Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Modlitwa serca – konferencja II

Przymuś mnie do zdumienia Tobą, tak aby przemogło ono skrępowanie natury, wzbudź we mnie wizję Twoich tajemnic, abym mógł stać się świadom tego, co dokonało się we mnie w czasie świętego chrztu. Umieściłeś w moim wnętrzu Przewodnika: niech On ukazuje mi o każdej porze Twoją drogę. Bądź światłem dla stóp moich myśli, dopóki nie dotrę do Syjonu, Twojej świętej Góry. Uczyń mnie godnym tego świętego Miasta, do którego weszli święci u kresu swej podróży.  Zasiej we mnie pokorę i niepowstrzymany pęd do czujnej drogi ku Tobie. O, Ucieczko słabych, Prosta Ścieżko tych, którzy podążają za Tobą, Miejsce schronienia dla zaskoczonych przez burze i moja jedyna Nadziejo, wlej w moje serce upojenie, jakie daje nadzieja na Ciebie. Otwórz niespodziewanie przede mną drzwi zmiłowania; spraw, aby promienie Twej łaski zajaśniały w mym sercu. Św. Izzak Syryjczyk

Na ostatniej naszej konferencji próbowaliśmy zdefiniować czym jest modlitwa serca.

Modlitwa serca
jest zatrzymaniem się przed Bogiem
w prostocie
w głębokiej, wewnętrznej ciszy,
pozostawieniem na uboczu
słów, myśli, wyobrażeń
i otworzeniem przed Nim najgłębszej istoty
swojego bytu
starając się tylko kochać.

Modlitwa serca
to pozwolić Duchowi Świętemu,
obecnemu w nas,
kochać Ojca w nas i z nami,
i poprzez nas.

Próbowaliśmy przybliżyć sobie poszczególne elementy, które składają się na ten rodzaj modlitwy jak cisza, prostota, zgoda na działanie Ducha Świętego, wreszcie miłość, będąca fundamentem tego rodzaju modlitwy.

Mówiąc o modlitwie serca mamy na myśli spotkanie, które nie jest jednak czymś zewnętrznym, jedną z czynności, jakie wykonuję każdego dnia. Spróbujmy uchwycić dzisiaj pewne zasady, jakie modlitwa taka powinna uwzględniać. Są to zresztą zasady, które z powodzeniem można odnieść do każdego rodzaju modlitwy.

Może się niektórym z was wydawać, że odejdziemy dzisiaj od samej istoty modlitwy serca, ale nic bardziej mylnego. Jednak to, co istotne w tej modlitwie to odpowiednie do niej przygotowanie. I jemu postaramy się poświęcić nieco uwagi.

Mówiliśmy już poprzednio o tym jak rozumiemy serce w tej próbie uchwycenia czym jest modlitwa określana jako modlitwa serca: Poprzednio próbowaliśmy się odwołać do rozumienia serca w kulturze orientalnej a także u naszych mistyków, podpowiadających nam, że serce – oznacza centrum bytu ludzkiego, korzeń władz umysłowych człowieka, intelektu i woli, miejsce, które stanowi ośrodek całego życia duchowego. Jest to najgłębsze źródło, z którego bierze swój początek życie psychiczne i duchowe człowieka, i za pośrednictwem którego człowiek zbliża się, i komunikuje z samym Źródłem życia jak pisze Elisabeth Behr-Sigel w: Miejsce serca. Wprowadzenie w duchowość prawosławia.

Katechizm Kościoła Katolickiego mówiąc o modlitwie podkreśla, że niezależnie od języka modlitwy (gesty, słowa) zawsze modli się cały człowiek. A miejscem, z którego wypływa nasza modlitwa jest serce człowieka, modli się serce. Jeśli ono jest daleko od Boga, to modlitwa pozostaje pusta. Czym jednak ono jest?

Katechizm wskazuje na serce (por. KKK 2563), jako na ukryte centrum, nieuchwytne dla naszego rozumu i dla innych, które tylko Duch Święty może przeniknąć. Tradycja duchowości ignacjańskiej wskazuje, że nikt z nas nie jest wyłącznym właścicielem naszego serca. Do naszego serca mają przystęp także dwie inne wolności: wolność Boga i wolność złego ducha. Serce jest więc także płaszczyzną zmagania, walki i w konsekwencji miejscem dokonywania wyborów. Zgodnie z obietnicą spróbujemy sobie o nich dzisiaj powiedzieć. Wspomniane wybory to jednocześnie pewne warunki, które umożliwiają zaistnienie i rozwój modlitwy serca.

1.    Trzy aspekty modlitwy jako wyboru, którego dokonuję.

Zwróćmy najpierw uwagę na trzy ważne aspekty każdego z naszych wyborów czy jak kto woli aktów, które dotyczą także sfery życia duchowego a więc i modlitwy (przypomnę, że mówimy tutaj o modlitwie jako relacji, co zaznaczyliśmy już wyraźnie w poprzedniej konferencji). Te istotne aspekty to: INTELIGENCJA – WOLA – MIŁOŚĆ

Nie ma takiej czynności (bez względu czy dotyczy to wewnętrznej czy zewnętrznej aktywności człowieka), na którą nie miałyby wpływu te trzy rzeczywistości.

Weźmy na przykład sytuację, kiedy decydujemy się na jakiś szlachetny gest wobec drugiego człowieka? Pierwszą płaszczyzną, która zostanie zaangażowana w tę decyzję będzie nasza inteligencja, która dobrze ten problem zbada; następnie wkroczy do akcji nasza wola; a później, jeśli faktycznie zdecydowaliście się dokonać takiego to a takiego wyboru, możemy się domyślać, że stało się tak za sprawą miłości.

Jak wspomniano udział tych trzech władz dotyczy nie tylko aktów, które ujawniają się na zewnątrz. Biorą one udział także w pozornie nic nie znaczących codziennych decyzjach. Wyobraźmy sobie, że decydujemy się na przeczytanie jakiejś książki. U korzeni naszej decyzji będzie zawsze stała inteligencja, która wznieci problem, rozważając wszelkie za i przeciw; później przedstawi swoje wnioski woli; a kiedy wola zareaguje, projekt zostanie zrealizowany, ale tylko dlatego, że został zaaprobowany przez władzę wykonawczą tj. miłość.

Oczywiście rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, że tak wygląda chronologia naszych działań, gdyż wydaje nam się, że następują one szybko, tak, że nie sposób wyłuszczyć poszczególnych etapów decyzji.

Do czego jednak zmierzam? Otóż do tego, że gdy przyjrzymy się procesowi decyzyjnemu uważnie, zauważymy, że zawsze miłość będzie miała ostatnie słowo, to ona urealnia bowiem decyzje woli, to ona daje jej swoje przyzwolenie.

Miłość – zgodnie z myślą św. Tomasza z Akwinu – jest władzą, zdolnością najważniejszą, choć chyba najmniej zauważalną i docenianą. Zgonie zresztą ze słowami św. Pawła, który płentuje swój Hymn o miłości właśnie tym ważnym podkreśleniem, że najważniejsza jest miłość!

Zauważmy, że w codziennym życiu bardziej cenimy inteligencję. Jesteśmy często pod urokiem tzw. inteligentnych osób, tak jak jesteśmy nieraz pod wrażeniem spotkania z człowiekiem pięknie ubranym. A jeśli o sobie uda nam się powiedzieć: „Jestem bardzo inteligentny”, i potrafimy się tym długo pysznić, podobnie, gdy możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy piękni, bądź bogaci. Dziwnym trafem, nie jesteśmy z siebie tak samo dumni, gdy możemy o sobie powiedzieć: „Jestem dobry…”. I rzadko to potrafimy przyznać

Również wolę cenimy bardzo wysoko. Kiedy się mówi: „Oto człowiek o silnej woli!” – wiadomo, że obdarza się takiego człowieka uznaniem. Powiedzenie o kimś, że jest to człowiek o stalowej woli, jest pochwałą, która wszystkim się podoba.

A jednak pomimo tego, to właśnie miłość jest umiejętnością największą w perspektywie życia duchowego i nie tylko zresztą. Zobaczmy, że osoby, które miały największy wpływ na nasze życie, nie koniecznie musiały być osobami niezwykle inteligentnymi (przynajmniej w moim wypadku tak było), czy też osobami o szczególnie silnej woli, ale na pewno były tymi, które nas bardzo kochały. To jedynie jeden z dowodów zdający się potwierdzać intuicję (a może i doświadczenie) św. Pawła. Oznacza to, że miłość jest siłą, która sięga najgłębiej i przynosi największe i najtrwalsze owoce. Nie wiem, czy Maria Magdalena zmieniłaby swoje życie, gdyby słyszała od Jezusa nawet najpiękniejsze i najbardziej inteligentne słowa i argumenty. Pewnie słuchała takich nie raz ze strony uczonych w Piśmie. To, co ją powaliło na kolana, co dało siłę do porzucenie swojego dotychczasowego życia i rozpoczęcia na nowo, to miłość jakiej doświadczyła ze strony Jezusa! Dlatego podkreślmy to raz jeszcze: Miłość jest najwyższą wartością, która najbardziej wpływa na nasze istnienie. Jest to prawda bardzo ważna dla nas, gdy mówimy o modlitwie (a zwłaszcza modlitwie serca).

Dlaczego o tym mówimy właśnie tu, przy rozważaniach na temat modlitwy serca?

Przyjrzyjmy się naszej modlitwie. Jeśli będziemy mieli odwagę stanąć w prawdzie, będziemy musieli przyznać, że nasza modlitwa zbyt często ulega inteligencji. Jesteśmy intelektualistami! Zwłaszcza my – ludzie Zachodu. Ogromnie dużo rozumujemy, niestety także kiedy się modlimy. A dopóki modlitwa jest przeintelektualizowana, nie będzie miała większego wpływu na nasze życie!!! (Żeby było jasne to nie ja powiedziałem. Tak powiedziała św. Teresa od Jezusa. A czego jak czego, ale inteligencji nie można jej odmówić, zatem z całą pewnością wiedziała o czym mówi).

Podobnie rzecz się ma z naszą wolą, również dość powszechną: lubimy być wolontariuszami, w ferworze gorącej modlitwy składamy wielkie obietnice. Iluż to już rzeczy nie obiecywaliśmy Panu Bogu, zwłaszcza, gdy chcieliśmy coś w zamian uzyskać (to także takie działanie intelektu, który ciągle kalkuluje co i ile mu się opłaca). I zobaczmy jak wiele z tych obietnic szybko poszło w zapomnienie, gdy tylko przeszliśmy od modlitwy w codzienność. Bo, niestety zabrakło jednego – przepuszczenia tego wszystkiego przez ogień naszej miłości. Owszem naszym modlitwom i obietnicom mogły towarzyszyć burze emocji, ale miłość to nie emocje.

Gdybyśmy wszystkie nasze wysiłki i starania bardziej ukierunkowali na ćwiczenie się w miłości, nasza modlitwa ogromnie wpłynęłaby na nasze życie.

„Kochaj i czyń, co chcesz” – mawiał święty Augustyn. Miał rację: kiedy się kocha, wszystkie inne nasze talenty, zdolności, umiejętności stają się elastyczniejsze i staranniejsze. Bo kiedy się kocha, więcej się rozumie.

Jeśli naszą pasją jest muzyka, literatura,  czy sport, to zobaczmy że nie będziemy mieli problemu, aby o nich myśleć najczęściej (to jest sfera działania inteligencji). Podobnie rzecz się ma z waszą wolą: jak tylko znajdziecie chwilę wolnego czasu poświęcimy go właśnie temu co lubimy najbardziej czyli w tym wypadku: muzyce, książce, pójściu na trening. Ale dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak łatwo przychodzi o tym myśleć, czy poświęcić temu czas? Bo kochamy to!

I dokładnie tak samo jest z naszą modlitwą! Jest bardzo istotne w modlitwie, aby dać wyraz naszej miłości. Jeśli pokochamy naszą modlitwę, jeśli będzie ona dla nas czymś więcej niż obowiązkiem, jeśli będzie relacją, w która angażuję moje serce, to zaprawdę powiadam wam, że serce już znajdzie sposób na to jak zaangażować w modlitwę naszą inteligencję i wolę, tak aby była uległa Bogu. Oto powód, dla którego winniśmy nadać modlitwie serca odpowiednią rangę ważności.

Kto zacznie traktować swoją modlitwę jak sprawę serca, pobudzi swą inteligencję i umocni wolę. Ale kto spróbuje oprzeć swoją modlitwę jedynie na woli i inteligencji, wówczas będzie musiał ciągle szukać argumentów za tym, żeby poświęcić jej więcej czasu.  Z sercem jest inaczej. Ono nie patrzy na zegarem, ono nie nuży i nie męczy się trwaniem… Kto przyzwyczai się do modlitwy serca, może  nie przeprowadzi zbyt wiele rozumowań, ale i bez tego będzie rozwiązywał swoje problemy, ponieważ jego inteligencja stanie się otwarta i przejrzysta dla Boga, a jego wola będzie dążyła zawsze do tego, czego pragnie Bóg a więc i do tego, co dla człowieka jest najlepszym rozwiązaniem.

2. Trzy warunki konieczne do spełnienia

Dodajmy jeszcze do tego ważną kwestię, że modlitwą rządzą trzy warunki.

O pierwszym już wspomnieliśmy, ale wrócę do niego jeszcze raz na końcu, jako najważniejszego warunku modlitwy serca.

Drugim z nich jest: POKORA – to ona bowiem wprowadza w nas światło prawdy, które  jest też pierwszym owocem modlitwy.

Na czym polega pokora w praktyce modlitwy? Otóż uczy mnie ona stawać przed Bogiem takim, jakim jestem, a nie takim, jakim chciałbym być. Próbuję postępować zgodnie z prawdą, określić swoje położenie, swój stan ducha z dużą dokładnością, ze szczerością, może czasem nawet „szorstkością”, głęboko, bez połowiczności. Pokora, to zgoda na odrzucenie masek, które tak lubimy przywdziewać również w życiu duchowym. Prawdziwa modlitwa wymaga jednak stanięcia przed Bogiem takim, jakim jestem. Dopóki nie uczynię tego pierwszego kroku, nie pójdę dalej!

Nie zapominajmy ważnej lekcji Jezusa, kiedy opowiedział nam przypowieść o modlących się w świątyni: faryzeuszu i celniku. Zauważcie, że biedny celnik nie składa Bogu obietnic, co więcej, nie ma nawet odwagi podnieść oczu na Tego, do którego mówi. Określa siebie jako grzesznika. Przedstawia Bogu całą swą nędzę moralną jak żebrak, który prezentuje przechodniom swoje łachmany… i wtedy staje się cud.

Niewiele potrzeba, żeby wzruszyć Boskie Serce – zdaje się mówić Jezus – wystarczy Twoja skromność, ale nie udawana. Wystarczy, że usuniesz maskę ze swej twarzy, a Bóg wypełni cię łaską.

Dlatego nie bójmy się poświęcać sporej ilości czasu na ten ważny aspekt modlitwy. Kiedy św., Ignacy Loyola każe nam zaczynać modlitwę od rachunku sumienia, także nawiązuje do tego jej aspektu. Ktoś kto staje przed drugim z miłością nie musi niczego udawać i niczego ukrywać. Jeśli by to robił, to oznacza, że nie kocha naprawdę.

Kolejnym z warunków modlitwy jest to, że: żeby mówić o modlitwie pojmowanej jako miłość, należy uprzednio zauważyć miłość Boga do nas samych.

Powiedziałbym, że jest to sprawa decydująca: jeśli jesteś przekonany, że Bóg kocha cię osobiście, mocno, na zawsze, wiernie; jeśli jesteś przekonany, że Bóg kocha cię pomimo braku odpowiedzi z twojej strony (zwróć uwagę, czy to przekonanie jest głębokie, czy nie jest czasem tylko jakąś ideą, która tylko czasami pojawia się w twoich myślach); jeśli jesteś przeświadczony o miłości Boga do ciebie bez względu na wszystko – wówczas modlitwa rodzi się sama, nie będzie dla nas żadnym wysiłkiem.

Bóg mnie kocha! Oto źródło modlitwy, które ma moc zamienić w ogień miłości moją relację z Nim.

Osoby, których modlitwa jest słaba, byle jaka, które muszą się do niej przymuszać, to osoby które jeszcze nie do końca zrozumiały, że Bóg je kocha, albo są o tym przeświadczone w nikłym stopniu, brak im wewnętrznego, głębokiego przekonania o Bożej miłości. Oczywiście przyczyny tego mogą być różne i nie zawsze zależne od tych osób.

Bez względu na to jednak, co jest powodem braku takiego przeświadczenia każdy z nas ma możliwość walczyć, ze wszystkich sił, żeby zbudować w sobie takie przekonanie. Nie wystarczą minimalne wysiłki w tym kierunku… Zrozumieć, że Bóg nas kocha – to zatopić się w głębokiej boskiej rzeczywistości, wejść do Boskiego Serca.

Dwoma, najprostszymi chyba, środkami są: dziękczynienie (nawet jeśli początkowo będziemy musieli poświęcić dużo trudu na znalezienie powodów do wdzięczności) i drugi to Słowo Boże czytane w optyce miłości.

Z wdzięcznością jest jak z treningiem: możemy zbudować sobie taką pseudo salę gimnastyczną, wybrać konkretne chwile dnia, w których chcemy trenować: rano, zaraz po wstaniu z łóżka, w czasie podróży, kiedy jesteśmy zajęci pracą nie wymagającą wielkiego, umysłowego wysiłku… To właśnie na sali gimnastycznej atleci wyrabiają sobie mięśnie – a naszym zadaniem jest systematycznie ćwiczyć postawę dziękczynienia, które doprowadzi kiedyś do tego, że cały twój dzień stanie się dziękczynieniem: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was!” (1 Tes 5,18).

Święty Paweł wymagał takiej postawy od pierwszych chrześcijan, od neo-konwertytów: ona, bowiem, stanowi kręgosłup życia chrześcijańskiego.

Poza tym, Słowo Boże bardzo pomaga w rozmyślaniu o Bożej miłości.

Ale, uwaga, należy najpierw skorygować pewien, dość powszechny błąd, popełniany w czasie lektury. Otóż, jesteśmy przyzwyczajeni do czytania Słowa Bożego w aspekcie moralnym; jest to fatalne przyzwyczajenie! Musimy nauczyć się czytać Słowo językiem miłości.

Należy przećwiczyć czytanie Słowa w sposób trójwymiarowy! Jest to bardzo ciekawy sposób!

Pierwszy wymiar: czytanie z wiarą i czcią, z maksymalną uwagą (łącznie z korzystaniem z przypisów, wprowadzeń…; (nie zabierajcie się do przygody ze Słowem Bożym bez pomocy inteligentnego i pełnego wiary eksperta-książki).

Drugi wymiar: ponowna lektura tego samego tekstu kończąca się pytaniem: czego chcą mnie nauczyć te wybrane wersety Pisma o miłości Jezusa do nas, do mnie?

Trzeci wymiar: jeszcze raz czytamy ten sam tekst, pytając się siebie: czego uczą mnie te słowa w aspekcie ojcowskiej miłości Boga Ojca?

Każda strona Pisma świętego jest szkołą Bożej miłości, ale kto nie nauczy się jej dostrzegać na stronicach Biblii, ten na zawsze pozostanie w miłości analfabetą. Nie nauczy się jej także dostrzegać w życiu, bo to właśnie Słowo Boże uczy nas właściwego patrzenia na rzeczywistość.

A kto w ogóle nie podejmie tego rodzaju wysiłku, będzie tylko „turystą” Słowa. Złoto zwykle jest ukryte, i to głęboko, tylko ten kto zdecyduje się je odszukać, ma szansę na jego wydobycie.

I wreszcie trzeci z warunków, o którym tak naprawdę już zaczęliśmy mówić wcześniej: KOCHAĆ!

Jak kocha się w modlitwie? Trudno jest to powiedzieć, wszystko zawiera się w czymś bardzo prostym: trzeba nauczyć się OFIAROWAĆ SIEBIE Bogu.

Powiemy o tym więcej w trakcie naszych dalszych spotkań (jak Pan Bóg pozwoli).

Ale dzisiaj zaznaczę jedną ważną kwestię: Można mówić, że modlitwa jest dobrze skonstruowana, jeśli przeszła przez trzy etapy dojrzewania:

  • uzdrowienie MODLITWY USTNEJ;
  • dotarcie do MODLITWY SŁUCHANIA;
  • skupienie się na MODLITWIE MIŁOŚCI (modlitwa serca).

To znaczy, że rozwój modlitwy powinien nastąpić w wyniku takich trzech praktyk:

  • MÓWIENIA (modlitwa ustna);
  • SŁUCHANIA (modlitwa słuchania);
  • ODPOWIADANIA (modlitwa miłości).

Gdyż modlitwa serca wcale nie wyklucza tego, że będę używał słów, czy będę się w nie wsłuchiwał (jak chociażby w modlitwie Jezusowej). W modlitwie serca chodzi o to, że nie zatrzymuje się ona na poziomie intelektu, ale sięga w głąb, do naszego serca i z serca wyrasta jako odpowiedź na to, czego doświadczyłem a przy okazji staje się zaczynam jego przemiany. To nie jest przemiana gwałtowna, gdyż w życiu duchowym niewiele rzeczy dzieje się gwałtownie a na jego owoce przychodzi czasem czekać dłużej niż wcześniej sobie to intelektualnie założyliśmy. Ale cóż potrafi czekać lepiej niż miłość? Dla niej samo czekanie już jest spełnieniem.

Zakończmy przywołując słowa św. Jana Chryzostoma, dla którego każda jego modlitwa była modlitwą serca:

Modlitwa to najwyższe dobro,
to intymne zjednoczenie z Bogiem,
powinno pochodzić z serca,
powinno nieustannie z niego płynąć, dzień i noc.
Jest światłem duszy,
prawdziwą znajomością Boga,
pośrednikiem pomiędzy Bogiem a człowiekiem;
jest pragnieniem Boga,
to niewysłowiona miłość,
owoc Bożej łaski




[ks. Marek Danielewski]