Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Powrót do modlitwy głębi

Modlitwa wewnętrzna. Modlitwa w ciszy…
Czym jest?


Istnieje wiele pojęć i wyobrażeń o modlitwie. Rozmowa z Bogiem. prośba. Uwielbienie. Dziękczynienie. Słuchanie Słowa. Dialog (może częściej w naszym wydaniu monolog). Bywa, że człowiek gubi się w tym wszystkim, czuje się zmęczony klepaniem formułek, aż w końcu odchodzi. Potem mówi: „straciłem wiarę!” Ale ja uważam – o czym już kiedyś pisałem – że prawdziwej wiary nie można stracić. To co ludzie tracą, a co brali często za wiarę było jedynie jej namiastką. Oczywiście poza tym, że wiara jest darem tak dużo zależy od nas, od tego czy potrafimy a przede wszystkim chcemy zainwestować w ten kapitał. Jednym ze sposobów tego inwestowania jest modlitwa. Jak bardzo jednak ją skomplikowaliśmy. Uczyniliśmy ją przede wszystkim ludzką aktywnością i to może nawet w dobrej intencji.

Może zatem warto w próbie szukania odpowiedzi na temat modlitwy wewnętrznej a wiec tej jedynej prawdziwej (gdyż modlitwa, która nie angażuje naszego wnętrza, naszego serca nie jest jeszcze prawdziwą modlitwą) powrócić do źródła? Może dobrze zwrócić się do tych przewodników, którzy przed nami przeszli już te duchowa wędrówkę i maja w tej kwestii naprawdę coś do powiedzenia.



Ojciec Joachim Badeni zwykł mawiać, że każdy z nas może być kontemplatykiem. To powołanie wszystkich. Kontemplacja bowiem to patrzenie na rzeczywistość w prawdzie.

Simplex intuitus veritatis – zwykł mawiać św. Tomasz z Akwinu. Kontemplacja to proste wejrzenie w Prawdę. Jak to może wyglądać. Pisałem już kiedyś o tym wydarzeniu z życia pewnego zacnego kapłana (jest to historia, którą przypisuje się św. Janowi Marii Vianney), który zaczepił pewnego dnia jednego prostego wieśniaka, który przychodził do jego kościoła w drodze do domu (często wracając z pastwiska, gdzie odprowadzał swoje krowy i owce) i tam siadał, wpatrywał się w zamknięte tabernakulum i tak trwał godzinę, potem szedł do domu. I pewnego dnia święty proboszcz z Ars podchodzi do tego pastuszka i pyta:
–  Co ty tak długo robisz w tym kościele? Jak się modlisz, to co Mu mówisz?
– Nic – odparł wieśniak – ja patrzę na Niego a On patrzy na mnie i to nam wystarczy.

To jest właśnie to. Kontemplacja. Ten prosty wieśniak nie był teologiem ani zakonnikiem. Był zwykłym wieśniakiem pewnie nawet bez wykształcenia, ale wiedział co jest grane w życiu duchowym.



Oczywiście każdy z nas przezywa swoje życie duchowe po swojemu. Inaczej będzie je przezywał zakonni, inaczej profesor uniwersytetu, mający ogromną wiedzę a inaczej człowiek prosty, może bez wykształcenia. Niestety ci prości często nas zawstydzają, bo pokazują nam na czym polega tak naprawdę wiara. Wiara jest prostotą. I to często my ja komplikujemy. Nie wiem czy już o tym wspominałem w tym miejscu, ale często wspominam o tym na konferencjach przed chrztem, że zawsze mnie zadziwiała wiara mojej matki chrzestnej. Nie miała wykształcenia. Skończyła ledwie szkołę podstawową i jakieś tam kursy, ale rzadko miałem okazje spotkać człowieka tak wielkiej wiary i tak wielkiego zaufania do Pana Boga jak ją. Za każdym razem jej prostota wiary, jej bezwarunkowość zaufania mnie zawstydza. I nigdy nie miałem wątpliwości, że jej modlitwa (właśnie ta pełna prostoty i zaufania, pozbawiona jakiejkolwiek wiedzy teologicznej ale zawsze tętniąca prostą i bezinteresowną miłością do Pana Boga dokonywał cudów). Zawsze wiedziałem,że kiedy potrzeba naprawdę mocnej modlitwy wstawienniczej w jakiejś sprawie, to kiedy poproszę o to ją, to będzie to załatwione. Ona jakoś intuicyjnie wyczuwała, że Pan Bóg lubi, gdy się Go prosi z zaufaniem dziecka. Ale z tej wiary wyrastało coś jeszcze, mianowicie szczere i pełne miłości patrzenie na rzeczywistość a z niego wielka mądrość i zdolność odróżniania dobra i zła, nawet wtedy, gdy to drugie wydawało się zakamuflowane. 


Simplex intuitus veritatis!

„Jeśli patrzymy na świat w świetle kontemplacji, wówczas zobaczymy przedziwne tajemnice Bożego działania – mawiał o. Badeni. Zupełnie niespodziewanie. Dzięki takiemu patrzeniu możemy zobaczyć, że kogoś uważaliśmy za świętego, a to była tylko poza. Dzisiaj w świecie ciągle jesteśmy konfrontowani z fałszem na różnych płaszczyznach. Ten, kto łatwo daje się nabrać na fałsz, będzie miał problemy z Boska prawdą. I aby nią żyć będzie musiał być najpierw oczyszczony. I takie oczyszczenie jest przygotowane dla każdego.”

Ale takie widzenie w prawdzie rodzi się z obcowania z Prawdą. Święta Teresa z Avila pisała:
Modlitwa wewnętrzna nie jest to, moim zdaniem nic innego, jak pełne ufności i przyjacielskie przebywanie z Bogiem. Z tym, o którym wiem, że mnie miłuje.

A zatem modlitwa to nie tylko słowa, albo nie przede wszystkim słowa (nawet najpiękniejsze, choć się do tego w naszej kulturze przyzwyczailiśmy).Modlitwa, to prze-bywanie z Bogiem. Czyli „bycie z…” Jeśli będę wypowiadał tysiące słów, ale nie będzie mnie w tym, albo moim sercem czy myślami będę gdzie indziej, to nigdy nie będzie to prawdziwą modlitwą. Niestety tak często przeżywamy nasze spotkania z Bogiem w modlitwie, na Eucharystii. I dlatego one nas nie przemieniają. Nie mają szans dotknąć serca, które jest w tym momencie gdzie indziej.
To tak jak w jednym pokoju może być razem ze sobą dwóch przyjaciół, mąż i żona, narzeczony i narzeczona. Ale jakość ich bycia zależy od tego na ile naprawdę są w tym miejscu całym sobą, także swoim sercem. Dobrze znamy to doświadczenie, że ktoś siedzi przy nas, ale tak naprawdę jest nie obecny i nawet gdy mówimy do niego, to i tak to, co mówimy doń nie trafia, tylko ulatuje gdzieś w przestrzeń. Podobnie jest z modlitwą – przebywaniem z Bogiem w jednym”pokoju” mojego serca.

Ale aby „przebywać z kimś naprawdę” nie musisz nawet mówić do niego. Wystarczy tylko byś był!
BYŚ BYŁ CAŁY DLA NIEGO!

Bo na modlitwie (ale tez w budowaniu ludzkich relacji) nie chodzi o to, aby dużo mówić, lecz, żeby kochać. [por. św. Teresa z Avila]

Zresztą czyż sam Jezus nie powiedział: „Na modlitwie nie bądźcie zbyt gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swoje wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich!” [Mt 6, 7-8a]

Wydaje się, że my w ogóle nie bierzemy tych słów pod uwagę.


Do tego zresztą odnoszą się Filokalia, gdy mówią o modlitwie serca. Ponieważ Bóg objawił siebie w sposób najbardziej czytelny w swoim Synu, który jest jego Słowem, toteż powtarzając imię Jezusa możemy Go wzywać w sposób najpełniejszy, bo w Nim zawiera się cala głębia tajemnicy Boga. Po ludzku wydawać się to może zbyt proste, a jednak. Wiara jest prostotą. Dobrze to pojęli mnisi wschodni, gdy zaczęli nauczać modlitwy Jezusowej, która polegała na wielokrotnym powtarzaniu imienia Jezus lub w rozbudowanej formie: Jezusie, Synu Boga żywego, zbaw mnie.
Przy czym przestrzegali, że choć modlitwa ta jest prosta droga do światła, to samo powtarzanie jej nie jest jeszcze światłem. W Filokaliach czytamy, że musi ona być często i regularnie powtarzana. Po pewnym czasie według mnichów wschodnich zaczyna zanikać strona werbalna tego wezwania a wewnętrznie w tajemniczy sposób łączy się ono z oddechem. Miejscem, w którym dalej trwa ta modlitwa nie jest już nasz umysł, ale serce, które zaczyna bić jej treścią. Według mnichów Wschodu, to, że po pewnym czasie ćwiczenia umysł ludzki osiada w sercu jest darem łaski. Nie mogę tego wymusić, ani przyśpieszyć. Musze na to czekać. To modlitwa, która uczy pokory w sposób podwójny. Po pierwsze uczy rezygnacji z wielości słów (w tym sensie, że nie jesteśmy w stanie zachwycić Pana Boga naszymi słowami i nasza elokwencja, gdyż słowo, którym się posługujemy nawet nie jest nasze) a po drugie musimy cierpliwie czekać, nie wiedząc kiedy otrzymamy dar łaski, który sprawi, że nasze serce stanie się tabernakulum obecności Boga. To dopiero z tego miejsca rozbłyska światło, które nas ogarnia w całości (nasz sposób myślenia, patrzenia, bycia).


I wówczas już nie potrzeba mechanicznego powtarzania. Bo jak wspominał jeden z ojców kamedułów z Krakowskich Bielan to słowo rozbrzmiewa we mnie już zawsze: gdy obieram kartofle, gdy pracuję w ogrodzie, czy w kaplicy, gdy trwam przed Najświętszym Sakramentem. To staje się prostą odpowiedzią na wezwanie: „Nieustannie się módlcie” [1 Tes 5,16]. W ten sposób serce człowieka staje się jego schronieniem, ucieczką ze świata, miejscem, gdzie non stop tętni Duch Święty.