Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Być współpracownikiem Boga

Dzisiejsza Ewangelia przy okazji wyjaśnienia narodzin Jezusa przywołuje postać, która choć pojawia się zaledwie kilka razy i która  przez karty Ewangelii „przechodzi” jako postać milcząca, to jednak jest osobą ogromnie ważną w całym Bożym planie wcielenia. Mowa oczywiście o św. Józefie. W Ewangeliach nie zostało odnotowane ani jedno słowo Józefa, choć napisano o nim wiele książek i prac naukowych. W pierwszych latach życia Jezusa odgrywa on pierwszoplanową rolę. Według św. Mateusza, pochodził z królewskiego rodu Dawida. Był rzemieślnikiem, tradycja głosi, że cieślą. Ewangelia nazywa św. Józefa „mężem sprawiedliwym”, co w języku biblijnym oznacza człowieka prawdomównego, uczciwego, pracowitego i mądrego.

W czytanej dziś Ewangelii Józef słyszy we śnie polecenie (nie ostatnie zresztą): „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki”. Po ludzku biorąc lęk Józefa wydaje się być uzasadniony. Dowiaduje się, że jego ukochana małżonka jest w stanie błogosławionym. Wie także, że to nie jego dziecko nosi w swoim łonie. Można powiedzieć, że to sytuacja wręcz dramatyczna, tym bardziej, że Maryja milcząc nie ułatwia mu zrozumienia tej sytuacji. I znowu po ludzku sądząc wydaje się, że jego chęć oddalenia małżonki jest zrozumiała. W rozumieniu prawa żydowskiego mógł postąpić dużo surowiej i gwałtowniej. Jemu jednak leży na sercu nie tylko własne dobro, ale i dobre imię Maryi.  Dopiero po tym, co usłyszał we śnie, zawierza Bogu i pozostaje, choć zapewne nie wszystko pojmuje. Może się jedynie domyślać, że jest Bogu potrzebny; jest potrzebny Maryi a także Synowi, którego Ona nosi pod sercem.

Zapewne Józef miał swoje życiowe plany. Chciał założyć rodzinę. Jego wizja życia nie odbiegała od tej, jaką mieli jego koledzy. Mimo głębokiej wiary, jaką posiadał, była ona przykrojona raczej do ram doczesnego widzenia swojego życia. Zapewne chciał uczciwie przeżyć swoje lata, wychować dzieci, doczekać się wnuków i w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku spocząć razem z przodkami w grobie. Interwencja Pana Boga zmieniła zupełnie jego plany i otwarła przed nim nową wizję sięgającą w wieczność. Bóg w ręce Józefa oddał swojego Syna i Jego Matkę, czyniąc go odpowiedzialnym za Ich los na ziemi. Początkowo cieśla z Nazaretu niewiele rozumiał z tego, czego Pan Bóg od niego oczekiwał, ale w swej sprawiedliwości nie mógł Bogu powiedzieć: „nie”.

Jedno stało się dla niego jasne: nie jest wcale łatwo realizować plany Boga. Kilka miesięcy po tych wydarzeniach wraz z Matką Mesjasza musi wędrować z Nazaretu do Betlejem, gdzie spotykają się z nieprzychylnym przyjęciem. Jest świadkiem tego, jak oczekiwany od wieków Mesjasz, Syn Boga, rodzi się ostatecznie w stajni, a więc w warunkach urągających ludzkiej godności. A niedługo potem musi uciekać wraz z  małżonką i maleńkim dzieckiem do Egiptu przed gniewem Heroda.

Życie św. Rodziny pokazuje, jak często Pan Bóg burzy nasze wyobrażenia.

Adwentowe spotkanie ze świętym Józefem wzywa do głębszej refleksji nad własną wizją życia. Ku czemu zmierzamy? Czy jest to jedynie wizja wygodnej drogi, zamknięta w doczesności, czy też jest to wizja, którą roztacza przed nami Bóg? Św. Józef – tak jak Abraham – „wbrew nadziei uwierzył nadziei” i „uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański”: zgodził się na to by w jego życiu realizował się Boży plan.

Jednak realizacja Bożych planów nie kończy się na Maryi czy św. Józefie. Każda i każdy z nas potrzebny jest Bogu jak Józef, aby Bóg mógł przez nas kontynuować swój plan zbawienia.

Kontemplacja życia Maryi, św. Józefa, św. Jana Chrzciciela – postaci które przybliżył nam Adwent odsłaniają cała prawdę współdziałania Boga i człowieka. Uświadamiają nam one, że każdy z nas ma swoja wyjątkowa rolę do spełnienia w Bożym planie. I nie jest to bynajmniej rola, którą mierzy się miarą tych kilkudziesięciu lat naszego ziemskiego życia, ale zadanie, które swoimi konsekwencjami sięga wieczności.  To zadanie jest najpełniej wyrażone imieniem Boga, który przyszedł na świat: Emmanuel – Bóg z nami.  Bóg, który w Jezusie zapragnął zamieszkać wśród nas i „zbawić swój lud od jego grzechów”.  Ale aby to pragnienie Boga mogło się dalej realizować,  On potrzebuje naszych serc, w których może zamieszkać i przy pomocy których może On kierować naszym życiem czyniąc go miejscem swojego działania a następnie przez nasze postępowanie czyniąc świat swoim królestwem. Ale do tego potrzebne jest Mu nasze bezwarunkowe „TAK”, dokładnie jak w przypadku Maryi, św. Józefa i innych, którzy zgodzili się być współpracownikami Boga. Jakże często jednak my odmawiamy Mu współpracy – usprawiedliwiając się żeśmy za mali, za słabi, niegodni, a czasem z wygodnictwa, wstydu czy wręcz ze strachu.

Jakie to ludzkie, jakie to często małostkowe… A Bóg cierpliwie czeka i puka do naszego serca. Jakiej udzielę Mu odpowiedzi przy okazji tego Bożego Narodzenia?