Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Otwórz się!

Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.

Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.

Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali.

I pełni zdumienia mówili: „Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”.(Mk 7,31-37)

Fenomen głębi Bożego Słowa polega na tym, że można odkrywać jego treść na różnych poziomach. Nie inaczej jest z dzisiejszą Ewangelią o uzdrowieniu głuchoniemego. Pierwszy poziom, to jej brzmienie dosłowne, czyli opowieść o Jezusie, który dobrze czynił wszystko, nawet głuchym przywracał słuch i niemym mowę (por. Mk 7,37). W ten sposób na Jezusie spełniają się słowa, które usłyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu z ust proroka Izajasza: „Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą”.

Ta prawda, którą formułuje ewangelista Marek przypomina nam, że Pan Bóg nie jest nigdy źródłem cierpienia i choroby, choć człowiek ma zwyczaj oskarżać Pana Boga o to, że zsyła na niego takie doświadczenia. Owszem może On dopuszczać cierpienie (jak w przypadku biblijnego Hioba), ale to rozważanie na inną okazję, dlaczego tak jest. Niemniej Bóg, który objawia w Chrystusie swoją troskę o człowieka jest nie sprawcą a ratunkiem w cierpieniu zarówno fizycznym i duchowym.

Ale dzisiejszą Ewangelię możemy też odczytywać w sensie zaproszenia do otwarcia się na Jezusa i na Jego zbawcze Słowo. Gdy człowiek dorosły przygotowuje się na przyjęcia sakramentu chrztu świętego, jednym z jego elementów jest właśnie obrzęd „Effata”, mający kandydatowi do chrztu „otworzyć uszy” na słuchanie Słowa Bożego i „otworzyć usta” na głoszenie tego, co usłyszał.

Szkoda, że tak mało uświadamiamy sobie, że to Effatha z dzisiejszej Ewangelii dotyczy każdej i każdego z nas, wszyscy bowiem potrzebujemy całkowitego otwarcia się na Słowo Boże i gotowości aby za nim pójść. Niestety, cała rzesza chrześcijan, naszych braci i sióstr, staje często w pozycji zamknięcia na Słowo Boże, lub traktujących je wybiórczo: to przyjmę, bo mi się podoba, ale to, co Chrystus mówi w innym miejscu, to już nie, bo to nie na nasze czasy… Również często pozwalamy, by to słowo, które Bóg do nas kieruje było zagłuszane przez wciskający się do naszych głów i serc krzyk współczesnego świata.

Święty Paweł napisze, że „wiara rodzi się ze słuchania”. Można by zatem zaryzykować również tezę odwrotną: „Im mniej i im rzadziej wsłuchujemy się w słowo Boże, tym bardziej nasza wiara marnieje”

Jeden z moich kolegów – kapłanów opowiadał mi, że narzeczeni, którzy zamierzali zawrzeć związek małżeński zapytali czy w czasie ślubu nie można by zamiast Ewangelii przeczytać fragmentu z „Małego Księcia”. Warto pytać siebie: „Jak ja otwieram się na Boże Słowo?”

Możemy wreszcie odczytywać to dzisiejsze wezwanie „Effatha” w sensie społecznym, otwarcia się na drugiego człowieka. Światowa Organizacja Zdrowia w swoim ostatnim raporcie określiła chorobą początku XXI wieku – samotność! Dotąd zwykliśmy traktować ją jako przyczynę wielu niepokojących współczesnych zjawisk jak depresje, czy rosnąca ilość samobójstw. Obecnie „izolacja” człowieka staje się chorobą samą w sobie i to w czasach coraz tańszych lotów, coraz szybszych pociągów, posiadanych przez niemal wszystkich komórek, całej masy portali społecznościowych czy różnej maści komunikatorów. Tymczasem wszystkie one stają się paradoksalnie narzędziami do coraz lepszej izolacji, bo łatwiej jest im rozmawiać ze sobą przez ekran, niż, na przykład, przy stole. Ludzie zdają się zapominać, że potrzebują osobowego spotkania, zarówno na poziomie ludzkim (z żywym człowiekiem) jak i duchowym 9z żywym Bogiem), bo bez tego nie ma prawdziwego rozwoju

Opowiadała mi jedna z misjonarek pracujących na Filipinach, że tam wchodząc do pociągu ludzie szukają zawsze towarzystwa innych pasażerów, bo nie wyobrażają sobie podróżować samotnie. U nas odwrotnie, wchodząc do tramwaju, czy pociągu szukamy wolnego miejsca, gdzie moglibyśmy usiąść i zapatrzyć się w ekran swojego smartfonu czy tabletu. Niestety, bardzo często przypominamy sobie o drugim człowieku, dopiero wtedy, gdy jest nam potrzebny, gdy znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. A przecież już na początku księgi Rodzaju Bóg mówi: „nie jest człowiekowi dobrze, gdy jest sam”

Czy zatem nie dla nas jest ta dzisiejsza Ewangelia, dla nas, tak często nie mających czasu dla Boga i dla drugiego człowieka? Effatha – to znaczy: „otwórz się”, mówi nam dzisiaj Chrystus. Warto zapytać: „jakiego rodzaju otwarcia potrzebuję dzisiaj najbardziej: Na Boga i Jego słowo, na drugiego człowieka, a może na samego siebie.