Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Sprawy ostateczne

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony».

Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać zacznie?»

Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „To ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie podążajcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw „musi się stać”, ale nie zaraz nastąpi koniec».

Wtedy mówił do nich: «„Powstanie naród przeciw narodowi” i królestwo przeciw królestwu. Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.

Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić.

A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie». (Łk 21, 5-19)

Dzisiejsze czytania niosą w sobie znamię spraw ostatecznych. Ze Starego Testamentu czytamy fragment Księgi Malachiasza. Prorok mówi o dniu palącym jak piec, o dniu sądu dla niesprawiedliwych i słońcu sprawiedliwości dla czczących imię Boga. Z Drugiego Listu do Tesaloniczan, w którym jest mowa o okolicznościach powtórnego przyjścia Chrystusa, czytamy fragment sprowadzający nas na ziemię, abyśmy „pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (2 Tes 3, 12). Ewangelia Łukasza wspomina przede wszystkim o potrzebie wytrwałości w każdym czasie, a zwłaszcza podczas wojen i prześladowań. „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21, 19).

Z jednej strony czasy ostateczne, koniec wszystkiego, dzień sądu, o których nie wiemy, kiedy nastąpią; z drugiej trzeźwe i spokojne mówienie o pracy i codziennej wytrwałości. W życiu i doświadczeniu chrześcijanina obie te rzeczywistości powinny być złączone, choć pozornie wydaje się to trudne do pogodzenia. Istnieje wszak niebezpieczeństwo rozdzielenia ich i przyjęcia jednej z dwóch postaw: pierwszą cechuje to, że ulega się wszelkiego rodzaju zapowiedziom końca świata, choć chrześcijanin nie powinien poddawać się sugestiom różnych mistyfikatorów czy jasnowidzów. Inna skrajność polega na tym, że człowiek tak bardzo zaangażowany jest w sprawy doczesne, że zupełnie obce staje się mu myślenie o sprawach ostatecznych, choć od chrześcijanina powinno wymagać się, że wobec niewiadomej godziny końca życia na ziemi, powinien być zawsze na nią gotowy. Sergio Quinzio w niezwykłej książce Przegrana Boga przypomniał słowa Kafki o tym, że Mesjasz nadejdzie, gdy nikt już nie będzie na Niego czekał. Stąd też zasadne wydaje się pytanie Chrystusa: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”

Dzisiaj wydaje się, że dominuje ta druga z wymienionych postaw: iż w tak powszechnym dziś zabieganiu łatwo zapominamy o naszej śmierci. A przecież – jak trzeźwo zauważył stary mnich – mamy tylko dwie pewne chwile naszego życia: chwilę obecną i moment śmierci. I warto sobie uświadomić, że z perspektywy życia duchowego to są też dwa momenty, w których możemy spotkać przychodzącego Jezusa. Przy czym warto pytać czy z powodu ogromnego tempa życia również chwila obecna nie przelatuje nam zbyt często przez palce?

„Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony»” (Łk 21, 5-6).

Zdarza się czasem, że popadamy w przesadny zachwyt nad tym, co piękne, szlachetne, co cieszy oko i buduje ducha. Wiele jest przecież wokół nas wielkich dzieł, które inspirują i zdumiewają swoim rozmachem. Również w każdym z nas znajdują się takie przestrzenie, które napawają nas dumą; coś, za sprawą czego zyskujemy uznanie innych. Wydawać by się mogło, że właśnie w nich ukryty jest nasz skarb i że na tym można poprzestać.

Tymczasem Jezus mówi, że zachwyt nad tym, co widzialne, nie jest najistotniejszy, ponieważ nawet z tego, co wydaje się nam najszczytniejsze i najszlachetniejsze, „nie zostanie kamień na kamieniu” (por. Łk 21, 6b). Wszystko, co budujemy i tworzymy, w co się angażujemy – także nasze ambicje i wysiłki – okaże się o tyle trwałe, o ile położymy pod to mocny fundament. Innymi słowy, jeśli będą one oparte na wierze i chęci dawania świadectwa, o które upomina się dzisiaj Chrystus – przetrwają.

Święty Paweł wielokrotnie podkreślał bazując na własnym doświadczeniu, że czas obecny jest czasem próby. Zatem w doświadczenie wiary wpisane jest to, że musimy zostać wypróbowani, nie tylko przez naszych wrogów czy prześladowców, ale również przez rodziny, braci i przyjaciół, którzy zakwestionują nasze decyzje i wybory. To jest właśnie ta próba, która ma moc zawalenia najbardziej solidnych murów naszych osiągnięć, by odsłonić fundament – prawdziwą wartość budowli naszego życia i tego, na czym tak naprawdę to życie opieramy.

„Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21, 19). Nasza wielkość nie zależy wyłącznie od liczby naszych zasług. Jej fundament leży o wiele głębiej: w naszej ufności Jezusowi. Prawda jest taka, że Zły, chce niszczyć to, co stworzył Bóg a pierwszą rzeczą w którą uderza jest właśnie ufność i nadzieja, którą pragnie usunąć z serc ludzi wierzących.

Jezus poucza też swoich uczniów, aby nie przerażały ich nawet wojny, ale też aby pomimo zła nie ustawali w czynieniu pokoju i dobra wokół siebie.

Chrystus wszedł w świat rozdarty wojnami i do takiego świata posyła w każdym pokoleniu swoich uczniów. Niejednokrotnie trudno jest odpowiedzieć dobrem na zło, przebaczeniem na przemoc, ale chrześcijanin, to ktoś, komu nie wolno popadać w rezygnację, nawet jeśli inni to robią, bo widzą wokół siebie tyle zdającego się wszystko dominować zła.

Nie jest jednak tak, że jako ludzie wierzący mamy się niczego nie bać. Jezus mówi wprost: powinniśmy się bać zatracenia własnej duszy. Ten strach nie ma nas jednak paraliżować, lecz motywować do dbałości o życie w łasce, o głęboką relację z Chrystusem. Nie jest to relacja jak każda inna, lecz więź szczególna, najważniejsza w naszym życiu. Jezus zapewnia, że jeżeli tylko wybieramy Go dzień po dniu, aby na relacji z Nim budować nasze życie – On sam stanie się dla nas ratunkiem i schronieniem w obliczu największych prześladowań i oszczerstw.

Jako wspólnota Kościoła wierzymy, że Chrystus ponownie przyjdzie w chwale. Wówczas ujawni to, co teraz jest dla naszych oczu zakryte; ukaże zamysły serc, odkryje ów prawdziwy fundament naszego życia, owoce naszego głoszenia i świadectwa.

Obyśmy mogli wówczas powiedzieć za św. Pawłem: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego”. (2 Tm 4, 7- 8)