Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Modlitwa serca – konferencja V

Jedną z prawd, które dosyć szybko odkrywamy na drodze modlitwy serca, to prawda, że jest to droga, która leczy nas z duchowej naiwności.

Dlatego naiwnym jest oczekiwanie od Pana Boga szczegółowych odpowiedzi na pewne, konkretne nasze problemy. Bóg nie zawsze mówi do nas głosem, który od razu rozróżniamy czy rozumiemy. Co więcej, Jego głos jest tak subtelny i delikatny, że, jak już wcześniej powiedzieliśmy, niewiele potrzeba, aby Go zagłuszyć; ale Bóg zawsze odpowiada na pokorne, pełne wiary błagania.

Zdarza się – i to bardzo często – że nie odpowiada od razu, ponieważ potrzebujemy czasu, aby przygotować się do słuchania i do przyjęcia Jego odpowiedzi, gdyż ona często nas wcale nie satysfakcjonuje a to dlatego, że niejednokrotnie będzie krzyżowała nasze plany lub burzyła nasze misternie budowane wyobrażenia. No ale musimy się zdecydować, czy chcemy, żeby Bóg odpowiadał czy żeby podpisywał się pod naszymi planami i sposobami rozwiązań.

Oczekiwanie i pokora wzmagają w nas ufność. A przecież droga modlitwy wewnętrznej jest przede wszystkim drogą naszego duchowego dojrzewania. Stąd też czasem będzie trzeba czekać długo na owoce, które są uchwytne dla ludzkiego sposobu postrzegania.

W milczącym oczekiwaniu na Bożą odpowiedź rodzi się także świadomość naszej odpowiedzialności. Bóg nie chce niczego w naszym życiu załatwiać bez nas. On nie zdejmie z nas nigdy odpowiedzialności za nasze wybory. Stworzył nas wolnych i tę wolność szanuje. Jego Słowo może nam jedynie wskazać kierunek, w jakim powinienem pójść, ale już nie zmusi mnie do tego, żebym to uczynił. Oczekiwanie, które towarzyszy modlitwie wewnętrznej jest bodźcem do tego, aby zakasać rękawy i wziąć się do pracy, aby Bóg mógł ją uzupełnić i pobłogosławić. Z takiego właśnie powodu Boża odpowiedź przychodzi jakby „spóźniona”.

Bóg często odpowiada. Ale problemem jest nie Jego odpowiedź, ale nasze pytanie, prośba. Czasem jest to pytanie niewłaściwie postawione. Innym razem nie jesteśmy do końca szczerzy wobec Boga. Jeśli nie jesteśmy, to albo Boga nie usłyszymy, albo Jego odpowiedź nie będzie nas satysfakcjonować, bo ona zawsze dotyka sedna sprawy.

Ważne jest, aby pamiętać, że:

        Bóg nigdy nie mówi wbrew rozsądkowi.

        Bóg jest zawsze po stronie dobra, sprawiedliwości i prawdy.

        Bóg nie opowiada się za zaniedbaniami, które następują z naszej winy.

        Bóg nie przyklaskuje naszym złudzeniom, pysze i ambicjonalnym mrzonkom.

        Bóg często przemawia wbrew naszej woli.

        Bóg mówi nam również rzeczy mało przyjemne.

        Bóg często mówi wtedy, kiedy chcielibyśmy, aby milczał.

        Bóg mówi nawet wtedy, gdy milczy.

Warto postawić sobie pytanie, czy jestem gotów przystać na takie warunki, chcąc prosić Boga o Jego podpowiedź?

Aby móc usłyszeć, co Bóg do nas mówi musimy najpierw przyzwyczaić się do słuchania Boga, musimy najpierw wytworzyć w sobie przestrzeń i nawyk słuchania Go. I temu mają służyć żmudna praktyka modlitwy, trwanie w ciszy dzień po dniu, z wytrwałością i cierpliwością. Kto nie wyrobi w sobie takiego przyzwyczajenia ryzykuje, że nie będzie Go słyszeć nawet wtedy, gdy Bóg będzie grzmiał.

Modlitwa serca nie jest drogą dojścia do nadnaturalnych stanów i nie owocuje tym, że Pan Bóg zacznie mówić do nas w sposób nadnaturalny. Modlitwa serca uświadamia nam, że Bóg zwykle nie używa innej formy komunikowania się z nami, niż nasza inteligencja, nasz zdrowy rozsądek, głos naszego sumienia, czy wydarzenia naszego życia. Przeciwnie, modlitwa serca uczy nas dostrzegać Boga pod znakami codzienności, uczy nas widzieć Jego działanie w sprawach zwykłych, w których dotąd jego nie widzieliśmy i słyszeć Boga mówiącego w codziennie docierających do nas i dobrze znanych nam głosach, w których dotąd Go nie słyszeliśmy z powodu zbyt malej wrażliwości naszego serca. Modlitwa serca, która prowadzi w sposób naturalny do kontemplacji uczy nas dostrzegania ukrytej obecności Boga w tym wszystkim, co mnie otacza. Odkrywać obecność Boga w codziennej pracy, w opiece nad chorym, przy łóżku którego czuwamy, w przygotowywaniu posiłków dla domowników, w rozmowie z przyjacielem – to jest prawdziwy owoc modlitwy wewnętrznej.

Problemem najważniejszym jest jednak nasza otwartość na realizowanie się Jego woli w naszym życiu; im będzie większa, tym łatwiej będzie nam przechodzić przez trudności i stawiane przed nami zadania, bo będziemy widzieli w nich rękę Boga, która nas wspiera, kształtuje i ostatecznie prowadzi do zjednoczenia naszej woli z Jego wolą i do radości z jej wypełniania, jakakolwiek ona będzie.

Modlitwa serca będzie uczyła nas, że nie należy też nigdy lekceważyć głosu tych, których Bóg postawił na naszej drodze. Bo przez nich także Bóg do nas mówi.

W postępowaniu Boga względem nas można zawsze zauważyć ogromną delikatność i mądrość; On nie będzie się narzucał ani narzucał nam swoich planów, On zawsze mówi: „jeśli chcesz…”. W Jego odpowiedzi ludzie dobrej woli zawsze mogą znaleźć odpowiednią ilość światła, a ci, którzy chcą pójść za głosem swoich kaprysów – zwykle w tym, co mówi Bóg znajdą ciemność, ponieważ Bóg zawsze respektuje nas i naszą wolność. Nie wyłamuje zamków w drzwiach naszych serc. Dał nam wolną wolę.

Kiedy intelekt jest przyćmiony,

również nasza wola jest przytępiona,

pamięć staje się niemrawa,

a dusza nieuporządkowana

w swoim naturalnym sposobie działania.

Święty Jan od Krzyża, Droga na Karmel

 

Inną konsekwencją modlitwy serca będzie umiejętność cieszenia się Bogiem na modlitwie. Modlitwa serca uczy nas radowania się nie z konkretnych, często wyimaginowanych owoców naszej modlitwy, ale z samego trwania przed Bogiem. Można powiedzieć, że modlitwa serca jest pewnym rodzajem terapii głębi.

Często nie mamy zamiłowania do modlitwy, postrzegamy ją w perspektywie obowiązku a więc ciężaru.

Oczywiście nie ma życia duchowego bez wysiłku. Takie podejście jest iluzją. Dlatego modlitwa zawsze kosztuje nas, bo jest to czynność duchowa a ta jest jedną z najważniejszych wartości ludzkiego życia. Zdobywanie każdej wielkiej wartości okupione jest dużymi kosztami.

Ważne jest jednak, aby u jej początku stało pragnienie serca a nie przymus, miłość a nie obowiązek. Dopiero miłość uzasadnia poniesione trudy i daje siłę i motywację potrzebną by im sprostać. Gdyby matka musiała czuwać przy łóżku swojego dziecka jedynie z obowiązku, szybko by się zniechęciła, ale że czyni to z miłością jest w stanie ponieść trudy, które wydają się przekraczać ludzkie możliwości.

Jeśli modlitwa jest miłością, przestajemy wówczas mówić o obowiązku, ale mówmy o potrzebie, o satysfakcji i o radości.

Wielu ludzi nie dochodzi nigdy do głębszego poziomu modlitwy  i w związku z tym nie doświadcza w życiu przemieniającej mocy modlitwy, ponieważ traktuje modlitwę właśnie jako obowiązek. Tacy ludzie nigdy nie zaznają smaku głębokiej modlitwy. Żeby dotrzeć do głębi należy odkryć, że modlitwa jest radością i pokarmem.

Dwoje zakochanych nie spotyka się raczej z obowiązku: byłoby to co najmniej dziwne! Nasza modlitwa i podejście do niej zależy w dużej mierze od tego, jak traktujemy w naszym życiu Boga. Jeśli On nie stanie się dla nas przyjacielem, kimś naprawdę ważnym, kogo szukam, wówczas zawsze kiedy będziemy się modlili, będziemy liczyli minuty, myśląc jednocześnie o rzeczach przyjemniejszych, do których tęskni nasze serce? Nie polubimy modlitwy, jeśli nie pokochamy Boga i nie potraktujemy Go jak przyjaciela. A wówczas trudno spodziewać się, żeby modlitwa stała się dla nas kiedykolwiek pasją. Pasją może być dla nas jedynie to, co kochamy i za czym tęsknimy.

Z modlitwą jest tak, jak z muzyką. Żeby się w niej zakochać musze ją najpierw usłyszeć. Żeby zakochać się w Bogu, musze także Go usłyszeć, żeby jednak Go usłyszeć potrzebuję czasu i ciszy, gdyż są to dwa nieodzowne elementy składowe przestrzeni, w której Bóg do mnie przemawia.

Jeśli znajdziemy czas i przestrzeń ciszy będziemy mogli usłyszeć Boga, który mówi do nas w głębi naszego jestestwa a wówczas nie będzie już dla nas problemem zawsze znajdować czas na modlitwę, ażeby móc cieszyć się Bogiem i tym, co On do mnie mówi. Początki zawsze są trudne. Podobnie jak z grą na instrumencie. Zanim wydobędziemy z niego piękne dźwięki trzeba nam czasu na ćwiczenie i cierpliwości, ale kiedy nam się to już uda granie będzie pasja i radością i nigdy patrząc wstecz nie będziemy żałowali trudu jaki włożyliśmy, by uczynić na tej drodze pierwsze kroki. Podobnie jest z modlitwą. Ona daje nam szansę „wygrywania najpiękniejszych melodii” granych przez wzajemną miłość Boga i człowieka. Kiedy uda nam się tego doświadczyć, będziemy mogli cieszyć się bliskością Boga i będziemy tęsknili za ponownym spotkaniem z Nim już w chwili, gdy będziemy wstawali od modlitwy.

Oczywiście naszym celem jest to, co podpowiada nam św. Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan, abyśmy nieustannie się modlili. To jednak, że zaczynamy dostrzegać Boga wszędzie, czuć się otoczonym Jego wszechobejmującą miłością przez dwadzieścia cztery godziny na dobę jest dopiero kolejnym etapem. Tym bowiem jest właśnie kontemplacja. Jednak Thomas Merton w swoim Posiewie kontemplacji przypomina, że w dochodzeniu do kontemplacji konieczne jest zachowanie i przejście przez kolejne etapy modlitwy. Te etapy to: czytanie – medytacja – modlitwa (głębi) – kontemplacja. Nie chodzi przy tym Mertonowi o jakąś metodę czy technikę, ale o przyjęcie określonej postawy, określonego kierunku poprzez który dusza stopniowo dochodzi do kontemplacji, czyli widzenia Boga we wszystkim i poprzez wszystko.

Modlitwa to jedna z największych okazji do bycia twórczym i wolnym! Dlatego trzeba nam odrzucić schematy i uczyć się stawać przed Bogiem takimi, jakimi jesteśmy. Bez udawania i bez kopiowania. Musimy znaleźć swój własny sposób modlitwy. Tylko taka modlitwa, która będzie najbardziej osobista, będzie jednocześnie najbardziej autentyczna.  Prawda jest taka, że prawdziwa modlitwa potrafi się obejść bez zbytnich słów, bez fantazjowania. Najważniejsze jest by być ze swoim Panem… i niech to ci wystarczy!

Być twórczym i wolnym na modlitwie, to pozwolić naszemu sercu, by nam dyktowało, co mamy czynić. Ono jest najlepszym przewodnikiem do spotkania z Bogiem.

Niestety istnieje pewne niebezpieczeństwo, które polega na tym, że jesteśmy skłonni do fałszowania naszej relacji z Bogiem: z dużą łatwością udajemy piękne uczucia i mówimy przepiękne słowa, często pozwalając, by życie kroczyło swoją drogą. Jest to oszukiwanie samych siebie, w które niestety wierzymy i które w konsekwencji nie prowadzi ani do przemiany naszego serca, ani do przemiany w naszej modlitwie. Tymczasem Jezus przestrzega nas: „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).

W zasadzie, nieustannie przeżywamy pokusę dania Bogu czegoś, co kosztowałoby mniej niż konkretna miłość; ale Boga nie interesują substytuty. Jest to stałe ryzyko modlitwy serca, grożące duchową schizofrenią, separacją modlitwy i życia, duchowymi euforiami bez żadnych życiowych i praktycznych konsekwencji.

Miłość składająca się tylko z pięknych słówek to kłamstwo dla Boga, który jest przecież absolutną Prawdą. Taka miłość ma wiele wspólnego z hipokryzją.

W życiu duchowym jednymi z największych niebezpieczeństw są dwulicowość i obłuda.

Jeśli modlitwa serca nie ma wpływu na nasze codzienne obowiązki, na sposób w jaki żyjemy, na nasze odsunięcie się od zła, na relacje z innymi to znaczy, że jesteśmy niewolnikami modlitwy schizofrenicznego serca – jak to nazywa Merton w swoich zapiskach.

Musimy zdobyć się na odwagę, aby stanąć w prawdzie o sobie, aby zdemaskować samych siebie przed sobą: jeśli bowiem modlitwa serca nie przynosi owoców, to znaczy, że ani nie modlimy się, ani nie umiemy okazać serca.

Co zrobić, żeby ustrzec się przed kłamstwem?

Wszystko zależy od dobrego początku; wszystko zawiera się w jednym: trzeba starać się otwierać w modlitwie tam, gdzie widzimy, że szczególnie potrzebujemy uzdrowienia. Prawdziwa modlitwa to nie ta, w której stajemy przed Bogiem chwaląc się swoim wnętrzem, ale zapraszamy Go tam, gdzie niedomagam, gdzie potrzebuję uzdrowienia. Modlitwa jest zawsze i przede wszystkim stawaniem w prawdzie. Bóg nie chce przemieniać iluzji i naszych wyobrażeń o nas samych, On chce przemieniać nas, w tym kim jesteśmy w naszych słabościach, niedomaganiach, lękach i grzechach..

Modlitwa serca gwarantuje nam możliwość nawrócenia i przemiany tylko pod warunkiem, że będziemy w niej stawali w prawdzie, niczego nie ukrywając przed Bogiem, ale też przed sobą. Dlatego jak wspomnieliśmy wcześniej tak ważne jest dla człowieka modlitwy, aby nigdy nie rezygnował z zasłuchania w Słowo Boże. O tym także przypomina Merton na pierwszym miejscu na drodze wzrastanie w modlitwie zawsze stawiając Boże Słowo. Możemy bowiem żyć w iluzji, że skoro w modlitwie serca Bóg przemawia wprost do mojego serca, to już nie muszę modlić się Słowem Bożym. Nic bardziej mylnego. Wierne wsłuchiwanie się w Słowo Boże jest doskonałym lustrem wszędzie tam, gdzie ulegamy pokusie ucieczki przed prawdą o sobie, gdzie chcemy coś ukryć. I w tym sensie zasłuchanie w Słowo Boże, Lectio Divina czy medytacja nad Słowem Bożym przygotowują grunt pod modlitwę serca, torując w naszym wnętrzu drogę do prawdy o nas samych.

Nie ma mowy o modlitwie serca, jeśli brak nam woli szukania Boga,  przylgnięcia do Jego woli i stawania w prawdzie. Oczywiście wszystkie te warunki są także darem, dlatego musimy także z pokorą o nie prosić.

Święta Teresa z Avila pisze: „Modlitwa serca albo jest miłością, albo jest niczym. A sama miłość, winna być, przede wszystkim, przylgnięciem, w sposób możliwie najdoskonalszy, do woli Bożej. Stanie się przez to czystsza, bardziej szczera, pozbawiona ludzkich słabości”.

I dodaje:

„Nadmiar słów przeszkadza w modlitwie serca. Mówiąc: „Ojcze!” – w zasadzie powiedziało się już wszystko; reszta staje się bezsensownym wielosłowiem, które niszczy modlitwę serca.

Zdarza się nieraz, że modlitwa serca wymaga od nas zadania sobie gwałtu, by pokonać własną słabość, czy otwarcia naszego serca tam, gdzie najbardziej potrzebuje ono przeniknięcia światłem Ducha i dotknięcia Jego uzdrawiająca miłością”.

[ks. Marek Danielewski]