Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Trudna rola Bożego posłańca

Żaden prorok nie jest dobrze odbierany wśród swoich – chciało by się powtórzyć za Chrystusem, który ukuł to stwierdzenie nie tylko na podstawie swojego osobistego, bolesnego doświadczenia w rodzinnym Nazarecie, ale też na podstawie długiej historii równie źle traktowanych przez swoich współwyznawców proroków Izraela. I chciałoby się powiedzieć, że w tej mierze niewiele się zmieniło. „Słomiany zachwyt” – jak można by określić początkowo reakcję mieszkańców Nazaretu – szybko przerodził się w zwątpienie a następnie w agresję wobec Chrystusa. I pierwsza nauka, jaka płynie dla nas z tego wydarzenia ukazanego w Ewangelii: Jeśli człowiek pozwoli prowadzić się emocjom, zazwyczaj nic dobrego z tego nie wychodzi, ani dla niego ani dla innych. A że wcale nie rzadko tak bywa, wiemy z własnego doświadczenia, gdy pozwalamy na to, żeby to właśnie emocje brały górę w naszej ocenie rzeczywistości, wydarzeń czy drugiego człowieka zanim dopuścimy do głosu rozum…
To oczywiście nie przypadek, gdyż szatan często bazuje na naszych emocjach a następnie chętnie posługuje się naszą podejrzliwością, czy uprzedzeniami. Ile to razy snujemy sobie w wyobraźni różne niedorzeczne scenariusze, z których większość się nigdy nie zrealizuje, ale doskonale nakręcają one nasze emocje, pozwalając aby te z kolei zatruwały nasze serca i wolę. Zły duch wie lepiej niż ktokolwiek inny, że dla niego najważniejszym zadaniem jest nie dopuścić, aby dobro, dobre słowo czy rada zapuściły w nas korzenie. Dotyczy to zarówno słowa Bożego jak i odnosi się do naszych ludzkich relacji. Stwierdzenie, że prorok nie jest mile widziany wśród swoich można odnieść bowiem równie dobrze do najbliższych: współmałżonka, sąsiada, współpracowników… Trudno nam często przystać na upomnienie ze strony żony, męża, własnych dzieci, nie mówiąc już o teściowej.
A tymczasem Pan Bóg posługuje się niejednokrotnie kimś, kogo dobrze znamy, wybierając go na przekaziciela jakiejś ważnej prawdy. Nam jednak rzadko przyjdzie do głowy zobaczyć w takiej osobie proroka – Bożego wysłannika, dzięki interwencji kogo Bóg chce nas uratować przed pobłądzeniem.
I być takim Bożym narzędziem niesienia prawdy też nie jest łatwo. A przecież wszyscy, jako naśladowcy Chrystusa jesteśmy wezwani do tego zadania.
Godząc się na taką rolę łatwo narazić siebie na utratę przyjaźni a nawet na ściągnięcie na siebie czyjejś złości. Ale czy prawda, która wyzwala nie jest warta takiej ceny? Zwłaszcza gdy chodzi o ratowanie duszy człowieka!? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każda i każdy z nas, tak chętnie skłaniających się ku bezpiecznemu konformizmowi. Czy miłość, o której pisze dziś św. Paweł nie domaga się życia w prawdzie?
Jedno jest ważne i warto nie przegapić tego kolejnego pouczenia z dzisiejszej Ewangelii: Chrystus odwołując się do biblijnej historii dwóch proroków Eliasza i Elizeusza chce nam uświadomić, że Bóg sam wybiera proroków i adresatów swojego przesłania i zazwyczaj nie trzyma się w tym wyborze naszych schematów myślenia. A to oznacza, że może On do nas przyjść dosłownie w każdym człowieku, nawet tym, po którym się najmniej spodziewamy, że jest Bożym posłańcem; a cud przemiany naszego serca może dokonać się wszędzie tam, gdzie człowiek zamiast wybrzydzać i udawać, że wie lepiej, co jest dla niego dobre, nastawia się bardziej na słuchanie Boga i Jego słowa niż własnych wątpliwości.
Dlatego zanim odrzucimy czyjeś upomnienie, nawet to trudne do przyjęcia warto zastanowić się, czy przez drugiego człowieka nie przychodzi do nas Bóg!? Abyśmy nie musieli potem żałować, że lekceważąc czyjeś napomnienie rozminęliśmy się z tym, do czego Pan Bóg nas zapraszał. Gdyż od częstego i zbyt pochopnego odrzucania słów prawdy, która przychodzi do nas przez innych nie daleka już droga do budowania życia po swojemu i często wbrew woli Bożej, albo i bez Boga