Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Rozumna służba Bogu

„Chwałą Boga żyjący człowiek” – zwykł mawiać św. Ireneusz z Lyonu. Człowiek żyjący, czyli człowiek, który nie jest sztucznym tworem – bez uczuć, bez emocji, stłumiony, zmanipulowany, bezwolny i zamknięty w skorupie własnego egoizmu. Do takiego człowieka przychodzi Bóg. Słowa proroka Jeremiasza z dzisiejszego pierwszego czytania chwytają za serce. Prorok opisuje przyjście Boga jako uwiedzenie. Bóg nie objawia się jako nieosiągalny Majestat, którego należy czcić z lękiem, nie przychodzi ukazując swoją siłę przy grzmotach i trzęsieniu ziemi. Bóg uwodzi i oczarowuje proroka. Wchodzi w intymną relację, w to, co najbardziej ludzkie w człowieku. Ktoś, kto doświadczył bliskości Boga, nie potrafi przestać być zafascynowanym Jego miłością, pięknem, delikatnością…

Zarówno Jeremiasz, jak i św. Paweł przestrzegają jednak, że Boże uwiedzenie staje się przyczyną cierpienia. Człowiek dotknięty przez Boga już nigdy nie będzie taki sam. Nie będzie taki sam ani dla siebie ani dla świata, dlatego często spotyka go niezrozumienie, ośmieszenie, poniżenie. Tylko dlatego, że ośmiela się myśleć i mówić inaczej niż inni, inaczej iż ogół, (czytaj ogół „normalnych”). To jest doświadczenie przez które przechodzi Jeremiasz, przechodzi św. Paweł, przechodziło wielu świętych.

W Zapiskach więziennych kardynał Stefan Wyszyński wspomina sytuację, która miała miejsce tuż przed jego aresztowaniem w 1953 roku. Kiedy wychodził po liturgii z warszawskiej katedry, ktoś wręczył mu obraz uwięzionego Chrystusa. Kardynał zapamiętał szczególnie skrępowane ręce Pana Jezusa. Już po uwięzieniu obraz ten stał się dla niego symbolem jego własnego losu. W dzisiejszej Ewangelii Jezus daje uczniom zapowiedź wydarzeń, które mają nastąpić. Mówi o odrzuceniu, cierpieniu i śmierci.

Chrześcijaństwo nie polega jedynie na „duchowych praktykach”. Nie ogranicza się do wzniosłych westchnień i przeżyć dokonujących się w duszy czy sercu człowieka.

Paweł Apostoł pisze do Rzymian o ciele. To ciało ludzkie jest (a przynajmniej powinno być) „narzędziem zbawienia” dla każdego z uczniów Chrystusa. Nie zaś przeszkodą…

Oczywiście w naszym ciele najboleśniej możemy doświadczyć grzechu i jego skutków. Święty Paweł jest tego świadom, kiedy nieco wcześniej w tym samym Liście pisze: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie” (7, 18).

Wewnętrzne rozbicie, brak współbrzmienia wszystkich przestrzeni życia człowieka jest naszym wspólnym dziedzictwem. Kiedy Paweł mówi o „dawaniu swoich ciał na ofiarę Bogu, jako wyraz rozumnej służby Bożej”, to pokazuje drogę do przyjęcia owoców odkupienia. Wiedzie ona nie przez odrzucenie i zanegowanie naszego ciała, czyli tego, co w nas trudne, skomplikowane, zranione i bolesne. Przeciwnie – to droga zaakceptowania swojego człowieczeństwa, ze wszystkim, co nań się składa: z wyglądem, kondycją psychofizyczną, czasem chorobą, która trawi to ciało i oddania się z tym całym bagażem Bogu na wzór Jezusa. Chrystus jest tym, który potrafił doskonale zjednoczyć w swoim ciele sprawy Boże ze sprawami ludzkimi. Chrześcijanin to człowiek, który ma w tym zjednoczeniu naśladować Chrystusa. Harmonia tego co ludzkie i Boże, co fizyczne i duchowe  w nas jest najlepszym znakiem życia darem odkupienia. Nie jesteśmy w stanie osiągnąć jej o własnych siłach. Może ona stać się w naszym życiu jedynie owocem współpracy z łaską; owocem gotowości zakwestionowania pierwszeństwa naszego „ego” na rzecz pierwszeństwa Chrystusa. To właśnie oznacza danie swoich ciał na ofiarę żywą. Skoro moje ciało i życie jest święte, to Panem tego życia może być tylko jeden – Jezus Chrystus.

Idąc za Ukrzyżowanym, mamy być gotowi stracić swoje życie, a więc podporządkować je całkowicie Bogu i Jego woli, po to,  aby odzyskać je, aby móc żyć tym życiem w pełni.

Pytanie tylko czy nas na to stać!?