Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Adwent – mój ulubiony czas

No i mamy kolejny adwent. To mój ulubiony okres liturgiczny, dlatego, że jest okresem niosącym nadzieję związaną z oczekiwaniem a po wtóre dlatego, że w swoim charakterem przypomina a przynajmniej powinien przypominać życie chrześcijanina przepełnione nadzieją…

Pierwsza część Adwentu zaprosi nas do skupienia się na tajemnicy powtórnego przyjścia Chrystusa. Jak słyszymy dzisiaj w słowie Bożym jego zapowiedzią będą znaki, które mogą napawać ludzi przerażeniem. Dotyczą one nie tylko gwałtownych zjawisk przyrody, ale i ludzkiej historii. Powierzchownego obserwatora może dziwić kontrast pomiędzy zbawiennym przyjściem Chrystusa a wielkim lękiem, jakim mają napełniać ludzi znaki jemu towarzyszące. Jest tak dlatego, że zbawienie nie wynika wprost z ludzkiej historii. Jest interwencją Boga w tę historię. Zbawienie przychodzi, jako niezasłużony dar Boga. Oczywiście Bogu, który zawsze opowiada się po stronie człowieka zależy, aby ów dar zbawienia stał się udziałem jak największej rzeszy ludzi. Dlatego po ludzku sądząc nie spieszy się z końcem. Z biegiem czasu wydawać się może, że świat wcale nie staje się lepszy, sprawiedliwszy i bardziej otwarty na Boga. Ale na tym polega właśnie paradoks Bożego działania: doświadczenie ludzkiej słabości staje się okazją do większej otwartości na działanie Bożej łaski. Wszak słynne powiedzenie: „Jak trwoga, to do Boga” nie wzięło się znikąd a z ludzkiego doświadczenia. Paradoksalnie to właśnie ludzki grzech, poczucie niesprawiedliwości i zła może stać się okazją do tego, aby człowiek mógł oprzeć się jeszcze bardziej na mocy Boga niż na swojej.  Święty Paweł ujmie to w Liście do Rzymian mówiąc: „Gdzie wzmógł się grzech jeszcze bardziej rozlała się łaska” [Rz 5, 20].

Ludzka natura, skażona grzechem potrzebuje Bożego lekarstwa. Stąd przewijające się w Adwencie wołanie do nawrócenia i do trwania w nadziei.  „Podnieście głowy i nabierzcie ducha” – mówi Chrystus. Mamy być ludźmi nadziei, idąc przez życie nie ze zwieszoną głową, nie jak przegrani, widząc nawet największe zło i jego pozorny triumf. To nie w nie, ani nie w nasze słabości mamy się wpatrywać! Mamy Podnieść głowy i być wpatrzonymi w Chrystusa! Nasza nadzieja może mieć tylko jeden fundament i jest nim Bóg! Wszystkie inne nadzieje, które ostatecznie nie odnoszą się do Boga są iluzoryczne i zawodne…

Chrystus przestrzega nas dzisiaj przed ociężałością naszego serca. Jej źródłem może być zbytnie dogadzanie sobie albo zbytnie troski. One mogą nas prowadzić albo do duchowego lenistwa, albo do duchowej kapitulacji. I jedna i druga postawa jest obca duchowi Ewangelii. Czas adwentu jest zatem czasem, w którym mamy wnikliwiej zajrzeć do naszego serca i naszego sumienia i zobaczyć, czy nic im nie ciąży i nie zatrzymuje nas na drodze duchowego wzrostu!? Tyle dzisiaj mówi się o zdrowych dietach, korzystaniu z siłowni, joggingu o trosce o ciało… Tymczasem warto zapytać siebie, czy potrafimy równie troskliwie zadbać się o kondycję naszej duszy? Po to jest właśnie czas Adwentu! Ma przywracać wewnętrzną równowagę i właściwą wagę sprawom, którymi żyjemy.

Jednym z ćwiczeń, które sugeruje Jezus jest: „Czuwajcie i módlcie się!”    I podkreśla: „w każdym czasie.”  Jest to pozytywne wezwanie do tego, abyśmy uczyli się przeżywać nasze życie jako modlitwę, czyli życie w relacji do Boga a możemy to robić realizując nasze związki,  rodzicielstwo, pracę, odpoczynek. Dzięki temu, że potrafimy nasze codzienne życie i obowiązki zobaczyć w perspektywie naszego odniesienia do Boga mamy szansę nadać mu głęboką wartość. Bóg przychodzi do nas bowiem nie tylko w modlitwie, w sakramentach, czy w słowie Bożym. On przychodzi w codzienności….

Jeśli zaś codziennie się z Nim spotykamy, to nie zaskoczy nas także Jego ostateczne przyjście.