Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

W Jezusie Bóg dał nam wszystko

Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”. Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów.
A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: „Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. (J 6,11-15)

Pierwsza myśl, którą rodzi w nas dzisiejsze Słowo Boże, zarówno z pierwszego czytania jak i z Ewangelii, to zapowiedź Eucharystii. Czasem spoglądając na Eucharystię, podczas której w małym kawałku chleba mamy dostrzec realną obecność Chrystusa pytamy siebie: „Jak to możliwe?” Dla mnie niezwykłym świadectwem wiary w działanie Boga, które przekracza nasz sposób rozumienia a jednocześnie najprostszą odpowiedzią na to pytanie jest zdanie wypowiedziane przez proroka Elizeusza: „Podaj ludziom i niech jedzą, bo tak mówi Pan: «Nasycą się i pozostawią resztki»”. Prorok nie pyta jak to się stanie, nie próbuje zrozumieć. On w pełni ufa mocy Bożego słowa! I tego oczekuje od nas Bóg w każdej Eucharystii: zaufania mocy Jego słowa, gdy mówi przez usta kapłana: „To jest Ciało Moje”, „To jest Krew Moja”.

Tak jak chleb ziemski karmi ludzkie ciała, Eucharystia nasyca nasze dusze. Nie chodzi tu jednak tylko o rodzaj pokarmu. Wydawać by się mogło, że aby nasycić rzesze ludzi, trzeba mieć tysiące koszy z chlebami. Zarówno Ewangelia, jak i pierwsze czytanie pokazują nam jednak, że ilość dla Boga nie jest aż tak istotna. Jest to przekonanie, które warto by odnieść do wielu przestrzeni naszego życia i naszych potrzeb, które mogą się nam wydawać olbrzymie i wręcz niezaspokajalne. Na nasze potrzeby duchowe Bóg już odpowiedział i stale odpowiada w Jezusie Chrystusie, zwłaszcza poprzez sakramenty. Problem w tym, że nie do końca w to wierzymy i rozumiemy… Duchowym nieszczęściem naszych czasów jest poczucie ciągłego niespełnienia a może lepiej powiedzieć niezaspokojenia. Może dlatego tak wielu chrześcijan próbuje dopełniać swoją duchowość różnymi aspektami duchowości Wschodu. Trudno im zrozumieć, że w ten sposób jakby mówią Chrystusowi: „To, co Ty dajesz mi nie wystarcza”. Naturalne i dobre skądinąd jest dążenie do tego, by zdobywać wiedzę, więcej doświadczyć. To wszystko sprawia jednak, że tak często nie potrafimy się cieszyć tym, co już posiadamy. Przykłady można by mnożyć i nie dotyczą one jedynie naszego życia religijnego. Oczywiście każdy ma prawo szukać swojej drogi duchowej, ale albo wierzymy w to, że w Chrystusie Bóg rzeczywiście odpowiedział na wszystkie nasze duchowe potrzeby, albo nie wierzymy. Innej alternatywy nie ma!

Często, gdy podczas sprawowanej Eucharystii trzymam w dłoniach hostię mam świadomość, że w tym małym kawałku chleba, w którym Bóg przynosi nam swoją obecność otrzymałem już wszystko i niczego więcej nie potrzebuję. Niczego więcej nie muszę już szukać… Dlatego tak często właśnie w tej jedynej i niepowtarzalnej chwili przychodzą mi na myśl słowa Króla Dawida z Drugiej Księgi Samuela: „Kimże ja jestem, o Panie, Boże (…), że doprowadziłeś mnie aż dotąd?” [2 Sm 7,18-19]

Jednak Dawid nie kończy na tym swojego zadziwienia Bożym działaniem i mówi dalej: „Ale i to jeszcze wydało się Tobie za mało, o Boże…” Okazuje się bowiem, że chce Bóg równie hojnie odpowiadać na nasze potrzeby materialne, nawet te najprostsze, jak głód. Nie przypadkiem chce abyśmy w modlitwie, której sam nas nauczył prosili: „Chleba naszego powszedniego, daj nam dzisiaj”

Dlatego Jezus po wielokroć wzywa swoich uczniów, by nie chcieli ani nawet nie próbowali stuprocentowo zabezpieczyć się na wszelki wypadek, bo to i tak się nie uda. W perspektywie duchowej dużo ważniejsza niż ilość środków, którymi możemy się posłużyć, jest nasza wiara. Jeśli tego nie pojmiemy nie damy szansy Bogu działać w naszym życiu tak, jak On by chciał. Próbując się zabezpieczyć na każdą okoliczność odbieramy Bogu szansę zatroszczenia się o nas, ale dużo bardziej odbieramy tę szansę nam samym, by doświadczyć cudu Jego miłości i troski o nas.

Dzisiejsza Liturgia Słowa stawia nam zatem zasadnicze pytanie: „Czy wierzysz?”. Wiara jest odpowiedzią na objawienie dane przez Boga, na Jego Słowo, Jego obietnice, na Niego samego – Boga, który daje nam Siebie, który chce działać w naszym życiu. Oczywiście po ludzku biorąc wiary można mieć więcej albo mniej, ale jak już wspomniano dla Boga, w przeciwieństwie do nas, to nie ilość ma największe znaczenie, aby mógł dokonywać cudów. „Jeśli mielibyście wiarę jak ziarnko gorczycy…” [Mt 17,20]

Dane mam dzisiaj Słowo to pyta nas zatem również o to, czy nie boimy się przyjść do Chrystusa z taką wiarą, jaką mamy? Czasem większą, czasem bardzo malutką. Często bowiem zwycięża w nas to przekonanie, że mamy za mało wiary i w konsekwencji skutecznie zamyka na cud rozmnożenia Jego łaski w naszym życiu, którego Bóg chce dokonać.

Dzisiejsza Ewangelia nie pozostawia złudzeń: Jezus, czyniąc znak rozmnożenia chleba, mówi dziś do nas: przynieś mi tę odrobinę wiary, którą już posiadasz. Nie pytam czy jest ona dziś mała czy duża, najważniejsze, że jest prawdziwa. Z resztą Ja sobie poradzę, jeśli mi zaufasz.