Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

O odwadze modlitwy


Wspominałem już kiedyś o niezwykłym nauczycielu modlitwy jakim był prawosławny metropolita Londynu o. Antoni Bloom i lekturze, na którą trafiłem kiedyś w latach mojej wczesnej młodości i która tak naprawdę stała się dla mnie pierwszą prawdziwą szkołą modlitwy a przynajmniej lekturą, która na trwałe zmieniła mój sposób patrzenia na modlitwę.
                                            
„Szukając Boga, musimy pokochać bliźniego, a szukając bliźniego, musimy kochać Boga” – pisze. I dalej, już na przykładzie, objaśnia: „Rosyjski świątobliwy starzec w jednym ze swych listów opowiada, jak pewnego dnia zapytano go:                                                                         
– Jak to się dzieje, że twoi robotnicy pracują tak pilnie i wytrwale, podczas gdy ty ich wcale nie pilnujesz, a ci, którzy są pod naszym dozorem, stale próbują nas oszukać? Święty starzec odpowiedział:                                                                                                    
– Kiedy rano wybieram się, aby im wyznaczyć dzienną pracę, ogarnia mnie litość nad nimi. Opuścili swoje wioski i rodziny dla nędznego zarobku – jakże muszą więc być ubodzy! A kiedy po wyznaczeniu im dziennego zadania powracam do swojej celi, wówczas modlę się za każdego z nich. Mówię do Pana: – Boże, pamiętaj o Mikołaju, który jest taki młody. Pozostawił nowo narodzone dziecko, by szukać pracy, bo nie było innego sposobu zaradzenia ich ubóstwu. Pomyśl o nim i chroń go od złych myśli. Pomyśl o niej i bądź jej obrońcą. A modląc się tak, coraz bardziej odczuwam obecność Boga, aż wreszcie pochłania całą moją uwagę i już nie zważam na nic na świecie poza Nim. To co ziemskie znika, zostaje tylko Bóg. Zapominam o Mikołaju, jego żonie, dziecku, wiosce, o ich ubóstwie i pogrążam się cały w Bogu. I w Jego głębi odnajduję Boską miłość, która obejmuje Mikołaja, jego żonę, dziecko, ich ubóstwo i wszystkie ich potrzeby. Strumień tej miłości sprowadza mnie z powrotem na ziemię i skłania do modlitwy za nich. I znów wszystko się powtarza. Obecność Boża mocniej mnie obejmuje, a to co ziemskie oddala się. Znów porywa mnie głębia, w której na powrót odnajduję świat, tak bardzo przez Boga umiłowany”.
Autor z mocą podkreśla, że szukanie Boga jest zajęciem zuchwałym, jeśli nie towarzyszy mu głęboka pokora. I żeby Go spotkać, nie wystarczą same zmysły, czy „techniki” modlitwy. Musimy mieć zapał i pragnienie – musimy chcieć usłyszeć i zobaczyć. Prawdziwemu życiu modlitwy towarzyszy pasja. Pozwólcie, że  znów odwołam się do pięknej recenzji tej ważnej dla życia duchowego pozycji:     
„Metropolita analizuje spotkanie z Bogiem w niektórych szczególnych stanach i sytuacjach – w pokorze, prawdzie, rozpaczy, zgiełku, milczeniu, liturgii.
                                                                                                                                                                                                                  
Bardzo często dziwimy się, że nasze modlitwy nie są wysłuchane – pisze władyka. – Sądzimy, że wystarczy ofiarować Bogu modlitwę, aby Go zobowiązać do wysłuchania nas. W rzeczywistości, jeśli uważnie zbadamy motywy skłaniające nas do modlitwy i przyjrzymy się naszym potrzebom, które przedstawiamy Bogu, zauważymy, że nie prosimy na ogół o rzeczy niezbędne nam do życia, ale zupełnie zbyteczne. Łatwość, z jaką porzucamy modlitwę w chwili, gdy nie jesteśmy wysłuchani, dowodzi, że nawet jeśli prosimy o coś, z czego nie powinniśmy rezygnować, to nie mamy ani cierpliwości, ani wytrwałości, by obstawać przy swojej prośbie. W ostateczności wolimy raczej obejść się bez tego, co dla nas konieczne, niż desperacko walczyć. Pewien Ojciec Kościoła powiedział, że modlitwa jest jak strzała – zdolna lecieć, wzbijać się jak najwyżej, przeszywać ostrzem przeszkody, ale tylko wtedy, gdy jest wypuszczona silną i pewną ręką z dobrze napiętego łuku. Trafia w sam środek tarczy, jeśli ramię łucznika jest mocne i dokładne. A czego najbardziej brak naszej modlitwie, to właśnie siły ducha i odczucia powagi własnej sytuacji.                                                                                                                                                                                                                         
Władyka zwraca uwagę, że spotkanie między Bogiem i nami w stale zakorzenionej modlitwie doprowadza zawsze do milczenia. Uczy rozróżniać dwa milczenia. Milczenie człowieka to głębsza od mowy komunia z Bogiem, ściślejsza od tej zapośredniczonej przez słowa. Milczenie Boga to milczenie nieobecności. Boże milczenie wobec naszej modlitwy może trwać krótko, a może stwarzać wrażenie, że będzie trwało zawsze. Poprzez nie Bóg może chcieć nas skłonić do skupienia wszystkich sił, wzmożenia wierności i doprowadzić w ten sposób do głębszej ze Sobą więzi, niż byłoby to możliwe, gdyby modlitwa przychodziła nam bez trudności. Władyka zwraca tu uwagę na jeszcze jeden aspekt.                                                                                                                                                                                                                                   
– Czytając uważnie Ewangelię przekonujemy się, że jedyną modlitwą, na którą Bóg nie udzielił odpowiedzi, jest właśnie modlitwa Chrystusa w Getsemani – pisze. – Musimy o tym pamiętać, ponieważ zbyt często próbujemy tłumaczyć milczenie Boga w kategoriach ludzkiej niewystarczalności lub Bożej niemożności. Próbując bronić honoru Boga, mówimy: „Moja albo twoja wiara była widocznie nie dość wielka, by Bóg na nią odpowiedział cudem”. A kiedy mamy słabą wiarę, mówimy, że to właśnie Bóg nie mógł odpowiedzieć, bo widocznie nie był zdolny albo zainteresowany. Nie ma-my jednak żadnego wytłumaczenia braku odpowiedzi na modlitwę Chrystusa. Wiara Syna Bożego musiała być doskonała. I nie możemy wątpić w miłość Boga do swego Syna. A poza tym, czyż sam Chrystus nie powiedział, że Ojciec mógłby wysłać dwanaście hufców anielskich, by Go obronić? Jeżeli Chrystus został opuszczony, to dlatego że Bóg przewidział, iż coś lepszego stąd dla nas wyniknie za cenę poświęcenia Jego życia. Metropolita Bloom podczas nagrywania audycji prawosławnej w radiu BBC.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          
I w innym miejscu metropolita podsumowuje: Powinniśmy pojąć, że Bóg poprzez milczenie odwołuje się do uśpionych w nas mocy, albo – mierząc nas już własną miarą – ofiarowuje udział w zbawczym dziele Chrystusa.                                                                                                                                                                                                                                                 
Rzadko też np. dostrzegamy, że wyrazem miłosierdzia może być choroba czy osamotnienie, które Bóg nam zsyła, bo często jest to jedyny sposób, za pomocą którego może On położyć kres naszemu zewnętrznemu i wewnętrznemu zgiełkowi. Metropolita odwołuje się do naszych doświadczeń: „Jakże często krzyczymy: – Gdybym tylko zyskał krótki czas pokoju i wytchnienia, gdyby tylko ktoś zdołał mnie przekonać, że życie jest czymś wielkim, że wieczność naprawdę istnieje! A Bóg zsyła nam trudne chwile, aby nas poskromić przez chorobę lub inny wypadek losowy, lecz my zamiast zrozumieć, że oto dano nam szansę powrotu do siebie i skupienia, wycofania się z zamętu, że przyszedł czas naszego odrodzenia, zaczynamy rozpaczliwie walczyć o to, by jak najprędzej powrócić do poprzedniego stanu, odrzucając ukryty w zdarzeniu dar Boży, ponieważ nas instynktownie przeraża”.                                                                                                                                                                                                                                                                                                               
I zaraz potem podkreśla: „Wizja życia jako daru Bożej opatrzności nie oznacza, że mamy prawo obarczać Boga odpowiedzialnością za wszystko zło, które się dzieje w świecie. Wedle starej nauki chrześcijańskiej, na losy świata wpływają trzy rodzaje woli: wola Boga, mądra i miłująca, zdolna działać z niepodległą mocą i niewyczerpaną cierpliwością, wola szatana i mocy ciemności, zawsze złych i bezlitosnych wobec duszy człowieka, oraz wola upadłego człowieka, niepewna, wahająca się między wezwaniem Bożym a uwodzeniem szatańskim, wyposażona w straszliwą moc wolności wyboru między Bogiem i Jego przeciwnikiem, życiem i śmiercią, dobrem i złem”.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                       
– Czy należy modlić się słowami ułożonymi przez innych? Czy nasze własne słowa nie wyrażają adekwatniej tego co mamy na myśli i sercu?
                                                        
– Nie, to nie wystarczy – odpowiada metropolita. – Modlitwa, do której powinniśmy zmierzać, nie jest prostą, liryczną ekspresją tego kim jesteśmy, co wiemy i czego pragniemy. W ten sam sposób, w jaki uczymy się od wielkich mistrzów muzyki i sztuki, na czym polega artystyczne piękno, uczymy się także od mistrzów życia duchowego, którzy osiągnęli to do czego my zmierzamy – stali się rzeczywistymi, drogocennymi członkami Ciała Chrystusowego. Od nich musimy się nauczyć, jak się mamy modlić, jak nabyć chrześcijańskie usposobienie umysłu, woli i serca.                                                                                                                                                                                                                                                   
Odnosi się też do innej kwestii. Łatwo się modlić w chwili zdumienia, uniesienia lub gwałtownego bólu. Trudniej modlić się w trakcie nudnych, męczących, szarych dni, kiedy nie dzieje się wokół ani w nas nic, co by nas pobudzało do modlitwy. Jak mamy wtedy postąpić?
                                                                                                                                                                             – Powinniśmy się zmusić do modlitwy – odpowiada metropolita. – Stanąć w Bożej obecności mocą czystego aktu wiary, wiedząc że jest Bóg i Kim jest. Przystępujemy do Niego z uwielbieniem, w pełnej szacunku bojaźni, jaka należy się wszystkiemu co święte. Czynimy stanowczy wysiłek, by skupić uwagę na Bogu. Zmuszamy się do tego, ponieważ chcemy Go spotkać nie dla bezpośrednio odczuwalnej radości, lecz ze względu na radość bardziej długotrwałą, która będzie nam dana, kiedy zostaniemy przemienieni przez kontakt z Nim i zaczniemy żyć życiem Bożym.                                                                                                                                                                                                                                                                                              
Druga część książki jest zbiorem rozważań na temat wybranych fragmentów Ewangelii: historii Bartymeusza, przypowieści o faryzeuszu i celniku, historii Zacheusza, przypowieści o synu marnotrawnym, o sądzie, o talentach stanowiących podróż duchową wiodącą do krzyża i Zmartwychwstaniu. Podobnie jak pierwsza zaskakuje wielopłaszczyznową analizą tekstu, bogactwem przykładów.                                                                                              
Nie da się ukryć, że „Szkoła modlitwy” to mądra i pasjonująca książka, to prawdziwe rekolekcje na temat modlitwy pisane ręka jednego z jej największych XX-wiecznych mistrzów.
Antoni, imię świeckie: Andriej Bloom (ur. 19 czerwca 1914 w Lozannie – zm. 4 sierpnia 2003) – rosyjski biskup prawosławny. Syn rosyjskiego dyplomaty. Dzieciństwo spędził w Rosji i Persji. Jego matka była siostrą kompozytora Aleksandra Skriabina. W 1923 rodzina Bloom, zmuszona z powodu wybuchu rewolucji październikowej do opuszczenia placówki w Persji, zamieszkała w Paryżu. Przyszły duchowny ukończył w 1939 w Paryżu studia biologiczne, następnie zaś medyczne. W domu nie odebrał wychowania religijnego. Do lektury Ewangelii, którą w swoich wspomnieniach określał jako początek pogłębionego życia duchowego, skłonił go przypadkowy udział w wykładzie ks. Sergiusza Bułgakowa.
W czasie II wojny światowej był lekarzem w armii francuskiej, następnie uczestniczył we francuskim ruchu oporu. 16 kwietnia 1943 archimandryta Atanazy (Nieczajew), służący w cerkwi Trzech Świętych Hierarchów w Paryżu przyjął od niego wieczyste śluby mnisze. Przez kolejne kilka lat mnich Antoni prowadził prywatną praktykę lekarską. 27 października 1948 metropolita Serafin (Łukianow) wyświęcił go na hierodiakona, zaś 14 listopada – na hieromnicha.
Od września 1950 był proboszczem parafii św. św. Filipa i Sergiusza w Londynie. W 1953 został mianowany igumenem, zaś trzy lata później – archimandrytą. W grudniu 1956 został proboszczem parafii Zaśnięcia Matki Bożej i Wszystkich Świętych w Londynie. 30 listopada 1957 miała miejsce jego chirotonia na biskupa siergijewskiego, wikariusza Zachodnioeuropejskiego Egzarchatu Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. 10 października 1962 został ordynariuszem nowo powstałej eparchii suroskiej, jednostki administracyjnej egzarchatu obejmującej terytorium Wielkiej Brytanii i Irlandii. W tym samym momencie otrzymał godność arcybiskupią. W 1966 Antoni (Bloom) został podniesiony do godności metropolity i zarazem objął urząd patriarszego egzarchy Europy zachodniej.
Działalność tego hierarchy w Wielkiej Brytanii znacząco przyczyniła się do rozwoju sieci placówek duszpasterskich Patriarchatu Moskiewskiego w tym kraju, co pozwoliło na powołanie odrębnej eparchii (przed przybyciem Antoniego (Blooma) do tego kraju istniała tam jedna stała parafia rosyjska). Był zaangażowanym uczestnikiem ruchu ekumenicznego, autorem zbiorów kazań i tekstów teologicznych. W 1974 na własną prośbę zrezygnował z godności egzarchy, pozostając metropolitą suroskim.
31 stycznia 1983 otrzymał doktorat honoris causa Moskiewskiej Akademii Duchownej. Posiadał również analogiczne tytuły uniwersytetów w Cambridge i Aberdeen. Jego teksty teologiczne i kazania były drukowane w języku rosyjskim i angielskim oraz transmitowane przez BBC. W języku polskim wydane zostały prace Szkoła modlitwy, Odwaga modlitwy oraz Rozmowy o śmierci i umieraniu.
Duchowny zmarł w dniu 4 sierpnia 2003 roku po przebytej chorobie i operacji przeszczepu serca duchowny zmarł. Został pochowany na cmentarzu Brompton w Londynie.