.

Każdy z nas został stworzony na obraz i podobieństwo Boga i próba negacji tego niczego nie zmieni i nie zakrzyczy prawdy, która dziś tak wielu osobom się nie podoba (Rdz 1,26–27), dlatego tak kolosalne znaczenie ma to, że wierzymy w Boga Trójjedynego: jesteśmy Jego ikoną, dlatego, aby w pełni żyć. Bez Niego i bez uczestniczenia w Jego życiu prawdziwe i pełne życie jest po prostu niemożliwe, choć znowu wielu pozwoliło zarazić się szatańską iluzją, że jest inaczej!