Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Zaufać pośród burz

Iść odważnie do przodu… Oto nasze powołanie. Nigdy się nie poddawać, ale wciąż od nowa podejmować życiowe wyzwania. Nie oznacza to wcale konieczności samych zwycięstw. Wręcz przeciwnie, porażki także odgrywają  bardzo ważną rolę na drodze autentycznego wzrostu. Można powiedzieć, że niepowodzenia są nawet zbawiennym doświadczeniem z perspektywy życia duchowego. Kto nie nauczył się przegrywać, ten jeszcze nie jest w gronie prawdziwych zwycięzców – przypominali już pierwsi Ojcowie Kościoła.

Ciągłe zwycięstwa grożą bo wiem szeregiem autodestrukcyjnych iluzji. W głębi duszy człowieka, który z natury jest kruchy i słaby, rodzi się wówczas złudne przekonanie: „Jestem najmocniejszy i niezniszczalny”. I drugie powiązane z tym przeświadczenie: „Bóg właściwie nie jest mi do niczego potrzebny!” Znamy przecież takie osoby, które uwierzyły w swoją moc i mądrość i w konsekwencji straciły wiarę… Ciągłe sukcesy zwłaszcza przeżywane przez kogoś niedojrzałego oznaczają często, że człowiek może zatrzymać się w rozwoju, w bezpiecznym „światku przeszłości”. To także jedno z niebezpieczeństw tzw. „bezstresowego wychowania”, które próbuje uchronić dzieci przed wszelkimi doświadczeniami konkretnych porażek, czy bolesnych doświadczeń a które wcześniej czy później może przerodzić się regres zarówno w życiu duchowym jak i w wymiarze doczesnego radzenia sobie z problemami – o czym przypominał znany polski psycholog, twórca tzw. „dezintegracji pozytywnej” prof. Kazimierz Dąbrowski.

Jezus, który nas kocha  jest najlepszym pedagogiem pragnie, aby człowiek żył i rozwijał się. Dlatego wciąż od nowa kieruje życiodajne zaproszenie: „Przeprawmy się na drugą stronę” (por. Mk 4, 35-41); „Odkryjmy razem nowy świat”. Jest to propozycja, aby ze znanego już brzegu rzeczywistości przedostać się na jej drugi brzeg, ten związany z doświadczeniem wary. Przypomina to inne wyzwanie Chrystusa stawiane uczniom: „Wypłyńmy na głębię”, do którego często odwoływał się św. Jan Paweł II. Nie należy tego mylić z próżnym szukaniem „nowości dla samej nowości”, czemu często hołduje współczesny świat lub ze „stawianiem wszystkiego na głowie”. W perspektywie wiary „nowość” jest owocem działania Ducha Świętego i na pewno służy lepszej realizacji woli Bożej w naszym życiu.

Owszem Jezus wie, że podejmując ważne wyzwania, które On stawia nam w Ewangelii, często nie będziemy dawać rady. Poniesiemy porażki, które mogą zasiać zwątpienie w nasze serca. Ale paradoksalnie to właśnie nasze porażki, czy życiowe burze mogą zrodzić postawę zaufania w Boże miłosierdzie, bardziej niż życiowe sukcesy. Pan Bóg dopuszcza nasze upadki, gdyż wie, że są cennym budulcem w konstruowaniu gmachu naszej wiary. Nie wiary w siebie, ale w Boga. Tak jak było w życiu – przywołanego w pierwszym czytaniu przeznaczonym na dzisiejszą liturgię słowa – biblijnego Hioba.

Gdy staniemy w prawdzie, nieraz bolesnej, wtedy czarno na białym widzimy nasze ograniczenia. To właśnie świadomość swej kruchości wyzwalała zawsze w sercu człowieka szczere wołanie do Boga.

Dobrze widać to na przykładzie dzisiejszego ewangelicznego epizodu, gdy pośród szalejących na jeziorze fal uczniowie wołają: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”. Znamienna jest reakcja Jezusa: ucisza jezioro i zarazem wskazuje uczniom brak wiary. Nie jest to jednak pretensja skierowana po ich adresem. Mistrz akceptuje słabość uczniów, wysłuchując ich wołania. Zarazem wskazuje kierunek dalszego duchowego rozwoju, którego owocem jest większa odwaga w podejmowaniu decyzji, zmniejszenie koncentracji na sobie i głębsze zaufania Bogu. Jeśli Bóg do czegoś zaprasza, to na pewno towarzyszy człowiekowi i wspiera go w tym zadaniu.

Chrystus chce nam dzisiaj przez tę scenę z Ewangelii przypomnieć to, o czym często zapominamy, że jest osobiście z nami w każdym doświadczeniu, w każdej życiowej zawierusze, tak, jak był ze swoimi uczniami w burzy. Oczywiście wszyscy woleli by przeżywać życie bez burz i zawirowań, ale wiemy, że nie jest to możliwe. Jednak życiowe burze są dla nas zawsze sprawdzianem naszej wiary.

Jezus wie, że życie nasze jest bardzo kruche i jedna fala niepowodzenia czy fala zła, którego doświadczymy może nas tak łatwo pozbawić naszej wewnętrznej równowag a nawet wtrącić w zwątpienie. Dlatego zdaje się nas dzisiaj pytać: ”na kim polegasz, gdy przeżywasz w życiu trudności. Na Mnie, czy na swoich siłach i mądrości?”

Jezus nie przyszedł likwidować skutków, ale przyczyny wszelkich burz i naszego chaosu, tak zewnętrznego jak i wewnętrznego.

Jest Bogiem obecnym pośród burz, które często sami wywołujemy i z którymi potem nie potrafimy sobie poradzić. On potrafi uciszyć każda burzę. Tylko czy my w to wierzymy?

Ocean życia możemy bowiem bezpiecznie przepłynąć tylko trzymając się blisko Tego, który w największej burzy cierpienia i samotności, na krzyżu, pokazał, że jest zwycięzcą. Dobrze jest Mu zaufać!