Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Medytacja jako doświadczenie odnalezienia

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę».

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie».

Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło».(Łk 19, 1-10)

Refleksja nad Ewangelią ostatniej niedzieli i „odnalezieniem” Zacheusza przyniosła pewną myśl dotyczącą doświadczenia medytacyjnego, jako zgody na to, by dać się odnaleźć Jezusowi i zaprosić go do swojego domu i swojego serca, gdzie Jezus pragnie się zatrzymać przez swoje słowo.

Medytacja jest w pewnym sensie poszukiwaniem Jezusa. Niemniej medytacja monologiczna wymaga od tego, kto ją praktykuje pewnego przesunięcia akcentów w stosunku do spopularyzowanej w Kościele Zachodnim medytacji dyskursywnej (np. ignacjańskiej). O ile w tej drugiej stawiamy na intelekt, wyobraźnię i aktywność medytującego w tym poszukiwaniu, o tyle w medytacji monologicznej (niedyskursywnej) stajemy bardziej w postawie gotowości, by zostać odnalezionymi przez Chrystusa, który przychodzi do nas w swoim słowie a konkretnie w jednym wezwaniu, które towarzyszy tej formie medytacji. Z tego względu medytacja monologiczna zmusza nas do porzucenia tego, do czego często jesteśmy przywiązani: pewnych schematów naszego myślenia, dyktatu naszego intelektu a co za tym idzie naszego „ja” i pewnego rodzaju duchowości nastawionej na naszą – ludzką aktywność na rzecz pewnej bierności wobec działania słowa i łaski, której ono jest nośnikiem.

Naturalnie medytacja jest drogą wiary, zakłada więc że nastąpiło już odnalezienie Chrystusa w wierze. Odnosząc się jednak do słynnego stwierdzenia Teilharda de Chardin, że „Jezus jest odwiecznym odkryciem” wiemy, że chrześcijaństwo jest doświadczeniem, w którym dokonuje się nieustanne odnajdywanie Boga. Jednym słowem w chwili kiedy uświadamiamy sobie, że znaleźliśmy Chrystusa musimy rozpocząć dalsze poszukiwania, gdyż jak pisze Jean Guitton w swojej książce Mój testament filozoficzny: „Z chwilą kiedy człowiek przestaje szukać, traci to, co już znalazł”. Innymi słowy im więcej się znajduje tym bardziej powinno się szukać. Zresztą sam Chrystus zachęca: „Szukajcie a znajdziecie” (Mt 7,7).

Kto odpowiada na tę zachętę Chrystusa nigdy nie może stanąć na stanowisku, że nie musi już dalej szukać. Na szlaku wiary wraz z każdym odnalezieniem pojawiają się nadzieje na nowe odkrycia…

Każda medytacja jest takim rodzajem zacheuszowej ciekawości. Jest chęcią spotkania Chrystusa, który przechodzi przez nasze miasto i nasze życie. Tylko wówczas, gdy będziemy nastawieni z ciekawością na spotkanie Jezusa mamy szansę rozpoznać Jego głos, który mówi do nas pomimo zgiełku, w który często jesteśmy zanurzeni. Słowo Jezusa jest słowem, które się nie narzuca z zewnątrz, ale dochodzi do nas od wewnątrz, dotyka naszego serca, spotyka się z nami w największej intymności naszego bytu. Jest to słowo, o którym Merton pisze, że „nie musi się narzucać, przekonywać czy indoktrynować, ale prowokuje przebudzenie, prowadzać do wolności. Jest to słowo, które nie szuka poklasku, ale domaga się zharmonizowania z rytmem naszego serca”.

Na koniec warto powiedzieć, że w doświadczeniu wiary szuka się nie po to aby więcej wiedzieć, ale bardziej kochać. Dlatego właśnie medytacja monologiczna dotyczy bardziej serca niż intelektu. Kto spotyka Jezusa nie koniecznie staje się bardziej inteligentny, ale staje się zakochany. To nie ktoś, kto wie by wywyższać się ponad innych, ale ktoś kto kocha, by lepiej służyć.