Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

„Tak” Maryi i medytacja

W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.

Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi da Niego: „Nie mają już wina”.

Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?”

Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.

Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary.

Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi.

Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Oni zaś zanieśli.

A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”.

Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. (J 2, 1-11)

Mam takie przeświadczenie, że im dłużej medytuję, tym mniej potrafię mówić o medytacji. Oczywiście mogę powiedzieć jak się medytuje (że siadamy z wyprostowanym kręgosłupem, staramy się wytrwać  w bezruchu przez cały czas trwania medytacji, można przymknąć lekko oczy, oddychamy spokojnie i głęboko, ale naturalnie, nie wymuszając oddechu a następnie w rytm oddechu zaczynamy powtarzać w sercu modlitewne wezwanie. Nie zastanawiamy się nad nim. Powtarzamy i słuchamy. Poddajemy się jego działaniu…)

Ale to tylko aspekt techniczny. Z tych prostych zasad nie dowiemy się czym jest medytacja. To tak jak z Bogiem: im więcej o Nim mówimy tym łatwiej rozminąć się z prawdą o Nim. Może teologowie, którzy piszą opasłe książki o Bogu nie zgodzili by się ze mną, ale im dłużej żyję, im dłużej jestem księdzem i z faktu wykonywanej przeze mnie roli mówię o Bogu, tym bardziej skłaniam się to tego o czym pisał autor Obłoku niewiedzy. Według niego nie możemy pojąc rozumem rzeczywistości jaka jest Bóg, bo wcześniej ogarnie nas ciemna chmura niewiedzy. „Radzę ci – pisze – byś wszedł w tę chmurę, czul się w niej jak w domu i zaczął ćwiczyć się w milczącym zawierzeniu.” Jednocześnie autor tego traktatu mistycznego przestrzega, że chcąc się zanurzyć w tę chmurę powinniśmy porzucić wszystkie myśli, pojęcia i obrazy. Musimy być wolni, by dać się ogarnąć innej rzeczywistości.

Im dłużej medytuję tym bardziej medytacja jawi mi się jako misterium, tajemnica. Ponieważ nurkuję, to lubię porównywać tę rzeczywistość z doświadczeniem nurkowania. Można komuś wyjaśnić technikę nurkowania, to co powinien robić a czego unikać, by uniknąć czyhających niebezpieczeństw, ale nie da się przekazać słowami doświadczenia zejścia pod wodę, gdzie zostajesz dosłownie pochłonięty przez ciszę i bezmiar oceanu, przy którym człowiek czuje się taki malutki.   

Przeżywamy dzisiaj w Warszawie uroczystość Matki Bożej Łaskawej, Patronki stolicy. Najczęściej Maryja kojarzy nam się z dwoma ewangelicznymi obrazami: albo gdy stoi pod Krzyżem Jezusa, albo ze sceny Zwiastowania. Dzisiaj, gdy w scenie z Kany Galilejskiej m owi do sług: „Zróbcie wszystko cokolwiek Jezus wam powie”, to jest to polecenie, które wyrasta z Jej „Tak” powiedzianego Bogu w chwili zwiastowania i konsekwentnie ponawianego w całym Jej życiu. Prosząc sługi by byli posłuszni słowu Jezusa Maryja dzieli się sowim osobistym doświadczeniem. Ona wie, że na posłuszeństwie i na zaufaniu słowu Boga nie można się zawieść. I podobnie jest z doświadczeniem medytacji. Odwołujemy się w niej do słowa – do Imienia Jezus. Powierzamy się temu słowu z zaufaniem i wiarą, że na nim nie można się zawieść.

W literaturze mistycznej często możemy spotkać przestrogę, żeby nie szukać zbyt natarczywie. Do szukania i formułowania oczekiwań pobudza nas często nasze ego, co kończy się czeto tym, że nic nie znajdujemy. W medytacji nie chodzi o to, żeby coś znaleźć a raczej o to, żeby dać się znaleźć, tu i teraz.

Wytrwajmy zatem przez najbliższe dwadzieścia minut, ciesząc się samym trwaniem w obecności Boga, „w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Niech wewnętrzna cisza, do której prowadzi nas recytacja słowa będzie naszym TAK, powiedzianym Bogu i tajemnicy, w doświadczenie której pragnie nas On prowadzić.