Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Zejść z głowy do serca

Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem.

Na to zbliżyli się do Niego uczniowie i prosili: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”.

A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: „Panie, dopomóż mi”.

On jednak odparł: „Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom”.

A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”.

Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”. Od tej chwili jej córka została uzdrowiona. (Mt 15,21-28)

„Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!” W dzisiejszej Ewangelii słyszymy prośbę wypowiedzianą słowami kobiety z Kanaanu. Jest to dokładnie to samo wołanie, które było modlitwą niewidomego spod Jerycha i które stało się kanwą Modlitwy Jezusowej.

Jest to modlitwa, która uświadamia nam, że każda i każdy z nas stoi przed Jezusem jak żebrak proszący o Jego uwagę i o Jego miłosierdzie. Można powiedzieć, że miłosierdzie Boga to pierwsza i Jedyna łaska, która jest nam potrzebna. Może właśnie dlatego Kościół uczynił to wołanie fundamentem jednej z najważniejszych modlitw, którą od wieków modlą się każdego dnia tysiące wyznawców Chrystusa.

Może się czasem zdarzyć, że podobnie jak ta kobieta z dzisiejszej Ewangelii trafiamy na mur obojętności Boga. Nie ma w odpowiedzi konkretnego słowa, ani znaku. Pozornie nie ma odpowiedzi. Wydawać się nam może, że Bóg milczy. Oczywiście jest to zawsze doświadczenie subiektywne. Niemniej warto, abyśmy w takich chwilach korzystali z lekcji jaką daje nam bohaterka dzisiejszej Ewangelii albo niewidomy spod Jerycha. Byśmy nie przestawali wołać z wiarą: „Panie Jezu, Synu Boży, ulituj się nade mną, grzesznikiem.” Ta modlitwa, stając się modlitwą nieustanną posiada niezwykłą moc przemiany naszego serca, które skupione na tym wołaniu odwraca się od trapiących go trosk a jednocześnie pogłębia swoje oddanie i związek z Jezusem, gdyż wie, że jedynie do Niego może oczekiwać pomocy.

W naszym doświadczeniu modlitwy często łapiemy się na tym, że mechanicznie powtarzamy wyuczone formuły, jednak myślami jesteśmy gdzieś indziej. Wiele osób skarży się, że trudno im skupić się na modlitwie.

Modlitwę Jezusową jako formę medytacji monologicznej określa się często mianem modlitwy wewnętrznej. Fenomenem tej praktyki jest to, że potrafi przemienić właśnie to z czym w modlitwie mamy często największy problem. A czyni to przez prosty zabieg. Nie często zdajemy sobie sprawę, że źródłem rozproszeń jest wielość myśli, które towarzyszą naszej modlitwie, to generuje różne wyobrażenia, które spontanicznie pojawiają się w naszej głowie, odciągając ją od rzeczywistej treści modlitwy. W modlitwie monologicznej ograniczamy się do ubóstwa jednego słowa/wersetu. Taka praktyka sprawia, że przestajemy zatrzymywać się nad sensem wyrazów, bo właściwie nie ma nad czym, a nasza głowa z czasem zaczyna podążać za sercem. Ta prosta praktyka ułatwia nam trwanie przed Bogiem. Im bardziej będzie ono cierpliwe i wytrwałe zobaczymy, że z czasem moc słowa/wersetu wypowiadanego w sercu pokona zupełnie nasze rozproszenia i wprowadzi nas w doświadczenie, które Mistrz Eckhart nazywa „misterium obecności”

Niestety żyjemy w świecie, w którym do naszego umysłu dociera zbyt wiele bodźców, co sprawia, że nasz umysł jest rozbiegany i za każdym razem powrót do tego, aby był on zwrócony jedynie ku Bogu jest trudne. Można powiedzieć, że to cena jaką płaci współczesny człowiek za to, że jego umysł staje się więźniem informacji, za którymi sam świadomie lub nieświadomie podąża. Stąd główną mądrością Modlitwy Jezusowej jest nieustanne powracanie do powtarzania w sercu modlitewnego wezwania kiedy się tylko da, co sprawia, że nasz umysł idąc za sercem nieco mniej oddala się od Boga, a przez to jest nie tylko mniej rozproszony w codziennym życiu, ale i żyje mocniej świadomością obecności przed Bogiem, zamieniając tym samym na modlitwę również inne czynności, które stają się naszym udziałem, zgodnie z dewizą św. Pawła Apostoła: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” [1 Kor 10,31]. Jest to przecież ten sam św. Paweł, który w Liście do Tessaloniczan wzywa: „Módlcie się nieustannie”. [1 Tes 5,17]. Uświadamia nam w ten sposób, że modlitwa to coś więcej niż aktywność naszego rozumu. Gdyby tak było spełnienie wezwania Apostoła nie byłoby możliwe w praktyce. Święty Paweł doskonale wiedział, że modlitwa jest bardziej postawą wobec Boga i nie ogranicza się jedynie do intelektu, że ważniejsze w tej postawie jest serce i jego dyspozycja niż intelekt.  Nie znaczy, że rozum nie jest ważny. Ala jak zwykł mawiać ojciec Jan Bereza OSB: dla nas ludzi Zachodu konieczne jest praca nad tym, aby zejść z głowy do serca. I choć to krótki dystans, przebycie go wymaga częstokroć sporo czasu i wysiłku. Jest to jednak konieczne, jeśli człowiek chce prawdziwie „być” przed Bogiem nie tylko w modlitwie, ale i w życiu.