Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Spotkać Zmartwychwstałego

Poranek zmartwychwstania. Najbardziej niewiarygodny i najbardziej niemożliwy z wszystkich jakie widział świat. Poranek-świadek, który właściwie nie miał świadków. To trochę tak, jakby prowadzić kogoś długo przez pustynię do źródła i nagle, wskazując palcem na horyzont powiedzieć: „Dalej idź sam. To będzie w tamtym kierunku…” Czy my, chrześcijanie wieku dwudziestego, nie toniemy przypadkiem u brzegu wiary? Czy nie czujemy, że wobec misterium zmartwychwstania po prostu brak nam głębszego oddechu i że topią nas nasze własne wątpliwości?

zmartwychwstały

 

Ewangeliczne opisy zmartwychwstania Pańskiego różnią się między sobą. Nie zawsze te same postacie zjawiają się u grobu. Ich zachowanie i rozmowy nie zawsze wyglądają nie tak samo. Wiele elementów jest jednak wspólnych. Maria Magdalena, Piotr i Apostołowie to zawsze pierwszoplanowi bohaterowie tych spotkań. Po drugiej stronie jest Jezus — odmieniony, zmartwychwstały, ale także aniołowie, bohaterowie niewidzialnego świata. Czy to nie zastanawiające, że tak wyraźna obecność aniołów zdarza się w Ewangeliach tylko dwukrotnie, a mianowicie na początku i na końcu ziemskiej misji Jezusa? Co oznacza ta anielska obecność? Przede wszystkim wytycza one pewne granice, podobne do tych jakie w odniesieniu do każdego z nas wytaczają nasze narodziny i śmierć. Znany z imienia archanioł Gabriel, a później chóry anielskie towarzyszą narodzinom Jezusa. Inni aniołowie towarzyszą Jezusowi w chwili jego narodzin „dla nieba”. Między narodzinami i śmiercią rozciąga się zwyczajne ludzkie życie Syna Bożego, dostępne mi prawie tak samo, jak moje własne życie, bo przecież poddane tym samym prawom, namiętnościom, nadziejom, lękom. Między narodzinami i śmiercią ja i Chrystus jesteśmy w pewnym sensie tacy sami lub przynajmniej — możemy być tacy sami. „Ja i Chrystus”, czyli „ja i Bóg”.

Jest to niesłychanie ważna prawda. Bo skoro człowieczeństwo Jezusa Chrystusa utkane jest z tych samych elementów, co moje własne, to znaczy, że wszystkie zagadki życia, wszystkie misteria świata i wszystkie sekrety Boga są w nim zapisane. Nie muszę zatem wcale czekać na to, co będzie po śmierci, nie muszę też pytać gwiazd czy wróżek, ani też nie muszę z wysiłkiem medytować natury ducha, żeby dowiedzieć się czegoś o Bogu, o sobie i o świecie. Wystarczy tylko, że upodobnię jeszcze bardziej swoje człowieczeństwo do Chrystusowego człowieczeństwa, a wszystko będzie mi dane. Dlaczego? Dlatego, że w Jego człowieczeństwie, tym umęczonym z Wielkiego Piątku, i tym przebóstwionym z góry Przemienienia, zapisana jest prawda o szczęściu samego Boga — jedynym szczęściu jakie istnieje.

Dzisiaj jednak przychodzę razem z Magdaleną i innymi do pustego grobu. Spotykam Jezusa Zmartwychwstałego, którego nie umiem nawet dobrze rozpoznać. Dzisiaj, w Wielkanocny poranek jestem oszołomiony. Zmartwychwstanie wymyka się mi z rąk. Nie daje żadnych szans mojej mojej wyobraźni…

Ale czy nie tak właśnie powinno być? Jeśli chcę spotkać Jezusa Chrystusa już nie jako Jezusa z Nazaretu, ale jako Zmartwychwstałego Pana i Boga, to czy najlepszym dowodem prawdziwości tego spotkania nie powinno być właśnie to, że On jawi się jako ktoś niepojęty i inny? Zmartwychwstały Jezus różni się od Mistrza z Nazaretu tak, jak moje życie między narodzinami i śmiercią różni się od życia po śmierci.

W Ewangeliach i Dziejach Apostolskich te różnice wyraźnie są opisane. Jezus z Nazaretu jest przede wszystkim kimś, kto daje, kto zaprasza, żeby dać się Mu prowadzić, żeby pójść za Nim. Bóg w ludzkim ciele to ktoś, kto chce, żeby spodziewać się po Nim jak najwięcej — ktoś, kto naucza, uzdrawia, czyni cuda, a także karci i przygarnia do serca. Jezus z Nazaretu chce dawać jak najwięcej i najdosłowniej w świecie daje. Tymczasem Jezus Zmartwychwstały jest kimś innym. Co najbardziej uderza w tych ewangelicznych spotkaniach ze Zmartwychwstałym? To, że On przede wszystkim prosi o pomoc! Marię prosi o to, żeby powiadomiła Piotra. Piotra prosi o to, żeby był dobrym papieżem. Uczniom każe czuwać w Galilei. Prosi ich o podanie czegoś do jedzenia, żeby w ten sposób móc ich przekonać, że rzeczywiście żyje. To trochę tak, jakby bez naszej pomocy nie mógł nas przekonać, że w ogóle jest dostępny i widzialny. Chrystus Zmartwychwstały to ktoś, kto stale odwołuje się do tego, co wydarzyło się i co zostało powiedziane w pomiędzy narodzinami i śmiercią. Jego spotkania Wielkanocne z uczniami poświęcone są wyłącznie temu, żeby to, co już się wydarzyło, lepiej wyjaśnić, a przez to umożliwić przyjęcie zbliżającej się pełni Ducha Świętego.

„Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o Mnie  – zdaje się mówić Chrystus – to wiedz, że żyję. Patrz na moje ziemskie życie, na moich uczniów i mój Kościół. Wszystko tam zostało zapisane. Kontempluj to, a coraz bardziej upodobnisz się do Mnie. Jeśli natomiast chcesz spotkać się ze Mną Zmartwychwstałym i tylko Zmartwychwstałym, to patrz raczej na swoje dobre pragnienia, modlitwy i czyny. Ja żyję właśnie tam. I tam chcę żyć jak najwięcej. Moje życie w tobie to największy z wszystkich świadków Zmartwychwstania.”