Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Bóg dobry aż tak…

Bóg używa różnych środków by ludzie przyjęli  Jego ewangelię. Nierzadko przychodzi do zbuntowanych grzeszników wielokrotnie. To pokazuje jak bardzo Bogu zależy na człowieku.
Nieraz zastanawiałem się nad ogromem Bożej miłości do człowieka. Pamiętacie jak często Bóg posyłał proroków do niewiernego, zbuntowanego, cudzołożnego Izraela? Cały Stary Testament jest historią buntu człowieka i działań Boga w celu pojednania.


Nieomal za każdym razem Izraelici odrzucali proroków przemawiających w imieniu Jahwe. Bóg jednak nie rezygnował. Posyłał kolejnych. Izrael także ich odrzucał. Bóg gorliwie wysyłał kolejnych. Pomyślcie ile cierpliwości ma Bóg! Ile miłości do tych ludzi! W końcu posyła Swojego Najdroższego, Jedynego Syna. On również zostaje odepchnięty, ginie haniebną, męczeńską śmiercią.
Najciekawsze, najbardziej zdumiewające jest dla mnie to, że Bóg nadal nie rezygnuje! Posyła Swojego Ducha, obdarza nim Apostołów aby ci mogli znów wzywać do nawrócenia. To coś zdumiewającego. Izrael raz za razem pluł Jahwe w twarz, odrzucał Go, lekceważył. W każdym momencie Bóg mógł zrzucić na nich ogniste płomienie lub armię aniołów. Jednak nie robił tego. Podnosił się i znów zabiegał o swój lud.
Jak wiele z charakteru naszego Boga jest w nas? Jak reagujesz gdy ktoś ciebie choćby niechcący „nadepnie na odcisk”? Czasami odpowiedź jest gwałtowna, prawda? Co jednak kiedy ktoś zrobi to umyślnie? Wtedy najczęściej nie ma przebacz! Są ludzie, którzy do końca życia nie wymażą tego z pamięci!
Mówimy, że jesteśmy ludźmi wiary a wcale nie uczymy się postaw od Tego, w którego wierzymy.
To dobrze że nasz Bóg nie jest taki jak my lub jak niektórzy chcieliby Go widzieć! On zabiega o nas. On walczy o nas – nawet kiedy my naszymi grzechami plujemy Jemu w twarz. Każdej Niedzieli chce nas gromadzić wokół Słowa i Stołu, zmyć z nas brud, nałożyć nową szatę, dać posiłek, zapewnić, że jest naszym kochającym Ojcem.



Oczywiście dla wielu to niezrozumiałe, gdyż nie zgadza się z koncepcją psychologiczno-antropologiczną wielu myślicieli, zresztą nie tylko współczesnych. Już Piotr pytał z przekąsem: Ile razy mam przebaczać. Wielu terapeutów jest zdania, że kiedy ktoś jest uwikłany w nałóg (np. alkoholowy), to najlepszym sposobem prowadzącym do otrząśnięcia się byłoby pozwolić mu dosięgnąć dna. Dlatego potępiają te matki i zony, które takiego człowieka potrafią zbierać z ulicy, myć, karmić, gdyż ich zdaniem to utwierdza go jeszcze w nałogu.
A jednak. Człowiek nie jest w stanie odbić się od dna o własnych siłach. Pan Bóg wiedząc o tym nie zostawia go nigdy samemu, choć czasem dopuszcza, żeby ten potknął się i to nieraz dotkliwie o swoją głupotę.  „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.” (Iz 49, 14-15).
Bóg każdego dnia czuwa nad naszymi krokami mimo naszego nieposłuszeństwa. A dzisiaj prosi: świętymi bądźcie, bo ja jestem święty. [Kpł 19,1] Przynajmniej spróbujcie!  Tak naprawdę twoja postawa wobec tych, którzy tobie źle życzą, którzy cię obrażają, lekceważą uwidacznia na ile znasz Boga i jak blisko Niego żyjesz.

Jest to zatem problem, który dotyczy świętości.

„Mocą tej woli jesteśmy uświęceni przez ofiarowanie ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze”. –[Hbr 10,10]
Powyższy werset mówi o tym co wydarzyło się na krzyżu, jakie są skutki ofiary Chrystusa. Ważne abyśmy dobrze te prawdy rozumieli ponieważ są podstawą naszego zbawienia i naszej wiary.
Bóg kieruje do uczniów Jezusa słowa pokrzepienia i oznajmia, że ci, którzy zostali obdarzeni Bożą łaską, która jest źródłem naszego uświęcenia. Nie jest to nasza doskonałość, wypracowana naszymi uczynkami lecz uczynkami Jezusa. Jesteśmy uświęceni krwią Jezusa.
Protestanci spoglądają na to nieco prościej. Pamiętam odpowiedź jednego z pastorów podczas Tygodnia Ekumenicznego na pytanie skierowane do niego przez katolika, które brzmiało: Czy uznajecie świętych w waszym kościele? Na co on odpowiedział Tak, uznajemy. Są nimi wszyscy, którzy zaufali Jezusowi i zostali uświęceni Jego krwią.
To bardzo ciekawa odpowiedź. Kiedy w listach świętego Pawła czy Piotra znajdujemy określenie adresatów:  Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa, do świętych w Efezie i wierzących w Chrystusa Jezusa [ Ef 1,1]; lub Paweł i Tymoteusz, słudzy Chrystusa Jezusa, do wszystkich świętych w Chrystusie Jezusie, którzy są w Filippi wraz z biskupami i z diakonami [ Fil 1,1]; to przecież nie pisze on tylko do wybranych lecz do wszystkich, którzy przyjęli nową naukę i uwierzyli w Chrystusa. A to oznacza, że potencjalnie każdy wierzący w Niego jest święty.


Warto to podkreślać ponieważ mamy tendencję do odwracania tej kolejności i sądzimy, że prawdziwe jest zdanie: Żyjcie jak święci abyście byli świętymi ( w domyśle po śmierci jak was kanonizują lub tak będą o was mówić). Ale przecież beatyfikacja czy kanonizacja jest jedynie aktem potwierdzającym fakt, że dana osoba właśnie taka była za życia. I brak tego procesu nie umniejsza faktu, że są jeszcze miliony innych, których nie znamy z imienia i o których pewnie nigdy nie usłyszymy. Tak wielka ilość kanonizacji dokonanych przez Jana Pawła II była dla mnie zawsze jedynie potwierdzeniem tego, że święci są wśród was i że każdy z nas może nim być. Zobaczmy jednak, że Biblia nigdy nie uczy, że na miano świętego zasługujemy swoim życiem (innymi słowy, że zdobywamy naszą świętość, choć w dobie współczesnego myślenia jest to dość popularne, gdyż wartości człowieka nauczono nas dopatrywać się w tym, co uda mu się osiągnąć). Ale to spojrzenie nie dotyczy sfery sacrum. Nasza świętość pochodzi z zewnątrz. Osiągamy ją dzięki Jego łasce. I chodzi jedynie o to, abyśmy żyli zgodnie z tym statusem.
Oczywiście nie znaczy to, że mamy siedzieć z założonymi rękami. Wytrwanie w łasce jest bowiem ogromną pracą i trudem.  Powinniśmy jednak uczyć się spoglądając na naszą świętość pamiętając, że wynika ona przede wszystkim z tego co wypracował dla nas Jezus, nie zaś z naszych wysiłków i osiągnięć.


Może warto o tym pomyśleć w czasie Wielkiego Postu…