Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Naucz nas modlić się

Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: „Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów”.

A On rzekł do nich: „Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo. Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień, i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczymy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie”.

Dalej mówił do nich: „Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: »Przyjacielu, użycz mi trzech chlebów, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać«. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: »Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie«. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.

I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”. (Łk 11,1–13)

Uczniowie Jezusa, jak małe dzieci, proszą Go: „Naucz nas się modlić!” Na pierwszy rzut oka może nam się ich prośba wydać trochę dziwna. Jako pobożni Żydzi, zanurzeni w długą judaistyczną tradycję z pewnością z modlitwą byli za pan brat. Skąd więc ta prośba? Moim zdaniem skłania ich do niej obserwacja Jezusa modlącego się a jeszcze bardziej owoc tej modlitwy: Jego relacja z Bogiem, której modlitwa jest elementem. Relacja, która różni Jezusa od wszystkich innych nauczycieli Izraela, których znali. Później zwrócą się raz jeszcze z podobną prośbą: „Pokaz nam Ojca, a to nam wystarczy…”

Uczniowie widząc w życiu Jezusa owoce Jego życia wewnętrznego proszą: „Pokaż nam, jak to się robi!”.

Kiedyś jedne filozof, który po wielu latach walki z Kościołem i z chrześcijaństwem nawrócił się stając się gorliwym wyznawcą Chrystusa i apologetą powiedział, że ludzi nie nawraca się przez dyskusje teologiczne czy filozoficzne, przez wymianę argumentów. Ludzi nawraca coś, co można by nazwać uzgodnieniem ducha Ewangelii z życiem. Coś co sprawia, że człowiek niewierzący spotykając prawdziwego chrześcijanina wraca do domu i pytanie „skąd on to ma?” odnoszące się do chrześcijanina a dotyczące jego wewnętrznej wolności, pewności jaką w sobie nosi, nadziei i niezachwianej wiary nie daje mu spać i zmusza go do szukania.

 Myślę, że taka właśnie obserwacja życia Jezusa i fascynacji Jego stylem życia i myślenia, tak innym od znanych im uczonych w Piśmie zmusiła Apostołów by zwrócili się z tą prośbą do Nauczyciela. I Jezus nie zostawia tej prośby bez odpowiedzi.

Niestety przeczytanie tej Ewangelii (Łk 11, 1-13) nie do końca ukazuje znaczenie tej Chrystusowej lekcji. My czytając  Ewangelię, w której Jezus uczy swoich uczniów modlitwy zatrzymujemy się zwykle na tym, co zewnętrzne: na słowach modlitwy „Ojcze nasz”. Tymczasem w całym przepowiadaniu Jezusa chodzi o to, żeby wymiary wewnętrzny i zewnętrzny pokrywały się nawzajem, by stanowiły wzajemnie dopełniające się elementy całości. Tak jak Jezus nie chce ślepego posłuszeństwa wobec prawa, tak nie chce także pustych słów modlitwy. Równie ważna jak słowa, których Jezus uczy, jest postawa, która ma towarzyszyć modlitwie – postawa całkowitej ufności. I nie ma to nic wspólnego ze ślepym zaufaniem. A różnica jest istotna. Kto jest człowiekiem ufności ten wie.

Jezus ucząc nas, jak mamy się modlić pokazuje tak naprawdę, kim jesteśmy: dziećmi Boga. A życie tą prawdą jest fundamentem dobrej modlitwy. Kiedy to zrozumiemy modlitwa w której możemy zwrócić się do Boga „Ojcze” otworzy przed nami zupełnie inny, bezkresny jej wymiar.