Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Maryja – Królowa

Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.

Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.(J 19,25-27)

Może nas trochę dziwić ten powrót pod Krzyż, pomimo iż trwamy w okresie wielkanocnym a ponadto obchodzimy uroczystość Maryi Królowej – którą można zaliczyć do radosnych i szczęśliwych obchodów. Skąd zatem Krzyż? Czy obraz umierającego Chrystusa nie burzy trochę radości dzisiejszego święta?

Sądzę, że każdy, kto ma choćby minimalną świadomość religijną wie, że my – chrześcijanie bez Krzyża nie mamy nic! Nikt piękniej nie ujmuje tego niż św. Paweł, który mówi: „Będę się chlubił z Krzyża mojego Pana Jezusa Chrystusa” a dzisiaj dodaje, że to właśnie dzięki tej jedynej w swoim rodzaju ofierze Krzyża: On, czyli Chrystus, „uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów”.

Ewangelia św. Jana potwierdza tę prawdę, że wszystko co chrześcijańskie, rodzi się właśnie wtedy, gdy Jezus umiera na Krzyżu. I to dlatego Jan jako jedyny z Ewangelistów pisząc o ostatnich chwilach życia Jezusa ostro zarysowuje Jego uczucie do dwóch najbliższych Mu osób, tych, którzy poznali odgłos bicia Jego serca. Wpierw patrzy na Matkę, a raczej na to, co jest między Nim a Nią, na bosko-ludzką relację z człowiekiem-matką. Potem widzi ukochanego ucznia, który przyszedł na Golgotę wbrew wszelkiej logice lęku i ucieczce starszych apostołów. Przyszedł z powodu potężnego i świętego pragnienia, które w nim zamieszkało w czasie Ostatniej Wieczerzy. Jak pięknie komentuje tę scenę jeden z najwybitniejszych współczesnych teologów Hans Urs von Balthasar: „Chrystus w obliczu miłości do Matki i do Jana w piąty dzień nowego tygodnia stworzenia dopełnia dzieła, które rozpoczął wraz ze stworzeniem człowieka ogłaszając każdemu z osobna nową, najintymniejszą relację między sobą-Bogiem, umierającym na krzyżu z miłości do człowieka a tymi, których kocha”. Przestrzenią w której od tej chwili będzie się realizowała ta relacja jest Kościół. Kościół, który zostaje zrodzony z przebitego boku Chrystusa.

I przez wieki będziemy słyszeli różne opinie o Kościele i jego wyznawcach, raz pochlebne innym razem mniej, ale trzeba powiedzieć sobie wyraźnie: nie ma innej przestrzeni na świecie  która w takim wymiarze jak Kościół może odpowiedzieć na pragnienie ludzkiego serca tęskniącego za miłością Boga; nie ma innej przestrzeni, która może nakarmić człowieka Bogiem przez sakramenty; nie ma innej przestrzeni, w której do końca będzie można usłyszeć bicie bosko-ludzkiego Serca…

Tych dwoje ludzi spod Krzyża stworzyło – jako pierwsi – relację opartą na wierze w Chrystusa i miłości do Niego i do siebie, która będzie od tej pory sednem relacji w Kościele. I bez względu na to, jak jesteśmy ułomni czy grzeszni Kościół będzie istniał tak długo jak długo choćby jedna osoba będzie widziała sens budowania relacji z Bogiem i z człowiekiem opartych na wierze w Chrystusa i miłości. Ta wiara i miłość są mocą Kościoła, dzięki którym moce piekielne go nie przemogą, dlatego, że  ich źródłem i zabezpieczeniem  jest Duch Święty, którego Chrystus rozlał w naszych sercach i dzięki któremu możemy naszą wiarę i miłość wznosić na zupełnie inny – duchowy poziom.

Wspominamy dzisiaj Maryję, jako Królową. Ona wpisuje się w dzieło swojego Syna, który jako Król uczył nie, jak rządzić – to potrafi lepiej lub gorzej każdy – ale jak uklęknąć przed drugim człowiekiem i wydobyć z niego dobro, blask, jak oczyścić mu stopy i patrzeć na niego z zachwytem. I tak Ona – w wizji apokaliptycznej św. Jana ukazana jako Królowa, choć jednocześnie Służebnica Pańska, nie przestaje wydobywać dobra z ludzi, którzy wierzą w Chrystusa i poznają Jego miłość.

Maryja Królowa dzięki Chrystusowi dostąpiła między innymi łaski królowania nad grzechem. To znaczy, że taki stan jest możliwy także w naszym życiu. Z Chrystusem możemy panować nad grzechem i nie dać się mu zniszczyć. Nawet jeśli nam się grzech przydarzy, to nie dopuścimy, by w nas zakrólował. Zgrzeszyć jest bowiem rzeczą ludzką, ale trwać w grzechu – czyli oddać mu nad nami władzę – jest rzeczą szatańską.

Często jest tak, że w obecności niektórych osób, naszych przyjaciół i ludzi Bożych, czujemy się lepsi (w tym pozytywnym sensie). Kiedy jesteśmy obok kogoś, kto nas kocha, nabieramy odwagi, możemy czynić więcej niż tylko tyle, na ile wydaje nam się, że nas stać.

I tak jest z Maryją: będąc blisko Niej, możemy poczuć się lepsi, nabrać odwagi, bo Ona pomaga nam swoim przykładem uwierzyć, że tacy możemy być; Że nie musimy czynić zła, bo jesteśmy dziećmi Króla i Królowej – Jezusa i Maryi, zrodzonymi przez chrzest po to, aby kiedyś królować wraz z Nimi w niebie. A Oni przez całe życie służą nam pomocą, abyśmy mogli ten cel osiągnąć. Bo ich panowanie, to służba!

Tę cichą, pokorną służbę dziś świętujemy. Królowanie nad ufnymi i wiernymi, zmagającymi się z wątpliwościami i zagubionymi, a także nad niewierzącymi i zgorszonymi…

Maryja z nas wszystkich od wieków wyciąga dobro sobie tylko wiadomymi sposobami, bo wraz ze swoim Synem ma niezwykłą zdolność pisania prostymi zgłoskami na krzywych liniach naszego życia niezwykłych, bożych historii.