Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Dzień Chronicznego Zmęczenia

Dawno mnie tutaj nie było…
Przyczyn jest wiele. Jedne mniej wazne drugie banalne. Najpierw problemy tecniczne komputera, który pracował wedle sobie tylko wiadomych zasad. Czasem sie jednak łudzimy, że panujemy nad tym wszystkim, co jest wytworem naszych rąk. Moja próba podporzadkowania sobie komputera skończyła sie tym, że skasował mi calą zawartośc jednego z dysków zostawiając jedynie dokumenty zaczynające się na litere „z”. Może to znak, że byłem za bardzo przywiązany do jego zawartości i postanowił zastosować taka mini terapię uwalniającą od wszelkich przywiązań stając się cichym wspólpracownikiem Tego, którego pragnieniem jest uczynienie nas prawdziwie wolnymi… Chyba mi nawet bardzo nie szkoda tego, co starciłem, choć do końca nawet nie ogarniam tego, co tam było. A było tego kilkadziesiąt gigabajtów.
Potem przyszła tzw. „majówka”, choc trudno orzec czy była dla mnie jekimolwiek oderwaniem, które początkowo sobie planowałem. Koniec końców byłem po niej bardziej zmęczony niż przed nią. Może dołożyło się do tego jakieś przesilenie, które ostatnio odczuwam. A może to zwykły kryzys wieku średniego. Dzisiaj jest chyba dobry dzień na to, żeby skreślic takie słowa. Obchodzy Dnia Chronicznego Zmęczenia. Nie wiedziałbym nic na ten temat gdyby nie konferencja, w której przyszło mi uczestniczyć. Czego to już psychologia współczesna nie wymyśli, żeby usprawiedzliwić różnego rodaju kryzysy dotykające współczesnego człowieka. Na syndrom ten Międzynarodowa Komisja Zdrowia przyjęła jako termin jednej ze współczesnych chorób psychosomatycznych. Mogę zatem pójść do lekarza i powiedzieć, że sie wypaliłem i powinieniem dostać zwolnienie… I co wiecej NFZ jeszcze za to zapłaci. A symptomy? Jednym znich jest to, że wstając rano nie chce mi się iść do pracy. Pytanie zatem czy jest jeszcze ktoś zdrowy? Doszukujemy sie róznych pwodow naszego wypalenia, zamiast uznać jedo istotne źródło, o którym mówi w Ewangelii Jezus: „nikt nie może przynosić owoców, jeśli nie trwa we Mnie”. [por. J 15, 1nn]. Warto pytać zatem siebie: Czy ta bezsilność, bezowocność i pesymizm jakie nam towarzyszą nie biorą się przypadkiem z odłączenia od Winnego Krzewu? Po co szukać innych przyczyn, kombinować? Jezus zacheca nas by zejść do źródła. 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=vp_kLqOegQw?fs=1]

Oczywiście zmęczenie dopada każdego z nas, zarówno to psychiczne jak i fizyczne.Psychologia zreszta powiada, że jeden z tych rodzajow zmęczenia jest często skutecznym antidotum na drugie. Tu akurat musze sie zgodzić. Nie raz sprawdziłem. Czasem porządne zmęczenie fizyczne staje sie skutecznym antidotum na zmeczenie psychiczne. Chodzi jednak nie o samo zmęczenie, które przychodzi i odcodzi, lecz o to, co jest głębiej, poza tym zmęczeniem.

We mnie gdzieś głęboko jest pasja. I czasem wystarczy klika dni oderwania, aby odkryć ją na nowo. Tak nawiasem odkryłem niedawno całkiem miłe mniejsce odosobnienia nieopodal mnie. Klasztor Sióstr Służebnic Krzyża. Zaciszne i mile miejsce, by pobyć w ciszy.
Cisza jest dobrym miejscem „dokopania” sie do pasji drzemiacej w nas, choć na mnie jeszcze mocniej działaja wszelkiego rodzaju zmiany. Stają się katalizatorem pasji. 
Więc czekam
czekam zmiany

czekam lata

czekam tego, co ma przyjść



Moja intucja podpowiada mi różne rzeczy, ale poza nią muszę wsłuchiuwać się w Ducha. Bo pomimo naszych pragnień, które też są ważne – jak podkreśla tzw. duchowość nieautorytarna – to własnie Duch wie, co dla nas najlepsze. Choć tak często bronimy się przed tym, co On ma nam do zproponowania, do czego nas wzywa swoim subtelnym glosem dźwięczącym w głebi naszego serca, który tak skutecznie zagłuszamy naszymi pragnieniami.

I znowu przypomina mi się Merton, ze swoim ślubem miejsca, którego ciągle coś gdzieś gnało, niepokoiło, skłaniało do szukania miejsca, które uznałby za odpowiednie. Żył w miejscu, w którym Pan Bóg go postawił, ale zawsze tęsknił za innym. Przyjmował z wdzięcznością to, co Pan Bóg mu dawał, ale zawsze chciał czegoś więcej… Czynil z „TU I TERAZ” swoją przestrzeń, w której próbowal sie odnaleźć a nade wszystko odnaleźć Boga, ale jednocześnie wybiegał poza nią. Dla jednych było to przejawem braku dojrzałości, dla innych było to cechą świętych. „Szukajcie a znajdziecie…”

Najważniejsze jednak jest to, aby się nie zamykać na istotne natchnienia, na prowadzenie Ducha, by nie skostnieć, nie zgnuśnieć, nie wpaśc w rutynę.
Bo każda rutyna i każda maniera

są śmiercią wiary i śmiercią sumienia

więc daj nam Boże nie zamknąć się na Twoje natchnienia.

Ileż z nich bowiem zostało przeoczonych, zmarnowanych czy zagłuszonych przez lęk, egoizm czy zwykłe wygodnictwo. Tak często sprzedajemy pierwsze miejsce przeznaczona dla Boga i Jego prowadzenie w naszym życiu za cenę przysłowiowych „trzydziestu srebrników” lichego luksusu, wygodnictwa czy spełnienia naszych ambicji lub pragnień, które koniec końców i tak nas rozczarują.

Prawdziwa istota nas samych jest jak zagubiona drachma, która zginęła nam w życiowym rozgardziaszu, a której ciągle szukamy [por. Łk 15,8]. Odnajdziemy ją dopiero wówczas, gdy zwrócimy Bogu należne miejsce w naszym życiu. Odnajdziemy ją dopiero wtedy, gdy poodsuwamy wszystkie meble. Na nic sie nie zda to, iż urządzilismy się dobrze. Sam Bóg w momencie naszego kryzysu powywraca wszystko do góry nogami, tak, aby pomóc nam odnaleźć to, co przez brak uważności utraciliśmy.