Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Świat nie kocha świętych

„Człowiek święty to piękny umysł i piękne serce” – zwykł mawiać św. Maksymilian Maria Kolbe, którego postać dzisiaj wspominamy. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że świętość jest właściwą miarą człowieka i jego człowieczeństwa? Oczywiście nie jest to miara, jaka posługuje się współczesny świat. Słowo „święty” dziś prawie nie funkcjonuje w powszechnym języku. Świętość i świętych próbuje się zamknąć jedynie w kościele i to tak, aby za dużo o nich nie mówić poza nim. Dlaczego? Bo święci wciąż budzą niepokój, stają się swoistym wyrzutem sumienia dla tych, którzy wyparli ze swojej pamięci duchowy wymiar życia. Niestety, obecne czasy charakteryzuje dość swobodny stosunek do tej najwspanialszej perspektywy, którą Bóg oferuje człowiekowi – świętości i wieczności. Współczesny człowiek woli  hołdować zewnętrznej stronie życia. I nawet jeśli wnętrze wydaje mu się godne zainteresowania, to zwykle z innych pobudek niż dojrzewanie do świętości. Słyszałem ostatnio wypowiedź jednej z nowoczesnych gwiazd, która stwierdziła: „Jaki sens jest dbać o jakąś duszę, której nikt nie widział!?”

Wydaje się, że współczesny świat nie kocha świętych, ba nawet nimi pogardza, ale paradoksalnie ich potrzebuje.
Co nam chce powiedzieć taki święty jak Maksymilian? Kościół ustanowił go patronem rodzin. Ktoś mógłby pomyśleć, że to jakieś nieporozumienie. W powszechnym przekonaniu życie zakonne (bezżenne) i życie rodzinne wydają się być zupełnie przeciwstawne. A jednak skarga skazańca z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, skazańca którego Maksymilian nie znał – bo w tamtych warunkach nie było nazwisk były tylko numery sprawiła, że pozornie anonimowy więzień z numerem obozowym 16670 zgodził się oddać życie za innego więźnia z numerem 5659 tylko dlatego, że temu drugiemu żal było jego żony i dzieci, którymi nie będzie się miał kto zaopiekować jeśli on umrze. Tym anonimowym więźniem był Franciszek Gajowniczek, który nie tylko przetrwał obóz, ale mógł dać świadectwo tego heroicznego wyboru, jakiego w tak nieludzkich i odartych z godności warunkach dokonał św. Maksymilian. Uratował nie tylko jednego człowieka, ale i szczęście rodzinne. To właśnie ten czyn stał się motywem do ogłoszenia św. Maksymiliana patronem rodzin. Inny święty – Jan Paweł II ogłaszając go patronem rodzin powiedział: „Ogniska rodzinne potrzebują dziś takiego patrona, świętego, bezkompromisowego, uczącego jak w codziennym życiu odkrywać wolę Bożą, w czasach, w których rodzina staje w obliczu wielkich zagrożeń i niebezpieczeństw, które na nią czyhają. Głównym zagrożeniem nie są – jak mogłoby się wydawać – rozwody, aborcja, in vitro, eutanazja czy związki jedno-płciowe. To tylko bolesne konsekwencje pogaszonych ognisk rodzinnych. Głównym zagrożeniem jest brak wiary, brak nadziei na dobra nieprzemijające, brak zapalonej pochodni miłości będącej fundamentem rodzinnego życia”.
„Nie mamy w sobie wiary, choć mówimy, że wierzymy. Nie mamy nadziei, bo nasza nadzieja ogranicza się do doczesności. Nie kochamy, czerpiemy tylko przyjemności z życia, zapominając, że miłość to ofiara składana w ukryciu i życie zgodnie z Boskim prawem” – pisał św. Maksymilian Maria Kolbe.
Potrzebni są nam dzisiaj święci, którzy nam o tym przypominają a czasem maja odwagę wbrew współczesnemu konformizmowi nam te braki wypomnieć. Potrzebni są po to, aby uświadamiać nam, że prawo tworzone przez człowieka bez odniesienia do prawa Bożego i naturalnego nie służy afirmacji człowieka ani jego prawdziwej wolności.
„Chcę uratować człowieka. Chcę uratować jego rodzinę” – powiedział św. Maksymilian w dniu, w którym zgodził się zastąpić miejsce współwięźnia w bunkrze głodowym oświęcimskiego obozu. Czy to powiedzenie nie powinno być mottem Kościoła i każdego chrześcijanina na dzisiejsze czasy? Zwłaszcza czasy, które pod szczytnymi hasłami walki o wolność, nowe prawa i nowe obyczaje przestały się interesować prawdziwym dobrem człowieka i rodziny.  
Życie świętych przypomina nam, że człowiek jest w pełni człowiekiem gdy stara się budować swoje człowieczeństwo na miarę i podobieństwo Boga. Święci przypominają nam, że powołaniem człowieka jest stać się ikoną Boga na ziemi. Czy jednak częściej nie jest tak, że staje się on karykaturą Tego, którego obraz w sobie nosi? Święci stają się przestrogą, że pozbawienie człowieka wiecznych aspiracji prowadzi w konsekwencji do jego degradacji. „Bo człowiek odarty z najistotniejszego elementu swojej osobowości – świętości – nie potrafi już mieć nadziei na lepsze jutro! A taki człowiek na nic i na nikogo nie czeka” – mówi abp. Fulton Sheen.
Święci, których świat nie kocha i często wydaje mu się, że ich nie potrzebuje mogą okazać się ostatnimi bohaterami w walce o ocalenie tych pogardzanych dzisiaj wartości, które chronią nasze człowieczeństwo.
Ostatni list Św. Maksymiliana Marii Kolbego do swojej Matki z obozu w Oświęcimiu.
15 czerwca, w czasie kiedy doświadczał bicia, głodu i upokorzeń, o. Maksymilian wysłał do matki swój jedyny list z obozu. Jest to jego ostatnia zachowana korespondencja:
Moja Kochana Mamo,
Pod koniec miesiąca maja przyjechałem z transportem do obozu w Oświęcimiu. U mnie jest wszystko dobrze.
Kochana Mamo, bądź spokojna o mnie i o moje zdrowie, gdyż dobry Bóg jest na każdym miejscu i z wielką
miłością pamięta o wszystkich i o wszystkim. Byłoby dobrze przed moim następnym listem nie pisać do mnie,
ponieważ nie wiem, jak długo tu pozostanę.
Z serdecznymi pozdrowieniami i pocałunkami.
Rajmund Kolbe