Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Matka Kościoła

Ikona_Matka_Kosciola

Wprawdzie przeżywana dzisiaj w Warszawie i naszej metropolii uroczystość św. Andrzeja Boboli – jej głównego patrona przyćmiła nieco obchodzone w całym Kościele święto Maryi Matki Kościoła, ja jednak pozwolę sobie zaznaczyć to wydarzenie, nie dlatego, żebym miał coś przeciwko św. Andrzejowi Boboli, ale dlatego, że święto Matki Kościoła jest dniem, który darzę szczególnym sentymentem. Tego bowiem dnia przed dwudziestu laty z ust nieżyjącego już kardynała prymasa Józefa, usłyszałem, po rozmowie zwanej scrutinium (jaką odbywają ze swoim pasterzem wszyscy kandydaci do kapłaństwa), że Kościół w archidiecezji warszawskiej nie widzi przeszkód, abym przyjął święcenia kapłańskie i z radością także tę zgodę wyraził ksiądz kardynał, udzielając mi, jak ojciec, swego pasterskiego błogosławieństwa.

Stąd moje osobisty związek z tym świętem Maryjnym, które chcę także tutaj zaznaczyć dziękując w tym roku za to, że Maryja jak najlepsza Matka prowadzi mnie, chowa w swoim matczynym Sercu, jako Matka Kapłanów i towarzyszy duchowo swoim wstawiennictwem i swoim wzorem oddania Panu Bogu i Kościołowi.

Święto Maryi Matki Kościoła jest świętem w sposób szczególny związanym z Uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Tytuł Maryi – Matki Kościoła jest stosunkowo niedawny, choć prawda ta jest nauczana od tysiącleci.

Cóż to znaczy, że Maryja jest Matką Kościoła i w jakim sensie nią jest? Otóż nie jest nią w sensie fizycznym czy psychicznym, tak jak jest Matką Jezusa. Nie jest nią też w sensie symbolicznym albo instytucjonalnym, tak jak kobieta jest matką okrętu albo jakiejś organizacji, której jest założycielką. Jest Matką Kościoła w sensie duchowym, lecz co to znaczy?

W szukaniu odpowiedzi na to pytanie jest nam pomocna liturgia Kościoła, a konkretnie wspomniane już wcześniej ścisłe powiązanie święta Matki Kościoła z Uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Kościół rodzi się w dniu zesłania Ducha Świętego. Do tego momentu wprawdzie istnieje, począwszy od objawień Jezusa Zmartwychwstałego, ale jest to istnienie podobne do życia dziecka w łonie matki. Jest niesamodzielny, ukryty z obawy przed Żydami, „nie oddycha”, jest żywiony czyimś oddechem, czeka na własne tchnienie Ducha…

Można sobie wyobrazić, ile nadziei, ale też i ile wątpliwości, budził ten czas wielkich obietnic, ale też i czas długiego czekania na ich spełnienie; i to pośród zagrożeń. Sami z naszego życia duchowego znamy takie okresy, trwające niekiedy bardzo długo. Jakże wtedy potrzebny jest ktoś, kto taką duchową drogę przeszedł, jak wielkim skarbem w takich chwilach jest mieć prawdziwego ojca duchowego albo duchową matkę, który(a) powie choćby tylko tyle: Nie martw się, to normalne, tak działa Bóg, ja też przez to przeszedłem (przeszłam), pamiętam o tobie w modlitwach!

Autor Dziejów Apostolskich relacjonuje nam, co się działo z Apostołami po wniebowstąpieniu Pana Jezusa, gdy oczekiwali spełnienia się Obietnicy: Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa i Jego braćmi (Dz 1,14). Nie przypadkiem św. Łukasz wymienia tu Maryję z imienia. Jej rola w tym gronie była szczególna i to nie tylko dlatego, że była Matką Jezusa, bo też nie z szacunku tylko czy z poczucia obowiązku wobec Matki Pana zabrali Ją Apostołowie z sobą. W swej niepewności i oczekiwaniu na spełnienie się Obietnicy, której realnego kształtu nie znali, wiedzieli przecież, że Maryja jest pierwszą i jedyną, na którą Duch Święty zstąpił (por. Łk 1,34).

Mieli więc między sobą świadka działania Jego mocy, dowód spełnionej Obietnicy. Kto wie, czy to nie właśnie w tamtych dniach modlitw i rozmów poznawali tajemnice Jej życia, od radosnych poprzez bolesne po chwalebne, których sami wraz z Nią stawali się teraz uczestnikami. Odprawiali z Nią, jeśli tak można powiedzieć, pierwsze rekolekcje otwierające i przygotowujące ich serca na dary Boże. Nigdy nie będziemy w stanie wyobrazić sobie, jaką moc miały tamte duchowe konferencje, które dawała im Maryja, jak były proste, dalekie od snucia bogatych w piękne słowa i poetyckie obrazy teorii, jak przemawiały do serca i umysłu poprzez konkrety życia, jak uspokajały serca. One były duchowym pokarmem dla niepewnych uczniów. Tak jak matka karmi dziecko w swym łonie własną krwią, tak Maryja karmiła ich własnym życiem. Rzeczywiście stała się wtedy duchową Matką rodzącego się Kościoła. Karmiła go, aby z przyjściem Ducha Świętego urodził się w nim Jezus Chrystus, aby się objawił w pełni na twarzach Apostołów, w ich słowach i czynach ku zadziwieniu i nawróceniu patrzących i słuchających.

Po opisie zesłania Ducha Świętego Dzieje Apostolskie nie wspominają już o Maryi. To też ważny znak. Dobra matka nie ingeruje w życie dojrzałego dziecka. Nie znaczy to jednak, że nie otacza go nadal swą troską i modlitwą. Odtąd Duch Święty kieruje Kościołem, który dzięki swej Matce prowadzącej go do Ducha i dzięki działającemu w nim Duchowi Świętemu sam staje się Matką, rodząc swoje dzieci w źródle Chrztu świętego.

Rola Maryi, jako Matki Kościoła nie kończy się w czasach apostolskich. Trwa ona i dziś. Kościół wyraża tę prawdę w innym maryjnym święcie majowym, święcie Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych. Dopełnia ono w przedziwny sposób i aktualizuje ów tytuł Matki Kościoła.

Kościół doświadcza Maryi jako matki, ilekroć rozważa tajemnice Jej życia, ilekroć zanurza się w Jej historię pełną mocy Ducha Świętego. W Niej – Oblubienicy Ducha Świętego – odnajduje nie tylko swój wzór, to byłoby za mało, odnajduje swoje życie, swój sens i swoją misję, którymi jest prowadzenie mocą tegoż Ducha do poczęcia się, rozwijania i rodzenia się Jezusa Chrystusa w sercach i postawach swoich dzieci. Doświadcza Jej jako matki również poprzez Jej troskę, wyrażającą się nie tylko w wysłuchanych modlitwach, których dowodami, oprócz wewnętrznych doświadczeń Jego dzieci, są tysiące, a może i dziesiątki tysięcy wotów i świadectw, zgromadzonych w maryjnych sanktuariach całego świata, lecz także w licznych w każdej epoce objawieniach. Wiele z nich, jak choćby te z Lourdes i Fatimy, Kościół rozpoznał jednoznacznie jako głos jego Matki i uczynił treścią swego życia. Co do innych zachowuje pełną nadziei rezerwę. Nie dlatego, jakoby się bał głosu Matki, lecz świadom jest zasadzek złego ducha i słabości swych dzieci, przez które ten głos dociera a jednocześnie pragnąc, aby głos Matki był czysty i jasny bez fałszów i ludzkich naleciałości. Bowiem zafałszowanie głosu Maryi, podobnie jak zafałszowanie głosu Pan Boga może mieć dla człowieka katastrofalne skutki.