Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Nasza góra Tabor

111980

Świat, w którym przyszło nam żyć, nie jest doskonały. Potrzebuje przemiany. Świadczy o tym każda nierówność, najmniejsza niesprawiedliwość, każde zło, każdy grzech. I ludzie często oczekują takiej przemiany. Niektórzy wierzyli, że dokona jej jakaś rewolucja społeczna. Inni nadzieję pokładali w rewolucji kulturalnej. Do dziś wielu jeszcze z ufnością patrzy na postępy nauki i w niej pokłada nadzieję. Programów i pomysłów na tę przemianę było wiele.

By jednak mogła się dokonać jakakolwiek przemiana zewnętrznych struktur trzeba uświadomić sobie jedną bardzo ważną prawdę, o której nie rzadko się zapomina: że przemiany potrzebuje przede wszystkim człowiek. I nie chodzi tutaj od razu o wielkie rzeczy, obietnice składane Panu Bogu czy innym osobom, z których potem człowiek się nie wywiązuje, czy też o wywracające wszystko do góry nogami rewolucje. Każda bowiem przemiana, także ta najmniejsza, dotycząca  naszej szarej codzienności, w której żyjemy zaczyna się nie gdzie indziej, jak od przemiany naszego serca i od pierwszego kroku…

Przywykliśmy do tego, że nasze życie toczy się w nieustannym hałasie. Czasami zdaje się, że ludzie tego hałasu szukają, dobrze się w nim czują. Niekiedy nawet jeden hałas zagłuszają innym. Coraz częściej w różnych miejscach, w najrozmaitszych sytuacjach, w chwilach zupełnie niespodziewanych, rozbrzmiewa dźwięk telefonu komórkowego. Są miejsca, jak szpitale czy samoloty, gdzie ze względu na promieniowanie elektromagnetyczne, które zakłóca pracę innych urządzeń, zabrania się używania przenośnych telefonów. Coraz częściej jednak tablice „zakaz używania komórek” można zobaczyć także na ścianach kościołów, w urzędach czy nawet w niektórych restauracjach, choć wiele osób traktuje je podobnie jak znaki drogowe – nie zauważa lub udaje że ich nie widzi. Wszechobecne telefony, jakkolwiek użyteczne, coraz bardziej natrętny hałas, który wkrada się zewsząd dają jednak wielu osobom okazję, by pomyśleć o granicach codziennej aktywności. Jakby na przekór temu wszędobylskiemu zgiełkowi naszego życia wciąż wzrasta liczba tych, którzy poszukują spokojnych zakątków. Niektórzy zatapiają się w ciszy grubych, klasztornych murów. Coraz więcej jest zresztą takich miejsc, które kuszą swoją głęboką niczym nie zmąconą ciszą. I w tym pragnieniu ciszy jest chyba podpowiedź, gdzie szukać sposobu na przemianę naszego serca…

Dzisiejsza Ewangelia pozwala nam stanąć obok apostołów, którzy stają się świadkami jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu Jezusa. Przemienienie na górze Tabor, osłoniętej obłokiem, to nie tylko doświadczenie związane z tajemnicą wiary, odkrycie Jezusa, który jest „Synem wybranym”. Doświadczenie Taboru, jak powie Jan Paweł II jest przedsmakiem kontemplacji, wynosi ducha, który pragnie powtórzyć za Piotrem: „Dobrze, że tu jesteśmy!”. Gdy czytamy o wydarzeniach na górze, ulegamy tej ciszy, która w pierwszej chwili nawet Piotra wprawia w pewne zakłopotanie, potem natomiast tak bardzo człowieka przemienia, że każe mu „zachować milczenie”, by nie uronić nic z tajemnicy, która została mu dana.

jak wspomniano już na jednym z ostatnich wpisów wszystkie wielkie tradycje duchowe odkrywają, że w głębokiej ciszy duch człowieka zaczyna dotykać swego Źródła. Bo to właśnie cisza jest tą najbardziej twórczą przestrzenią wzrostu i dojścia do pełni życia, do pełni miłości ale odkrywania prawdy o sobie samym i konfrontacji z własnym wnętrzem (jego blaskiem i cieniem).  Bez zawalczenia o ciszę zarówno tę zewnętrzną, jak i ciszę naszego serca nigdy nie usłyszymy tego, co Bóg chce nam powiedzieć i nigdy nie pogłębimy naszej zażyłości z Duchem Świętym, gdyż Bóg najczęściej mówi właśnie w ciszy .

Dlatego dzisiejsza niedziela Wielkiego Postu chce nam przypomnieć jak bardzo ważne dla naszej wewnętrznej przemiany są w naszym życiu chwile zatrzymania się przed Bogiem, bycia z Nim sam na sam, gdzie nikt i nic nie zakłóca tego spotkania, kiedy się nie spieszymy i gdzie możemy usłyszeć Boga mówiącego w ciszy modlitwy do naszego serca. Warunkiem sine qua non naszego duchowego rozwoju jest to, abyśmy zawalczyli o taką przestrzeń, która odrywa nas od zgiełku codziennego życia i ukazuje wartość tego, co jest najważniejsze dla nas – ludzi wiary – a więc przestrzeń wsłuchania się w Boga. To bowiem ze słuchania rodzi się nasza wiara. Oczywiście dzisiaj trzeba nie małego wysiłki, by nie pozwolić na to, aby miejsce głosu Boga zajęły inne glosy, bardziej natrętne i często bardziej zniewalające, bo mówiące to, co często chcemy usłyszeć, albo zagłuszające to, czego usłyszeć nie chcemy.

Niech zatem ten jeszcze młody tegoroczny Post zrodzi w nas postanowienie, aby nie brakowało w naszym życiu chwil podobnych do tej, którą przeżyli apostołowie. Szukajmy miejsc, w których oddaleni od zgiełku dnia, wolni od dźwięku komórkowych melodyjek i osłonięci obłokiem ciszy usłyszymy Boży głos, który będzie rozbrzmiewał w głębi naszego serca a wówczas, łatwiej będzie Go także usłyszeć wtedy, gdy znajdziemy się znowu pośród tysiąca codziennych spraw.