Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Konferencja: Droga serca – droga do wnętrza [wygłoszona w trakcie sesji medytacyjnej 11.01.2014]

Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6:1-6)

 

Istotą medytacji w rozumieniu chrześcijańskim jest trwanie w miłości Trójcy Świętej. Medytacja chrześcijańska jest jakby „naśladowaniem” Osób Trójcy Świętej, które „nieustannie” wzajemnie siebie kontemplują. (o. Wilfrid Stinissen OCD)

Jeżeli trwa w nas ów trynitarny dialog i jesteśmy weń włączeni, to musimy zwrócić się do naszego wnętrza. Na zewnątrz szukaliśmy Boga i samych siebie, ale Tego, którego szukamy, na pewno i najłatwiej znajdziemy w sobie. Większość mistyków chrześcijańskich jest tutaj zgodna.

„Nasze wnętrze jest świętością
w nim przechadza się Bóg.
Z zadowoleniem na nas spogląda
i wszystko oświeca.
Jego obecność nas ogarnia
delikatnym i cichym pokojem.
W milczeniu cierpienie
staje się niebiańską melodią.
Jego miłość i miłosierdzie
jest początkiem wszystkiego,
a On w ludzkiej postaci
znajdować chce swoje odbicie” – pisze św. Teresa w „Twierdzy wewnętrznej”

W podobnym tonie pisze św. Teresa z Lisieux:

„Rozumiem i wiem z doświadczenia, że „Królestwo Boże jest w nas” (Łk 17,21). Jezus wcale nie potrzebuje ksiąg ani doktorów, aby pouczać dusze; On, Doktor doktorów, poucza w ciszy, bez słów… Nigdy Go nie słyszałam, lecz czuję, że jest we mnie, w każdej chwili; prowadzi mnie i podpowiada, co winnam powiedzieć lub uczynić”. (Rękopisy autobiograficzne)

Medytacja należąca do kategorii mistyki chrześcijańskiej jest rozmową z Bogiem, który jest „Ty” i równocześnie jest bardziej mną, niż ja sam jestem (św. Augustyn).

Medytować się to wniknąć w siebie tak głęboko, aby dojść do wewnętrznej przestrzeni, w której Bóg i człowiek są jedno. Święta Teresa z Avila w „Drodze do doskonałości” mówi o pszczołach (nasze zmysły), które powracają do ula, aby wytwarzać miód. Wewnętrzne skupienie jest czymś zupełnie innym niż zajmowanie się sobą czyli karmienie naszego narcyzmu. Kto jest zajęty sobą, zapewne wchodzi w siebie, lecz niedostatecznie głęboko! Zatrzymuje się na peryferiach, na zewnętrznym albo swoim małym „ja” (ego), zamiast dotrzeć do prawdziwego „ja”, do nowego człowieka, który żyje przez Boga, z Bogiem i w Bogu.

W naszym wnętrzu wiara jest czymś egzystencjalnym. Im bardziej tam żyjemy, tym lepiej możemy pojąć transcendentną rzeczywistość. Tam mamy zmysły, które potrafią wyczuć to, czego nasze zmysły zewnętrzne i rozum pojąć nie potrafią. Nie chodzi o subiektywne doznania uczuciowe. Dzieje się tak, jakbyśmy otrzymali pewien obiektywny zmysł reagujący na to, co jest, na samo „być”. Bycie bowiem jest cechą tego, co boskie. Pamiętamy jak Bóg określa siebie w odpowiedzi na pytanie zadane przez Mojżesza: „Jestem, który jestem”. Bycie jest atrybutem Boga. Zaś życie wiary jest niczym innym jak zanurzeniem w tym „być” Boga. Dla tych, którzy w tym zanurzeniu trwają, życie jest tak bardzo proste dlatego, że wszystko, co subiektywne, staje się relatywne. Ich władze poznawcze istnieją tylko po to, aby przyjmować obiektywną rzeczywistość, której nauczyła ich wiara, a teraz już samo istnienie ich o tym przekonuje. Cała historia zbawienia (nie tylko zresztą w wymiarze chrześcijańskim) pokazuje prawdziwość tego stwierdzenia w życiu ludzi – świadków wiary począwszy od Abrahama aż do współczesnych świadków wiary takich jak np. Marta Robin. Ich życie pokazuje jaką wolność daje życie oparte na wierze! Jest to styl życia, którego źródłem nie jest nic innego, jak tylko czerpanie rzeczywistość, która wypływa z naszego wnętrza, które jest otwartą bramą do Bożego świata.

Możemy powiedzieć, że jednym z fundamentalnych zadań stojącym przed współczesnym chrześcijaninem, człowiekiem wiary jest to, by powrócić do swojego serca. Aby jednak móc zrealizować ów zasadniczy postulat, jaki stawia przed nami cała tradycja judeo-chrześcijańska ważne jest zrozumienie, czym jest serce.

W sensie biblijnym serce jest mieszkaniem, w którym jestem, gdzie przebywam (według wyrażenia semickiego lub biblijnego: gdzie zstępuję). Jest naszym ukrytym centrum, nieuchwytnym dla naszego rozumu ani dla innych; jedynie Duch Boży może je zgłębić i poznać. Jest ono miejscem decyzji w głębi naszych wewnętrznych dążeń. Jest miejscem prawdy, w którym wybieramy życie lub śmierć. Jest miejscem spotkania, albowiem nasze życie, ukształtowane na obraz Boży, ma charakter relacyjny: serce jest miejscem przymierza. (Katechizm Kościoła Katolickiego pkt. 2563)

Kiedy mistycy mówią o powrocie do swego serca, mają na myśli miejsce, które wydaje się położone o wiele głębiej niż biblijne serce. Oczywiście trzeba przejść przez serce biblijne, to tam przecież podejmujemy decyzję zstąpienia. Jednak chodzi o to, by zejść jeszcze głębiej, na miejsce, gdzie mieszka Trójca Święta, gdzie jesteśmy wciągnięci w Jej życie.

„Jest to miejsce, które poniekąd istnieje poza nami samymi, miejsce, w które wpływa wieczność. Jesteśmy ograniczonym naczyniem, a to głębokie, najgłębsze w nas, jest otwarciem. Kiedy stajemy pośrodku tego — modlitwa uczy nas, że wszystkie słowa, wyobrażenia komentują ciszę — wówczas granice się zamazują. Nasze ograniczone istnienie, ze wszystkim, co ono oznacza, jest ważne. Jednak to, co najgłębsze, i to, co ma wynosić wszelką ograniczoność, jest nieograniczone i nieskończone”- pisze karmelita o. Wilfrid Stinissen.

Teresa z Avila nazywa to miejsce el espíritu (duchem) albo el centro del alma (centrum duszy). W Twierdzy wewnętrznej pisze:

„Co się zaś tyczy tego wnętrza duszy, tego ducha, o którym tu mówię, jest to rzecz tak trudna do wytłumaczenia, a także i do uwierzenia, że obawiam się, siostry, byście wobec mojej nieudolności nie miały pokusy odmówienia wiary moim słowom. Może to w rzeczy samej wydawać się niepodobną do pogodzenia sprzecznością, że dusza, jak mówię, cierpi utrapienia i smutki, a przy tym jednak w doskonałym zostaje pokoju. Spróbuję wam to wytłumaczyć za pomocą jednego lub drugiego porównania; (…) Król, na przykład, choć może w rządach swoich ciężkie ma zawikłania i kłopoty, choć może wojny srożą się w jego królestwie, sam przecież spokojnie mieszka w swoim pałacu. Tak i tu, choć w innych mieszkaniach zdarzają się różne rozruchy, pełzają gady jadowite, słychać krzyki i zgiełk, wszystko to nie dosięga duszy w tym siódmym mieszkaniu będącej ani jej nie zdoła stamtąd wyprowadzić. Wrzawa i zgiełk, dochodzące do jej uszu, sprawiają jej niejaką przykrość, ale zmieszać jej i pokoju jej odebrać nie zdołają”.

Człowiek nie jest zredukowany tylko do ciała i duszy, ale ma również ducha albo można powiedzieć, że przez podobieństwo do Boga jest też bytem duchowym. Znajdziemy to u św. Pawła: „Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Tes 2,23) i w Liście do Hebrajczyków: „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha” (4,12).

Rozróżnienie między duszą i duchem w chrześcijańskiej mistyce i teologii życia wewnętrznego jest sprawą fundamentalną. Negować to, oznacza przeczyć doświadczeniu mistycznemu. Niestety były takie okresy, gdy zarówno psychologia, jak i  teologia lekceważyły to rozróżnienie. Psychologowie, a także teologowie powinni więcej uczyć się od mistyków. Człowiek nie będzie zupełnie wolny pomimo wszystkich znanych na świecie zabiegów psychologicznych, jeżeli nie odnajdzie się i nie zakorzeni w swoim duchu.

„Duch jest miejscem, w którym mieszka Bóg i w którym jesteśmy Jego obrazem, jesteśmy w pełni sobą. To, co nazywamy życiem wewnętrznym, to długa wędrówka do naszego ducha, do centrum. W twierdzy wewnętrznej naszej duszy, w samym jej środku, jest miejsce, w którym tryska źródło i zawsze świeci słońce. Ten wewnętrzny raj, ten zamknięty ogród, jest celem podróży. Nic nie może splamić ani zabrudzić tego raju” – pisze Thomas Merton w komentarzu do „Pieśni duchowej” św. Jana od Krzyża.

Z kolei Teresa z Avila pisze:

„Zważmy tu jednak i pamiętajmy, że źródło to, obecne zawsze w pośrodku duszy, chociażby grzechem śmiertelnym zmazanej, nigdy nie traci boskiej jasności swojej i żadna złość grzechu nie zdoła zaćmić przedwiecznej jego piękności. Ale dusza, pogrążona w ciemności grzechu, blasku tego Bożego do siebie nie przepuszcza, podobnie jak kryształ, gęstą i ciemną pokryty zasłoną, choć go wystawisz na słońce i słońce go promieniami swymi oświeca, nie rozjaśni się przecież blaskiem jego i światłości jego w sobie nie odbije (Twierdza wewnętrzna, I,2,3).

Z kolei Izaak Syryjczyk (mnich z VI wieku) przyrównuje duszę człowieka do cebuli.

Kiedy obieramy cebulę, jedna warstwa zostaje oddzielona od drugiej, a jej najbardziej wewnętrzny rdzeń, z którego roślina wyrasta ku światłu, spoczywa ukryty. Tam, w twojej własnej wewnętrznej izdebce, ujrzysz niebiańskie mieszkanie, ponieważ jedno jak i drugie jest jednym i tym samym.

Święty Jan od Krzyża idzie tą samą drogą ku wnętrzu.

„Najpierw trzeba zaznaczyć, że Słowo, Syn Boży, wraz z Ojcem i Duchem Świętym jest przez swą obecność istotnie ukryty w najgłębszej istocie duszy. Dusza zatem, która pragnie Go znaleźć, musi wyjść ze wszystkich rzeczy odnośnie do przywiązań i woli. Musi wejść w siebie przez głębokie skupienie tak, aby wszystkie rzeczy uważała za nieistniejące. (…) Przebywa zatem Bóg ukryty w duszy i tam Go powinien szukać z miłością człowiek kontemplatywny”. (Pieśń duchowa, I,6)

Można powiedzieć, że medytacja jest próbą odpowiedzi na tę zachętę świętego Jana do poszukiwania, zwłaszcza medytacja, która jest zasłuchaniem się w Słowo Boże. W nim bowiem ukryta jest tajemnica miłości Boga i światło potrzebne nam do pójścia drogą wiodąca do naszego wnętrza.  Wierne podążanie za tym Słowem, poprzez wsłuchiwanie się w nie, przez wyłączenie naszej wyobraźni i dyskursywnego myślenia, które mogło by nas poprowadzić na manowce, jest niczym innym jak zgodą na to, aby ono poprowadziło nas na tę głębię, gdzie możemy dotknąć tryskającego w nas źródła.

Podstawą tej wewnętrznej prawdy, której doświadczamy w medytacji, kiedy wchodzimy w siebie, aby spotkać Boga, stanowi prawda o tym, że Bóg mieszka w nas. Jest to prawda, która ma solidny biblijny fundament. „Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? (…) Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,16–17).

Tę mistykę znajdujemy u wszystkich wielkich mistyków takich jak: św. Ewargiusz z Pontu, św. Jan Kasjan, św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Lisieux, św. Franciszek Salezy, Mistrz Eckhart; Jan Tauler, Ruysbroeck i inni

Podczas modlitwy Anioł Pański 8 września 1996 roku Jan Paweł II w Castel Gandolfo przypomniał, że mistyka ta jest ciągle żywa w Kościele:

„W rzeczywistości, Ojcowie Kościoła twierdzą, że człowiek nie jest do końca sobą, jeżeli zamyka się na Ducha Świętego. Św. Ireneusz, biskup Lyonu, którego ze względu na pochodzenie i formację można uznać za swoisty pomost między Wschodem i Zachodem, wyróżniał w człowieku trzy elementy konstytutywne: ciało, duszę i Ducha Świętego (por. Adversus haereses, 5, 9,1–2). Z pewnością nie zamierzał przez to zacierać granic między człowiekiem a Bogiem, ale chciał jedynie podkreślić, że człowiek osiąga pełnię tylko wówczas, gdy otwiera się na Boga. Według Afraata Syryjczyka, u którego słychać echo nauczania św. Pawła, Duch Boży zostaje nam udzielony w sposób tak wewnętrzny, że staje się niejako częścią naszego „ja” (por. Demonstrationes, 6,14). W tym samym sensie rosyjski autor pism duchowych Teofan Rekluz nazywa wręcz Ducha Świętego „duszą duszy ludzkiej” i widzi cel życia duchowego w „stopniowym uduchowieniu duszy i ciała” (por. Listy o życiu duchowym)”.

Droga medytacji, jaką podążamy, a której nauczycielem był św. Jan Kasjan, ale także metodę takiej modlitwy znajdujemy już u Ewargiusza z Pontu  nauczyciela św. Jana Kasjana można określić mianem kontemplacji wewnętrznej (psychologia duchowości używa  na określenie tego rodzaju drogi duchowej terminu: duchowość introwertyczna). Przy czym określenie „introwertyczny” nie ma tutaj cech oceny czy coś jest lepsze czy gorsze. Jest jedynie próbą uchwycenia charakteru tej duchowości, której przedstawicielami byli także św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avila i inni.  Nie jest to bynajmniej  jedyna błogosławiona droga. W XVI wieku św. Ignacy z Loyoli (1491–1556) wskazał inną drogę. Oczywiście on także uważał, że trzeba wejść w siebie, aby zbadać swoje sumienie, aby zyskać głębszą świadomość grzechu. Jednak jego duchowość jest określana jako tzw. ekstrawertyczna. Celem Ćwiczeń duchowych, które poleca jest „szukanie i znalezienie woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy”. O ile kontemplacja, która wyrasta z doświadczeń Ojców pustyni takich jak św. Jan Kasjan jest rodzajem mistyki bycia, która wyrasta z przekonania, że to całkowite poddanie się prowadzeniu Boga ostatecznie przyniesie konieczne duchowe owoce, o tyle mistyka św. Ignacego jest mistyką działania. Chodzi o to, by we wszystkim znajdować Boga. W medytacji ignacjańskiej znalezienie wewnętrznego źródła nie jest najważniejsze, jak u Ojców wschodnich czy mistyków karmelitańskich i nadreńskich. Wychodzi się w niej od historycznego wydarzenia z życia Jezusa, które chce się zgłębić i rozważyć, aby stopniowo z wnętrza odczuć i zasmakować samego Pana.

Nie należy porównywać obu tych form praktyki medytacyjnej. Każda bowiem z nich jest równoprawną i inną droga dochodzenia do tego samego celu jakim jest Bóg i zdolność zanurzenia w Nim całego naszego życia. Nie każda jednak z tych dróg jest odpowiednia dla każdego. Dlatego mistrzowie życia duchowego zachęcają do tego, aby w tych duchowościach swoją własną drogę i wiernie podążać tą, którą podpowiada nam serce. Nie jest dobrą praktyką zmuszanie się do podążania drogą, co do której żywimy wewnętrzne przekonanie, że nie jest naszą drogą dochodzenia do spotkania z Bogiem. 

Na koniec warto przytoczyć pewne spostrzeżenie, jakie znajdujemy u św. Teresy z Avila, która twierdzi, że: medytacja to tylko prowizorium. Prawdziwym bowiem i ostatecznym jej celem jest dojście do modlitwy odpocznienia, w której mowa i wszelkie myślenie ustają. (por. Księga życia, 4,7).

Bardzo wielu poszukujących życia modlitwy, tak jak wielu innych mistyków ma w tym punkcie to samo doświadczenie, co Teresa.

I jeszcze jedno podkreślenie na koniec: Nie chodzi o szukanie, która z tych dróg jest lepsza. Smutne zapewne jest to, że tu i ówdzie daje się słyszeć stwierdzenia, że duchowość (mistyka) uwewnętrzniona stoi wyżej od tej bardziej skierowanej na zewnątrz duchowości, preferowanej przez Ignacego. Faktem jest, że duchowość proponowana przez św. Ignacego bardziej przyjęła się w Kościele zachodnim. Niemniej jednym z ogromnych bogactw Kościoła jest to, że istnieje w nim wiele duchowości i dróg, tak że każdy może znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Nie ma też absolutnie żadnej sprzeczności między tymi drogami, one wszystkie biorą swój początek z tego samego źródła i do tego samego celu prowadzą.

Warto wskazać, że właśnie współcześnie, kiedy wewnętrzna strona człowieka i rzeczy jest tak lekceważona i kiedy wielu ludzi jest tak boleśnie wyobcowanych, istnieje ogromny głód odnalezienia dróg wiodących ku wnętrzu. Wyraźnie też widać, że osoby, które w swoich poszukiwaniach zwróciły się ku religiom Wschodu i tam odnalazły cenne skarby i silne inspiracje, nie czują się szczególnie przekonane do duchowości, która zmierza zupełnie odmienną drogą niż ta, do której przywykli. Dla nich prawdziwym darem może być odkrycie mistyki uwewnętrznionej.

Obie te drogi uczą nas jednak bardzo istotnej mądrości, tej mianowicie, że do tajemnicy Boga możemy docierać na różne sposoby: możemy i powinniśmy szukać Boga poza sobą (np. w pięknie przyrody) ale także w sobie. Jedna droga nie wyklucza drugiej, ale odrzucenie jednej z nich całkowicie może mocno zubożyć człowieka. Każdy bowiem, kto postąpił choć trochę na drodze medytacji wie, jak bardzo innym spojrzeniem uczy ona spoglądać na zewnętrzną rzeczywistość, dana nam przecież jako dar.  Jan od Krzyża, który jest chyba największym reprezentantem mistyki uwewnętrznionej, opisuje jak dusza, w swojej tęsknocie za tym, by zobaczyć swego Umiłowanego, zwraca się do stworzeń, pytając: Czy nie ma Go tam?

Dla wielu z nas ta droga wewnętrzna jest łatwiejsza, ponieważ jest tak blisko. Nie musimy jej szukać, jest w nas. My sami, nasza istota, jest drogą. Wydaje się, że Jezus zaprasza nas, byśmy nią poszli. W rozmowie z kobietą z Samarii Jezus usiłuje pomóc jej odwrócić się od tego, co zewnętrzne, i odkryć wewnętrzne źródło: „Woda, którą Ja dam, stanie się źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu” (J 4,14). Mówi też, że kiedy się modlimy, mamy wejść do swej „izdebki”, zamknąć drzwi i modlić się do Ojca, który jest w ukryciu (Mt 6,6). Nie uważa, byśmy nigdy nie mieli modlić się wspólnie, ale nawet kiedy robimy to we wspólnocie, powinniśmy zachować kontakt z wewnętrzną izdebką, która jest „w ukryciu”.

Coś z tych obu dróg istnieje w każdym człowieku szukającym Boga „w duchu i w prawdzie”. A domeną człowieka jest przecież szukanie.