Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Ostatni dzień roku…

Ostatni dzień roku… To zawsze pewien symbol przemijania… Z perspektywy wiary możemy się cieszyć (przynajmniej niektórzy), że jesteśmy o krok bliżej wieczności. Pierwsi chrześcijanie czyniąc swoją codzienną modlitwą wezwanie „Marana tha” – Przyjdź, Panie, żyli w tym nieustannym oczekiwaniu na koniec, na chwilę przejścia do upragnionej pełni życia z Bogiem w wieczności.

To jak ktoś przeżywa przemijanie jest doskonałym sprawdzianem wiary i nadziei, jaką zwłaszcza, jako lidzie wiary powinniśmy nieść w sobie. Niestety dla wielu ludzi, także wierzących zasadniczym punktem odniesienia jest tylko doczesna rzeczywistość i nic więcej…  Gdy człowiek nie otwiera się na Boże Światło, wtedy łatwo staje się niewolnikiem lęku przed śmiercią. I trudno się temu dziwić, wszak bez Boga wszelki „definitywny koniec” wywołuje uczucie zagubienia, lęku, wręcz paniki. Dlatego temat śmierci wydaje się dzisiaj tak niepopularny.

Niestety tak łatwo dać się zwieść współczesnej filozofii przekonującej, że doczesny świat jest jedyną przestrzenią istnienia, a zarazem najwyższą wartością. Aby zachować swoje życie, człowiek posuwa się nieraz do różnego rodzaju eksperymentów, czy wątpliwych moralnie czynów. Właśnie przed kilkoma dniami naukowcy orzekli, że są wstanie zbudować człowieka, który będzie żył 1000 lat. A z drugiej strony ten sam świat tak trzymający się życia w wielu innych aspektach pogardza życiem: nienarodzonych, uśmiercanych przez „miłosierną” eutanazję, umierających z głodu w jednej części świata, podczas w gdy w innych codzienne wyrzuca się setki ton jedzenia na śmietnik. To jeden z paradoksów współczesnego świata. Dla człowieka wierzącego nie ma wątpliwości, że to nade wszystko smutna konsekwencja braku żywej relacji z Odwiecznym Słowem. Gdy ludzkie słowo i ludzkie życie nie czerpie duchowej mocy z Boskiego Słowa i łaski, wówczas łatwo pogrąża się w ciemności, i prowadzi do niszczenia, zagłady czy samozagłady.

Prolog Ewangelii według św. Jana, który towarzyszy nam w tych dniach, rzuca tak bezcenne światło na te wszystkie procesy. Św. Jan pisze: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (…) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (por. J 1, 1-18).  Ewangelia ukazuje nam nową, niezwykłą wprost interpretację przemijania. Tylko wiara  pozwala spojrzeć z radosną nadzieją na upływający czas. Dzięki niej przemijanie nabiera zdecydowanie pozytywnego wydźwięku, gdyż jest jednym wielkim powrotem do Boskiego Źródła. Świat i doczesność nie jest naszym wiecznym domem, choć niektórzy się tutaj zbytnio zadomawiają. Jak to powiedział jedne filozof i poeta: „Świat jest tylko co najwyżej schroniskiem, gdzie możemy zatrzymać się w czasie doczesnego pielgrzymowania. Ale nie na długo…”

Dla nas chrześcijan wzorem jest (a przynajmniej powinien być) – Jezus, Słowo Wcielone, który przyszedł na świat i potem wrócił do Ojca. Przyszedł i przychodzi do nas co roku w czasie Świat Swojego Narodzenia, aby nam przypomnieć, że nasz dom jest w Wieczności, a nie w doczesnym świecie. Dla człowieka wiary świadomość końca jakiegoś etapu lub całego życia nie napawa lękiem, bo nie oznacza utraty czegoś absolutnego. Wręcz przeciwnie, koniec kojarzy się z początkiem nowego, lepszego życia… To dopiero tam człowiek odnajduje to, czego przez całą doczesność poszukiwał. Pod warunkiem, że szukał tego, co właściwe…

Całe nasze życie jest w jakimś sensie nieustannym traceniem. W podejściu do tych różnych form utraty ukazuje się to, czy mamy naprawdę zdrowy dystans do siebie, do otaczającej nas rzeczywistości. Czy jesteśmy prawdziwie wolni? Szczególnie przeżywany Rok Miłosierdzia uświadamia nam, że wyższą wartością jest prawdziwe życie, które jest oparte o miłość i prawdą wedle Bożego Słowa i z niej nieustannie czerpie.. W Bogu „było życie, a życie było światłością ludzi”. Tak!  Żywa relacja z Bogiem sprawia, że ludzkie czyny i słowa są przenikane życiem, światłem i prawdą. Tylko wówczas naprawdę możemy ofiarować coś innym. Coś naprawdę wartościowego, bo nieprzemijającego. To chroni nas też przed wszelkimi aktami i zachowaniami, które powodują podeptanie godności własnej i innych.  Ludzkie słowa oraz czyny, tylko wtedy, gdy starają się być odzwierciedleniem Bożego Słowa, stają się nośnikiem dobra, prawdy i miłości.

Ostatni dzień roku… Dla wierzącego to piękny symbol przemijania, które jest zbliżaniem się do Nieprzemijającego Boskiego Teraz…