Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Modlitwa – termometr życia duchowego

Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których nazwał apostołami. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu, przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. (Łk 6,12-18)

„Pokaż mi jak się modlisz a powiem ci kim jesteś” – pisał o. Carlo Carretto – Mały Brat od Jezusa (duchowy uczeń o. Karol de Foucauld)  w swojej książce na temat modlitwy.

Gdyby spoglądamy na Chrystusa nawet w tych nielicznych fragmentów przywoływanych przez ewangelistów, w których ukazują oni Jezusa pogrążonego w modlitwie, wiele możemy się o Nim dowiedzieć. Jako uczniowie Jezusa powinniśmy uczyć się właśnie z tego przyglądania się naszemu Mistrzowi, po to, aby móc Go naśladować. To, co przykuwa nasza uwagę, to pełne zanurzenie Jezusa w modlitwę jako okazje do spotkania z Ojcem sam na sam.

Ewangelista wspomina o górze, na która udał się Jezus na modlitwę. Góra w języku Biblii jest miejscem spotkania człowieka z Bogiem, gdyż wydaje się, że na górze człowiek jest bliżej nieba. Każdy z nas, kto chodził po górach zapewne doświadczył tego, że ich majestat skłania do zatrzymania się, do wyciszenia, do refleksji; że w górach myśli łatwiej biegną ku Absolutowi.

Ale góra to jak pisał wspomniany przeze mnie o. Carlo Carretto, to synonim pewnej przestrzeni zarezerwowanej na spotkanie z Bogiem. Innym określeniem symbolizującym taka przestrzeń jest pustynia. Warto pytać siebie, czy mam w moim codziennym życiu taka przestrzeń, która jest nie tylko miejscem ale i czasem zarezerwowanym na spotkanie z Bogiem. Przestrzeń, z której nie zrezygnuję za wszelka cenę, o która gotów jestem walczyć z moją niechęcią, zanurzeniem, lenistwem, zmęczeniem czy rutyną, które pragną mnie okraść z tej cząstki mojego życia, która jest przeznaczona tylko dla Boga.

Praktyka medytacji stawia w tym względzie przed nami nie łatwe zadanie. O. John Main podobnie jak inni nauczyciele modlitwy zachęcali do tego, abyśmy siadali do medytacji dwa razy w ciągu dnia (najlepiej rano i wieczorem). Każdy jednak, kto ma za sobą pewna praktykę dobrze wie, że nie zawsze jest to łatwe, że zagwarantowanie tych dwóch przynajmniej półgodzinnych spotkań wymaga od nas wielkiej systematyczności, konsekwencji, pewnej duchowej dyscypliny a nierzadko i walki. Trzeba nam jednak pamiętać, że te chwile spędzone w ciszy naszego serca, które otwieramy w tym czasie przed Bogiem są tym, co Chrystus określił mianem: „Najlepszej cząstki, która nie będzie nam odebrana”.

Można powiedzieć, że ilość i jakość naszej modlitwy są pewnym termometrem naszego życia duchowego. Gdyż to zazwyczaj właśnie od rezygnacji z modlitwy zaczyna się nasze spłycanie relacji z Bogiem.  W życiu ilu osób spełniło się pewne śmieszne, choć w rzeczywistości tragiczne powiedzenie Jana Sztaudyngera: „Był mistyk, ale wystygł. Jako wynik został cynik”.

„Jesteśmy naprawdę wtedy, kiedy się modlimy. Uciekanie od modlitwy jest bowiem ucieczką od samego siebie” – pisał Thomas Merton. Bowiem to właśnie w modlitwie odkrywam kim jestem, dokąd zmierzam, jakie jest moje powołanie. To w modlitwie dokonuje się wreszcie owo uzdrowienie wewnętrzne, o którym mówi Ewangelia – jedno z najważniejszych i najbardziej owocnych – uzdrowienie od naszego fałszywego „ja”.