Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Zatrzymać się w ciszy przed Panem

Z Ewangelii według Świętego Mateusza

Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie.

A oto zerwała się wielka burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!»

A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?» Potem, wstał, rozkazał  wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza.

A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?» (Mt 8, 23-27)

Jak często ta sytuacja z dzisiejszej Ewangelii przypomina to, co dzieje się w naszym sercu… To obraz strapienia, które nas dotyka. Burze, które stają się czasem naszym udziałem są czymś obiektywnym, jednak to, co sprawia, że urastają one często do rangi czegoś, co nas zatopi i zwycięży, to już owoc złudzenia, że Boga przy nas nie ma.

Z drugiej strony boimy się rzeczywistości, z którą przychodzi nam się zmagać. Czasem wpadamy w wewnętrzne roztrzęsienie lub wręcz panikę bo wciąż to samo: bo kolejny dzień, w którym nam coś nie idzie, bo znowu, ktoś odniósł się do nas nieżyczliwie, bo nadal brak perspektyw na lepsze jutro itd. I znów patrzymy na to, z czym się zmagamy wyłącznie z ludzkiego punktu widzenia. Nie dostrzegamy, że Jezus jest przy nas. Wprawdzie On nie przychodzi w burzy – używając komentarza z Pierwszej Księgi Królewskiej [por. 1 Krl 19,11]. On jest z nami w łodzi naszego życia. Jest w naszym sercu o czym przypomina nam modlitwa serca, której ścieżką podążamy. Przychodzi w ciszy, którą ta modlitwa tworzy.

I choć nasze wołanie do Pana Boga, tak jak wołanie uczniów obecnych w łodzi może być modlitwą wiary, to najważniejsze jest, abyśmy w modlitwie dotarli do momentu, w którym przestajemy mówić.

Bóg przecież nie potrzebuje naszych słów. On zna każde poruszenie w ludzkiego serca.

Kapitalne jest dla mnie świadectwo św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Gdy zasypiała na modlitwie, miała do siebie o to pretensje i oskarżała się, aż dotarła do przekonania, że Bogu to w ogóle nie przeszkadza. Mało tego, wtedy wreszcie Jezus mógł mówić, bez przeszkód, wprost do jej serca.

Na pytanie postawione Jezusowi przez uczonego: „Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?”, Jezus odpowiada: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jedyny” (Mk 12,28). To niezwykłe, że w chwili, gdy przestajemy mówić a zaczynamy słuchać Boga, łatwiej także zaczynamy ufać Bogu. Medytacja monologiczna uświadamia nam że zarówno Bóg jak i ja potrzebujemy naszego zamknięcia ust, bo inaczej słuchamy samych siebie na modlitwie.

„Zatrzymaj się w ciszy przed PANEM i Jemu zaufaj” – powie Psalmista (Ps 37,7)

Pierwszą zatem sprawą jest: ZATRZYMAĆ SIĘ!

Pozwolić wszystkim pilnym sprawom, żeby odeszły. Zatrzymać gonitwę myśli, troski. Psalm 139 to niezwykłe świadectwo takiego zaufania. „Panie, przenikasz i znasz mnie (…) choć jeszcze nie ma słowa na moim języku, Ty, Panie już znasz je w całości.” To wcale nie jest łatwe, ale modlitwa monologiczna uczy nas właśnie takiego mówienia wszystkim naszym sprawom: POCZEKAJCIE! W tej chwili jest coś ważniejszego od was! Jest KTOŚ ważniejszy od was!

Druga sprawa: CISZA. Fascynuje mnie ten dzisiejszy fragment Ewangelii, bo za każdym razem próbuję sobie wyobrazić czym była owa „głęboka cisza”, która nastała po wypowiedzeniu słów Jezusa. To jest ta cisza, którą próbujemy odnaleźć w modlitwie monologicznej. Tu także Jezus jest tym, który wypowiada swoje słowo. Na tym słowie opiera się przecież nasza medytacja. A zatem cisza, która przychodzi, jako owoc tego słowa jest Jego darem, jest Jego łaską.

Nie chodzi nawet o brak dźwięków z zewnątrz. Chodzi o tę ciszę, która rodzi się, gdy mimo hałasu świata, odnajduję ją w sobie, w moim sercu. Nie zawsze mamy luksus otoczenia się ciszą w miejscu medytacji, dlatego trzeba byśmy prosili Pana o ciszę w swoim sercu a On jej udzieli jako swojego daru.

I sprawa trzecia: JEEMU ZAUFAJ!

Księga Przysłów w rozdziale 3,5 mówi: „Z całego serca Panu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku”. Ciągle wracamy do kwestii myśli, które przychodzą w czasie modlitwy. Modlitwa monologiczna zaprasza nas, abyśmy odtrącali przychodzące myśli jako rozproszenia. Ktoś może mieć wątpliwości: „Czy nie odganiam w ten sposób myśli, które właśnie podsuwa mi Bóg?” Może powinienem przyjrzeć się im spokojnie. Zaufajmy, że Bóg ma o wiele lepsze rozeznanie sytuacji, niż my i jeśli jakaś myśl jest dobra i pochodzi z Jego natchnienia, cisza modlitwy monologicznej nie tylko jej nie zniszczy, ale pozwoli by ona jeszcze mocniej zakorzeniła się w naszym oczyszczonym przez ciszę sercu i wróciła ze zdwojoną siłą w innym czasie.

Medytacja monologiczna jest szkołą ćwiczenia się w słuchaniu a cisza jest przestrzenią w której pozwalamy słowu Bożemu docierać do naszego serca. To jedyna droga do tego, by to słowo mogło naprawdę realnie przemieniać nasze życie i umacniać naszą wiarę.  Św. Paweł pisze „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś co się słyszy, jest słowo Chrystusa.” (Rz 10,17). Pozwólmy zatem by słowo Chrystusa, które w czasie medytacji wybrzmiewa w naszych sercach uciszało nasze wewnętrzne burze, przynosząc głęboką ciszę, w której możemy doświadczyć obecności Boga.