Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Rekolekcje z ingresem w tle

I tak oto minął kolejny weekend, w którym wiele się działo i to nieoczekiwanego. Zostałem poproszony o poprowadzenie rekolekcji (choć to bardziej skupienie niż rekolekcje) dla sióstr. Kolejna odsłona stałej współpracy z siostrami Służebniczkami. Ciągle mnie zadziwia, że ciągle zapraszają mnie do towarzyszenia, choć w około tylu lepszych i bardziej doświadczonych kapłanów w dziedzinie formacji zakonnej. Używając stwierdzenie ojca Maksymiliana: „Dzielę się tym, co sam otrzymałem” i ciągle otrzymuję, bo każde skupienie, które mam poprowadzić to nie tylko wyzwanie dla mnie, ale też doświadczenie z którego czerpię pełnymi garściami. To zawsze powód do wdzięczności a tym razem tej wdzięczności wymagają dodatkowe dary, jakie stały się moim udziałem w czasie tych rekolekcji

Pierwszym z nich jest to, że udało się zorganizować wyjazdowe skupienie, dzięki czemu niektóre z sióstr miały bliżej, bo zjeżdżają się z różnych stron. Dzięki temu również rzeczone rekolekcje stały się dla mnie okazją do tegorocznego pożegnania z Mazurami. I choć zaangażowanie w rekolekcje było duże, to pogoda pozwoliła nawet raz przepłynąć się żagielkiem nie dały mi szansy ani przez chwilę pożeglować o okazji do długich spacerów w mieniących się wszystkimi kolorami jesieni mazurskich lasach. Szansę radowania się pięknem natury ułatwiał rzadko spotykany jak na Mazury brak turystów. 

Inną okolicznością, za którą muszę podziękować Bogu, to fakt, że skupienie było na wskroś ekumeniczne, bo choć brały w nim udział jedynie siostry zakonne z kościoła rzymsko-katolickiego, to udało nam się skorzystać po bardzo okazyjnej cenie z ośrodka naszych braci ewangelików.

I wreszcie wielkie dziękczynienie za szansę wzięcie udziału w ingresie Jego Ekscelencji Arcybiskupa Józefa Górzyńskiego. Skoro dane było mi prowadzić skupienie jedynie osiemdziesiąt kilometrów od Olsztyna, to trudno było nie ulec pokusie wyprawy do stolicy Warmii, aby cieszyć się wraz z duchowieństwem i wiernymi archidiecezji warmińskiej z nowego biskupa, zwłaszcza, że tego biskupa dostali w prezencie od… Warszawy.

ingres

Radość z uczestnictwa w uroczystości objęcia diecezji przez arcybiskupa Józefa Górzyńskiego była podwójna. Pierwsza dotyczyła jak wspomniałem udziału w radości nowych diecezjan z Warmii; druga samej osoby nowego arcybiskupa, gdyż moje losy Pan Bóg połączył w jakimś sensie z jego posługą najpierw, gdy przez trzy lata był prefektem w seminarium, gdy jeszcze studiowałem, następnie jako jednego z wykładowców, gdy sam byłem prefektem alumnów lub prowadziłem zajęcia w Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i wreszcie jako mojego bezpośredniego przełożonego w Kurii, gdzie pełnił przez jakiś czas funkcję moderatora wydziałów duszpasterskich, pod którą podlegała również moja praca poświęcona dialogowi ekumenicznemu i międzyreligijnemu. Za te lata wzajemnych spotkań i świadectwa kapłańskiego i biskupiego życia noszę w sercu wielką wdzięczność wobec Księdza Arcybiskupa. Ciesząc się zatem jego radością pragnę życzyć wielu łask Bożych i darów Ducha Świętego w pasterskiej posłudze ziemi Warmińskiej i szczególnej opieki Matki Bożej z Getrzwałdu.

Ufam, że w Olsztynie będzie mu się podobało, choć miał już okazję przywyknąć do tego miasta przez ostatnie blisko dwa lata pełniąc funkcję koadiutora tej diecezji (czyli następcy biskupa, który obecnie kieruje diecezją). Jak to sam arcybiskup Górzyński pięknie zauważył podczas homilii wygłoszonej na ingresie święta Warmia doświadcza szczególnie prawdziwości słów Apokalipsy w osobach trzech biskupów, bo w Olsztynie przez ostatnie dwa lata mieszkali „Ten, który był, ten który jest i ten, który nadchodzi” – co odpowiednio odnosi się do żyjącego jeszcze przedostatniego biskupa diecezji, drugiego rządzącego nią jeszcze do wczoraj tj. abp Zięby i tego, który nadchodził i od wczoraj został jej nowym pasterzem czyli abpa Górzyńskiego.

ingres4

Sam Olsztyn to ładne miasto, w którym nie brakuje zabytków, z ładną starówką i jak zaznaczają jego mieszkańcy jedenastoma jeziorami, które leżą w jego granicach. Niestety daje się to we znaki w sezonie jesienno–zimowym, bo aura raczej przypomina tę pochmurną z Wielkiej Brytanii lub Skandynawii z wszechobecną wilgocią, która potęguje odczucie chłodu. Niestety Olsztyna nie ominęły kiczowate budowle okresu komunistycznego, oszpecające to miasto na lata. Lecz sama Warmia to ziemia szczególnego ducha i wielu szczególnych miejsc kultu (Gietrzwałd, Święta Lipka), która jako jedyna zasłużyła sobie na określenie świętej Warmii. Skąd ten tytuł? Tak nazwał tę krainę św. Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki do ojczyzny. Aby znaleźć potwierdzenie tej tezy, nie wystarczy zachwyt pięknem przyrody. Trzeba wybrać się w głąb historii, która jest dumą tego regionu będącego zawsze katolicką enklawą otoczoną protestantyzmem. Ciekawostką jest to, że Baranek Paschalny, jakiego w swoim biskupim pastorale mają zawsze arcybiskupi warmińscy był przez wieki herbem tego regionu. Warto również nadmienić, że z Warmią związana jest postać Mikołaja Kopernika, którego pochowano w warmińskiej katedrze, jak również ważnych biskupów Hozjusza, Kromera czy Ignacego Krasickiego – będący ostatnim przedrozbiorowym biskupem Warmii. Mieszkańcy Warmii to ludzie o utrwalonej tradycji katolickiej, obecnej w codziennym życiu, zwłaszcza żywa jest tam tradycja czci dla Maryi będąca wraz z niezliczoną ilością kapliczek poświęconych Matce Bożej jedną z wizytówek Warmii. Oczywiście szczególne miejsce w sercach mieszkańców Warmii zajmuje Gietrzwałd, gdzie w 1877 miały miejsce objawienia maryjne. Maryja podobnie jak w Fatimie objawiła się tutaj dzieciom. Warto nadmienić, że jest to jedyne w Polsce miejsce objawień maryjnych uznanych oficjalnie przez Kościół.

Tyle dygresji na temat minionych trzech dni – pełnych niezapomnianych wrażeń. Pozwolę na koniec odnieść się do słów Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii, bo nie mógłbym przeoczyć w kontekście praktykowanej przez nas medytacji zachęty Pana Jezusa, który przypomina swoim uczniom, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać. [por. Łk 18, 1]

Nie mam wątpliwości, że modlitwa jest pewnym obrazem naszej wiary. Trawestując znane porzekadło można by powiedzieć: „Pokaż mi, jak się modlisz, a powiem ci, jak wierzysz”. Aby nie ustać w wierze, konieczna jest modlitwa, gdyż w dużej mierze to ona obrazuje nasz stosunek do Boga, ona jest papierkiem lakmusowym wiary, ale też śmiem twierdzić, że ukazuje nasz stosunek do drugiego człowieka. To święta Matka Teresa z Kalkuty zwykła mawiać, że „zanim zaczniemy na kogoś narzekać lub kogoś krytykować, warto by się najpierw zacząć za niego modlić”. Myślę, że zbyt rzadko korzystamy z tej rady, dlatego świat i nasze relacje wyglądają tak jak wyglądają.

Niemniej ważne, aby z tego tekstu Ewangelii nie umknęła nam jej puenta. Chrystus pyta czy retorycznie, nie wiem: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”  Dla mnie osobiście w tym pytaniu czuje się drżenie serca Boga, który bardzo niepokoi się o nas, byśmy Mu nie zginęli. A jednym ze znaków, tego, że człowiek gubi się Bogu jest to, że czas przeznaczony na modlitwę zaczyna on skracać lub zamieniać na inne rzeczy. To także pewien znak dla nas o ile zdołamy go w odpowiednim czasie wychwycić. Wiele osób skarży się dzisiaj, że brakuje im czasu na modlitwę. Tymczasem problem nie leży w braku czasu, lecz w tym, że niewłaściwie z niego korzystamy. Abstrahując już od kilku chwil, które warto poświęcić na spotkanie z Bogiem rano i wieczorem Pan Bóg daje nam wiele okazji, aby o Nim pomyśleć. Zobaczmy ile czasu spędzamy w środkach lokomocji jadąc do pracy i z pracy, czy ile czasu stoimy w korkach, w kolejkach etc. Gdyby tylko ten czas zamiast myśleć o głupotach czy denerwować się poświęcić na modlitwę, może łatwiej byłoby ze wszystkiego, co czynimy zrobić dar dla Boga. Podobało mi się stwierdzenie jednego ze współpracowników papieża Jana Pawła II. Kardynał Sarah, bo o nim mowa dał świadectwo, że Jan Paweł II czas pomiędzy różnymi obowiązkami wypełniał modlitwą. Nigdy nie rozstawał się z różańcem i kiedy tylko zakończył jedno spotkanie i udawał się do innych obowiązków zaraz wyciągał różaniec, aby wypełnić nim czas pomiędzy kolejnymi zadaniami, które miał do wykonania. W ten sposób – jak wspomina kardynał Sarah – te odmawiane w przerwach między obowiązkami różańce były niczym łańcuszek splatający całe jego życie w jeden wielki różaniec, który ofiarował Bogu i ludziom przez pośrednictwo Maryi, której zawierzył się do końca. Niech to wspomnienie będzie uczczeniem 38 rocznicy jego wyboru na stolicę piotrową, którą dzisiaj przeżywamy a dla nas zachętą do nieustannej modlitwy.