Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Codzienna medytacja – dom z którego wychodzimy w wędrówkę przez życie

Jezus zawołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych.

Mówił do nich: „Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. (…) Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.

Tak pomyślałem sobie czytając rano dzisiejszą Ewangelię, że w tym obrazie w jakimś sensie ukryte są także pewne wskazówki, które można by odnieść do praktyki medytacji. Jezus mówi:  „Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy”. Droga medytacji, to droga ubóstwa. W naszym sposobie myślenia tkwi często pewna pokusa szukania zabezpieczeń, oparcia na własnych siłach i możliwościach – dotyczy ona także modlitwy. Pewną pokusą jakiej ulega nierzadko nasze fałszywe „ja” jest mieć nad wszystkim w naszym życiu pewną kontrolę, nie wyłączając z tego wpływu sfery życia duchowego. Tymczasem droga medytacji jest praktyką, która w tym względzie wystawia nasze „ja” na ciężką próbę. Nie dość, że jest drogą ubóstwa, w której nasze „ja” musi poprzestać na pewnym minimum, to jeszcze zaprasza nas do pełnego zdania się na prowadzenie na niej przez Ducha Świętego, nie tylko nie mogąc przewidzieć jej efektów, ale nawet godząc się na to, aby uśmiercić w sobie nasze oczekiwania, co do wymiernych efektów lub innymi słowy owoców, jakie nierzadko rościmy sobie w stosunku do modlitwy.

Można by zatem rzec, jak napisał kiedyś o medytacji o. Basil Pennington – trapista i duchowy uczeń Thomasa Mertona, że „medytacja jest zaproszeniem do obumierania dla naszego fałszywego ja, które ciągle czegoś oczekuje, coś sprawdza. Tyle tylko, że ta śmierć, jaką proponuje nam droga medytacji nie jest nocą – jak czasem wydaje się naszemu ja – ale światłem, które właśnie dzięki temu, że zdajemy się całkowicie na prowadzenie Ducha Świętego może rozbłysnąć w naszym wnętrzu; nie jest końcem – jak czasem sądzi nasze ja, gdy przestaje mieć nad czymś kontrolę – ale początkiem nowego doświadczenia; nie jest nicością, ale już tu i teraz wejściem w doświadczenie wieczności”.

Nasze fałszywe ja bowiem żyje w przekonaniu, które często wpaja w nas świat, że za szczęściem trzeba gonić, że trzeba mu pomóc, że nasze ja musi o nie walczyć. Tymczasem szczęście jest w nas, ponieważ jest w nas rozlana przez Ducha Świętego miłość Boża, która jest źródłem prawdziwego szczęścia. Gonitwa i zmęczenie jakiemu często ulega nasze fałszywe ja do niczego nie prowadzą. Ważniejsze jest bowiem to, aby właśnie na przekór mentalności współczesnego świata umieć zatrzymać się w biegu i zaprzyjaźnić się z tym, co jest w nas; aby odkryć nasze prawdziwe wewnętrzne bogactwo, którego w biegu naszego życia często nie zauważamy. I medytacja jest właśnie tym doświadczeniem, które na to pozwala a praktykowana – jak zalecają jej nauczyciele – dwa razy dziennie rano i wieczorem uczy nas, że właśnie w  naszym wnętrzu jest ten dom, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia i z którego powinniśmy wychodzić w nasza codzienną wędrówkę przez życie i w którym tę wędrówkę powinniśmy każdego wieczora kończyć .