Skoro już dusze swoje uświęciliście, będąc posłuszni prawdzie celem zdobycia nieobłudnej miłości bratniej, jedni drugich gorąco czystym sercem umiłujcie. Jesteście bowiem ponownie do życia powołani nie z ginącego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki słowu Boga, które jest żywe i trwa. Każde bowiem ciało jak trawa, a cała jego chwała jak kwiat trawy: trawa uschła, a kwiat jej opadł, słowo zaś Pana trwa na wieki. Właśnie to słowo ogłoszono wam, jako Dobrą Nowinę. (1 P 1,23-25)
Ten czytany dzisiaj fragment z listu św. Piotra Apostoła daje nam wiele cennych wskazówek dotyczących życia Słowem Bożym i jego działania w nas. Medytacja to modlitwa w zasadzie oparta w pełni właśnie na Słowie Bożym. Owszem, nasz intelekt nie zaprzestaje działania, ale to działanie ograniczamy do minimum po to właśnie, aby na pierwszy plan mogło wyłonić się Słowo Boże i objawić swoją moc. To nam uzmysławia, że modlitwa jest przede wszystkim dziełem Ducha Świętego, który modli się w nas. Tylko On ma moc budować nas wewnętrznie i zanurzać w obecność Boga. A to zanurzenie jest jednym z celów celem medytacji. Ono nam także uzmysławia, że Bóg pierwszy nas umiłował, więc modlitwa to nic innego jak przede wszystkim zgoda na to, aby pozwolić się kochać Bogu i samemu na tę miłość odpowiadać. Bł. Karol de Foucauld zwykł mawiać, że: „Modlić się to patrzeć na Boga i pozwolić, żeby On patrzył na mnie; to uczyć się usposobić się do patrzenia na Boga, który przebywa i żyje w nas w sposób trynitarny”. Fakt obecności Boga w nas, to nie tylko jakiś obraz czy metafora, ale prawda, o której zapewnia nas sam Chrystus. Modlitwa nie jest zatem niczym innym, jak nawiązywaniem kontaktu z Bogiem obecnym w nas. Nasza medytacja nie wychodzi w swoim duchowym poszukiwaniu na zewnątrz, ale chce nas prowadzić do spotkania z Bogiem obecnym w nas, dlatego nazywana jest także modlitwą wewnętrzną. To co najważniejsze dokonuje się we wnętrzu, w sercu człowieka.
Aby jednak modlitwa ta mogła przynieść jak najlepsze owoce sprawą pierwszorzędnej wagi jest zamilknąć i słuchać, zgodzić się, żeby to Bóg mówił, żeby nas prowadził przez swoje Słowo. Medytacja, w której dajemy zupełne pierwszeństwo Bogu i Jego Słowu, to także zgoda na ogołocenie siebie i zawierzenie siebie Bogu. To ogołocenie polega na tym, że ta modlitwa detronizuje nasze „ja”, które zawsze lubi być na pierwszym miejscu i lubi, gdy go słuchamy. Danie jednak pierwszeństwa Bogu i Jego słowu nie unicestwia naszego „ja”, które przecież także jest stworzone z miłości Boga, ale pozwala odnaleźć właściwe jemu miejsce.
Modlitwa nie jest jednak doświadczeniem magicznym, które ma za zadanie w jednej chwil polepszyć nasze samopoczucie lub spełnić nasze zachcianki. Modlitwa przypomina bardziej drogę, często żmudną a towarzyszące jej milczenia wewnętrzne uczy nas lepiej wsłuchiwać się w Ducha Świętego, który nas na tej drodze prowadzi. Umieć zamilknąć, o nic nie prosić i zawierzyć się Bogu z zaufaniem, że On sam wie, czego nam najlepiej potrzeba to także pewnego rodzaju ogołocenie i lekcja pokory. Jeśli wejdziemy w tajemnicze milczenie Ducha Świętego, z pewności zostaniemy wysłuchani, ale Bóg przede wszystkim słucha potrzeb naszego serca i nie zawsze odpowiada tak, jakbyśmy sobie życzyli, zwłaszcza, że często prosimy o rzeczy niemożliwe albo niedobre dla nas, jak dzieci domagające się tysiąca prezentów. Jeśli jednak będziemy trwali w wewnętrznym milczeniu, które pozwala nam się wsłuchiwać się w Boga mówiącego w nas, wówczas doświadczymy tego, że z czasem dostrajamy nasze serce do serca Boga i naszą wolę do Jego woli i z pełnym zaufaniem nauczymy się już nie tylko powtarzać: „Niech się stanie wola twoja”, ale i będziemy żyli tą prawdą w codziennym życiu, bez względu na to, co nas spotyka, gdyż będziemy pewni, że droga, która prowadzi nas Bóg jest najlepszą i optymalną drogą dla naszego uświęcenia.
Thomas Merton odnotowuje w swojej książce p. t. „Rozmowy z milczeniem”, że: „W rzeczywistości modlitwa nie jest jakimś nadzwyczajnym wyczynem, lecz milczeniem dziecka, które zwraca spojrzenie wyłącznie na Boga odkrywając w Nim przedmiot swojej miłości. Modlić się to pozostawić Bogu nieco swobody wynikającej z naszego zaufania do Niego. Trzeba umieć czekać na Niego w milczeniu, zawierzeniu i ufności, stanowczo i wytrwale, nawet wtedy, gdy panuje ciemność, w naszej wewnętrznej nocy. Dlatego modlitwa bywa niekiedy trudną szkołą. Trwanie w milczeniu może być dla nas jak wędrówka przez pustynię, w której jedynym oparciem jest dla nas to, że zdajemy się na wolę Bożą. Może nam się zdarzyć, że będziemy krzyczeli w duchu jak Chrystus: >>Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?<<, ale ostatecznie tylko przez takie doświadczenie upodabniamy się do Chrystusa, powoli wyzbywając się tego, co powierzchowne i przejściowe, aby stać się bardziej obecnym i świadomym wobec tego, co najważniejsze”.