Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Przyjdź, Panie Jezu.

Ja, Jezus, posłałem mojego anioła,

by wam zaświadczyć o tym, co dotyczy Kościołów.

Jam jest Odrośl i Potomstwo Dawida,

Gwiazda świecąca, poranna».

A Duch i Oblubienica mówią:

«Przyjdź!»

A kto słyszy, niech powie:

«Przyjdź!»

I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie,

kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie.

Mówi Ten, który o tym świadczy:

«Zaiste, przyjdę niebawem».

Amen. Marana tha! Przyjdź, Panie Jezu!

Łaska Pana Jezusa ze wszystkimi! [Ap 22, 16-17. 20-21]

Rozpoczęliśmy trzeci tydzień Adwentu, wyjątkowy czas oczekiwania, podczas którego szczególnego znaczenia nabiera wezwanie towarzyszące naszej medytacji – Marana tha – Przyjdź Panie!

To jeden z niewielu terminów w języku aramejskim, który był codziennym językiem Jezusa.

Warto pamiętać, że w zależności od tego, jak te słowa wypowiadamy, mamy różne znaczenie: „Marana tha” znaczy dosłownie „Panie przyjdź!”, a „Maran atha!” – „Pan przyszedł”. Zwrot ten znajdziemy w 1 Liście do Koryntian (1 Kor 16,22). Są to także ostatnie słowa Apokalipsy św. Jana Ewangelisty (Ap 22,20).

Początkowo wezwanie to było codzienną, żarliwą modlitwą chrześcijan. W tym wezwaniu wyrażało się ich gorące pragnienie, aby Jezus powrócił jeszcze za ich życia. Dziś taka motywacja tej modlitwy wydaje się raczej rzadsza.

Termin ten został przyjęty jako jedno z wezwań towarzyszących medytacji monologicznej (zaproponowany przez ojca Jonhna Maina). Stało się to z trzech powodów.

Pierwszy jest praktyczny: Wezwanie to nie pochodzi z naszego języka, a ponieważ tak jest, to gdy jest wypowiadane jako wezwanie towarzyszące medytacji nie pobudza naszych myśli i naszej wyobraźni, co sprzyja wewnętrznemu wyciszeniu.

Po drugie: myślę sobie, że skoro Nowy Testament był pisany w języku greckim lub hebrajskim lub na taki język tłumaczony z aramejskiego, to zachowanie terminu, który daje się przecież bez problemu przetłumaczyć w jego pierwotnie brzmiącej formie musi mieć jakieś znaczenie. Jest więc słowem świętym i niezwykle ważnym dla pierwszych chrześcijan. Chcemy zatem by w medytacji na nowo wybrzmiała jego waga.

Wreszcie trzeci i najważniejszy powód, to wiara w to, że słowo Boże jest żywe i skuteczne. A skoro tak, to ufamy, że modląc się słowami: „Przyjdź Panie” – On odpowie na to wezwanie i przyjdzie ze swoją łaską, aby umocnić swoją obecność w naszym sercu i aby nas poprowadzić mocą swojego słowa w modlitwie, która właśnie do mocy tego słowa się odwołuje.

Warto wciąż wracać do tego, że medytacja monologiczna w odróżnieniu od medytacji dyskursywnej nie polega na myśleniu czy na posługiwaniu się naszą wyobraźnią. Polega na całkowitym zawierzeniu się słowu, któremu pozwalamy działać tak jak chce. Podejście takie wydaje się trudne dla współczesnego, racjonalnie myślącego człowieka, ale doświadczenie Boga jest tym, które od zawsze wymyka się naszej racjonalności. Chrześcijaństwo jest religią paradoksu. Bóg często działa w naszym życiu, tak jak i w całej historii zbawienia w sposób paradoksalny. Jednak z powodu naszej niecierpliwości i fałszywego przekonania o tym, że to co racjonalne daje nam poczucie bezpieczeństwa przegapiamy moment, w którym Bóg przenika w nasze życie jako Tajemnica i jako taka chce być przyjęty i kontemplowany. Zgodzić się na to, że nie wiem jak Bóg działa i pozwolić Mu działać nawet kiedy tego nie rozumiem tak jak On chce, oto klucz do tego by doświadczyć w swoim życiu Jego mocy, by przekonać się, że On jest Panem rzeczy niemożliwych. To było doświadczenie wielu świętych, którzy byli przed nami. Począwszy od Maryi, która swoim Fiat, zgodziła się na działanie Boga, którego nie rozumiała, a skończywszy na mnóstwie postaci zarówno Starego jak i Nowego Testamentu, którzy poszli tą sama drogą zaufania i zgody na to, że Boże drogi nie są naszymi drogami ani Jego myśli naszymi myślami. [por. Iz 55,8]

Zdarza się, że ktoś mówi, że wypowiadając to jedno wezwanie w rytmie oddechu nie czuje się tak, jakby się modlił, bo w zasadzie nic nie mówi do Boga, nie prosi Go o nic, tak jak do tego przywykliśmy zazwyczaj… Ale prawda jest taka, że to są tylko wyrażenia. Prawdziwość i owoce naszej modlitwy nie zależą od tego co nam się wydaje, ale od naszej otwartości i dyspozycji wobec Bożej łaski. A słowo Boże jest nośnikiem łaski. Jest kanałem, który otwiera w nas drzwi do niekończonej tajemnicy Boga.  Medytacja jest zaproszeniem do kontemplowania tej Tajemnicy w miłości, w wierze i w zaufaniu.