Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Przyjąć Ducha Świętego

Cały sens życia chrześcijanina polega na tym, aby otwierać się na Ducha Świętego. Oto bezcenna prawda, którą warto dzisiaj odnotować.

Przeżywamy Niedzielę Zesłania Ducha Świętego. To wyjątkowa okazja, aby z nową mocą nadać właściwy kierunek swojemu życiu. Chodzi o zyskanie możliwie największego dobra w doczesności oraz osiągnięcie wiecznego zbawienia. Czy chrześcijanin może mieć inny cel!? Może! Tylko czy powinien!? Człowiek może porządnie namieszać w swoim życiu, kiedy pierwsze miejsce zajmie jego wola przed wolą Boga. Konsekwencją tego jest wplątanie się w absurdalne historie, które potem trzymają go na uwięzi niczym macki ośmiornicy. A zatem gdy zewnętrznie wszystko wygląda dobrze, wcale nie oznacza to, że konstrukcja naszego życia przebiega w duchu Ewangelii. Istnieją dwa błędne modele:

W pierwszym przypadku człowiek opiera się jedynie na swoich ludzkich siłach i pomysłach. Bóg nie jest brany pod uwagę. To droga, która w szczególny sposób otwiera człowieka na wpływ złego ducha. Oczywiście, gdy wszystko jest dobrze nie ma problemu. Problem zaczyna się wówczas, gdy te ludzkie siły zawodzą, gdy coś się nie układa po mojemu, czy gdy dopada nas trudne doświadczenie np. choroby. Wówczas ujawnia się wiele nerwowych zachowań, pretensji i niezadowolenia. A to zewnętrzny znak, że nasze życie, nie zostało przemienione przez Ducha Świętego. Znane powiedzenie, że „prawdziwa wiara sprawdza się w tyglu doświadczeń” nie jest jedynie pustosłowiem…

Innym błędem jest swoisty dualizm egzystencjalny, jaki wielu ludzi funduje sobie w życiu. Polega on na tym, że wprawdzie występuje w nim odniesienie do Pana Boga, ale jedynie w formie emocjonalnej, powierzchownej. Codzienne życie płynie zupełnie odrębnym nurtem. Nie wedle przykazań. Nie wedle woli Bożej. Taki człowiek jest przekonany, że żyje z Bogiem za pan brat. Bo modli się, chodzi do Kościoła, przystępuje do sakramentów. Ale może się okazać, że w rzeczywistości jest to tylko pewien świat powierzchownych przeżyć. Głębsze warstwy codziennego życia nie są przemienione. Nie są przeniknięte odniesieniem do Boga. 

Przypomina to sytuację gąbki, na którą położono folię. Jeśli spłynie na nią woda, która symbolizuje Ducha Świętego”, gąbka (symbolizująca życie człowieka) nie zostaje nasączona, podobnie jak i życie nie zostanie przeniknięte Duchem Świętym.

Jezus mówi do Apostołów i do nas: „Weźcie Ducha Świętego.” Jest to zaproszenie totalne! Chrystusowi chodzi o to, aby całe nasze życie było przeniknięte Duchem Świętym.

Raz jeszcze odwołajmy się do obrazu gąbki, która symbolizuje nasze życie. Gdy jest ona polewana wodą symbolizująca Ducha Świętego, staje się coraz bardziej nasączona. Czemu przywołuję ten obraz? Bo on pokazuje nam, o co chodziło Chrystusowi, gdy zsyłał na nas Ducha Świętego. Jemu zależy na tym, aby człowiek całym sobą, we wszystkich warstwach, na wszystkich płaszczyznach swojego życia otworzył się na Ducha Świętego, na Jego mądrość i Jego prowadzenie. Tylko w ten sposób może dokonać się nasze realne uświęcenie.

Często, niestety błędnie świętość kojarzy nam się z etycznym życiem. Tymczasem święty, to człowiek przeniknięty Duchem Świętym. Dzięki temu eliminowane są wpływy złego ducha i występuje stan pokornego godzenia się ze swymi ograniczeniami. To godzenie się nie oznacza, że nic nie robię, ale na tym, że nie próbuje udawać, że w moim życiu wszystko zależy ode mnie.  Ta zgoda daje w konsekwencji człowiekowi niesłychane poczucie wolności, gdyż uwalnia go od narzucania sobie ciężarów nie do uniesienia, które następnie przytłaczając nas, pogłębiają poczucie rozgoryczenia.

Droga życia podobnie jak droga wiary, która jest wpisana w życie, to nierzadko ciężki bój i trzeba być bardzo odpornym na przeróżne ciosy i ataki. Na szczęście mamy Kogoś, kto ma moc udzielić nam wszelkiej potrzebnej mocy i pokoju serca. Tym kimś jest Duch Święty. Pismo Święte określa Go, jako Obrońcę, Pocieszyciela, Orędownika, ale też, jako Tego, który nas wszystkiego nauczy.            A czego uczy nas przede wszystkim Duch Święty?

Właśnie tego, o czym wspomniano już na początku, aby naśladując Chrystusa, który potrzebuje dzisiaj naszych ust, rąk, nóg, serca i rozumu uczynić możliwie najwięcej dobra w doczesności oraz zasłużyć godnym i pięknym życiem na wieczne zbawienie.

Wszystko inne wcześniej czy później zamieni się w nicość. Na wieczność pozostanie jedynie to, co wyrosło z miłości i dobra. Gdyż jak zwykł mawiać św. Jan od Krzyża: „Przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości”.