Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Wezwanie jako program

W Ewangelii nieustannie podkreśla się, że życie ziemskie to nie wszystko!

W opowiadaniu o bogaczu i ubogim Łazarzu Jezus dokonuje pewnego rodzaju odwrócenia sytuacji, aby w ten obrazowy sposób przybliżyć słuchaczom konsekwencje ich życiowych wyborów. Najpierw opisuje doczesne życie obydwóch bohaterów opowieści, a potem ich los po śmierci. Dzięki temu w zakończeniu przypowieści można jasno zobaczyć, co zaniedbał w swym życiu bogacz, ściągając na siebie los pełen męki. To, co głosi Jezus, ma być przede wszystkim napomnieniem i przestrogą dla słuchaczy, aby nie zatracili się z powodu skupienia się na przyjemnościach czerpanych z życia i nie lekceważyli woli Bożej. Aby przyjąć taką postawę, wcale nie trzeba do tego jakiegoś szczególnego bogactwa. Przyjemnościom i egoizmowi mogę hołdować także nie posiadając wielkiego bogactwa.

Można powiedzieć, że Bogacz z tego opowiadania realizuje taki sam życiowy program jak inny, znany także z przypowieści Jezusa bogaty człowiek, który czynił sobie wielkie plany na przyszłość mówiąc sobie:  „Odpoczywaj, jedz, pij i używaj” (12, 19) ale potem nie mógł ich urzeczywistnić z powodu przedwczesnej śmierci. Głównym zarzutem Chrystusa z tej przypowieści jest to, że sensem życia tego człowieka jest jedynie przyjemność z niego czerpana. On żyje tylko dla siebie i swojej przyjemności. Postawa ta jest konsekwencją tego, przed czym przestrzega już prorok Amos: beztroska i zadufanie w sobie, jakby życie ograniczało się jedynie do doczesności.

Ale jest w tej opowieści także druga postawa, której nie wolno nam pominąć. To postawa owego biedaka, którego spotkał twardy los. Nie tylko jest pozbawiony środków do życia, ale także jest chory. Głodny i chory, leży pośród brudu ulicznego, jak nędzarz. Ale Jezus wymienia jego imię: „Łazarz”, które znaczy „Bóg pomaga”. To imię jest bogactwem i programem na życie tego biednego człowieka. W krańcowej nędzy nie traci on ufności, bo jest przekonany, że Bóg się o niego zatroszczy.

I właśnie na tym wątku chciałbym się dzisiaj zatrzymać, gdyż sądzę, że dobrze odnosi się ono do doświadczenia medytacji. Podobnie jak ów ubogi bohater dzisiejszej Ewangelii także ci, którzy praktykują modlitwę monologiczną właśnie Imię czynią bogactwem i programem swojego życia. Czy będzie to powtarzane w rytmie oddechu imię „Jezus”, czy wezwanie: „Panie Jezu, ulituj się nade mną grzesznikiem”, czy „Jezu, ufam Tobie”, czy jakiekolwiek inne jest to wezwanie, które zawiera w sobie cały program duchowej drogi, gdyż uczy nas poprzez wsłuchiwanie się w to słowo podążania za nim. Ponadto jest także naszym jedynym prawdziwym bogactwem. W naszej modlitwie, choć moglibyśmy ją urozmaicać, ubogacać pięknymi słowami poprzestajemy na tym jednym wezwaniu,  uświadamiając sobie, że właśnie to słowo jest wszystkim, co naprawdę posiadamy, w którym Bóg najpełniej wyraża swoją odpowiedź i wierność któremu prowadzi także do prawdziwego duchowego ubóstwa, którego symbolem jest także ubogi żebrak z Ewangelii.

I jeszcze jedno podobieństwo, które mi się nasuwa: jest nią doświadczenie, które pozwala odkrywać, że ci, którzy praktykują modlitwę monologiczną, po pewnym czasie praktyki doświadczają, że modlitwa ta wpisuje się w ich serce i staje się niezależna od tego czy o niej myślimy i zatrzymujemy się, by ja praktykować czy też nie. To wypełnienie naszego serca słowem, poprzez które Bóg ciągle do niego przemawia rodzi z kolei doświadczenie wewnętrznej równowagi i pokoju, które pozwala podobnie jak Łazarzowi z dzisiejszej Ewangelii zachować ufność i pokój w różnych, także trudnych doświadczeniach naszego życia.

Jezus głosi z ogromną mocą, że życie ziemskie to nie wszystko. Kto nie spogląda poza nie i przyjemności, jakie ono niesie tego po śmierci może spotkać nieprzyjemna niespodzianka. Wszyscy więc – bogaci i biedni – powinni zorientować swoje życie na wolę Bożą. Bo to jedyny pewny azymut, który może nas doprowadzić ostatecznie do głębokiej wspólnoty z Bogiem już teraz i kiedyś w wieczności. Ze swojego doświadczenia modlitwy mogę powiedzieć, że medytacja oparta na prostym wezwaniu jest najlepszym azymutem, który nie pozwala się zagubić we współczesnym świecie pełnym duchowych zaułków i towarzyszącym im niebezpieczeństw.