Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Pozwolić się Bogu wprowadzić w ciszę

Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Słuchaj, Izraelu, i pilnie tego przestrzegaj, aby ci się dobrze powodziło. [Pwt 6,3-8]

Z punktu widzenia teologii duchowości powtarzanie wersetu lub słowa w modlitwie monologicznej jest niczym innym, jak oddaniem inicjatywy w modlitwie Bogu. To stara tradycja sięgające czasów Ojców Pustyni. Wszyscy oni są zgodni co do kwestii, że w modlitwie inicjatywa nie leży po naszej stronie. To nie my powinniśmy grać pierwsze skrzypce, mówić do Boga, lecz przede wszystkim wsłuchać się w naszym wnętrzu w Jego życiodajne dla nas Słowo. To także przekonanie wyrastające z tradycji Starego Testamentu, gdzie jednym z częstszych poleceń Boga skierowanym do człowieka jest polecenie: „Słuchaj” lub „Słuchaj Izraelu”. Pewien mistyk z XIV w. Walter Hilton, autor „Drabiny doskonałości” nauczał: „Sam nie rób nic.  Pozwól jedynie Bogu pracować w twojej duszy”. W podobnym duchu św. Teresa z Avila przypomina nam, że w modlitwie możemy tak naprawdę zrobić tylko jedno: powierzyć się Bogu. Cała reszta spoczywa w mocy Ducha Świętego, który nas prowadzi. To trudne do zaakceptowania dla naszego ego, ale naprawdę wyzwalające a przecież modlitwa powinna stawać się drogą wyzwolenia.

Chodzi o to, abyśmy mogli uczestniczyć w tym samym doświadczeniu modlitwy, jakie skłoniło św. Pawła do napisania: „Gdy bowiem nie wiemy jak mamy się modlić, Duch wstawia się za nami wołaniami bez słów” (Rz. 8, 26). To bardzo wyzwalające przekonanie, że nie muszę przynajmniej w tej sferze nad niczym panować i niczego kontrolować, że mogę poczuć się naprawdę dzieckiem, o które Bóg się troszczy i które sam prowadzi. Bóg, który sam wie, co dla mnie najlepsze, ale żeby się o tym przekonać muszę Mu zaufać i się powierzyć Jego prowadzeniu.  Dla nas ludzi XXI wieku oznacza to, że naprawdę nauczymy się modlić, jeśli pozwolimy się Bogu wprowadzić w ciszę w której Bóg mówi i w której „Duch wstawia się za nami wołaniami bez słów”. Tylko wówczas zdołamy osiągnąć pełną miłości uważność na obecność Ducha Chrystusa w naszych sercach a w konsekwencji i w naszym życiu.

Św. Teresa z Avila uważała, że gdybyśmy narzucili sobie dyscyplinę codziennej modlitwy, to względnie szybko – w przeciągu sześciu miesięcy albo roku – zaprowadziłaby nas ona do czegoś, co nazywała „modlitwą ciszy”.

Prawdziwa modlitwa to nic innego jak odkrywanie Boga w Chrystusie. Najprostszą zaś drogą do tego jest droga ciszy, bo właśnie w niej Bóg przemawia najgłośniej.