Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Effatha

Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.

Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.

Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę». (Mk 7, 31-37)

Ewangelia dzisiejsza może budzić dziwne skojarzenia w czasie, gdy zakrywamy swoje twarze maskami, próbujemy zachować dystans Jezus wkłada palce w uszy głuchoniemego i śliną dotyka jego języka. Wedle dzisiejszych konwenansów powiedzielibyśmy, że Pan Jezus przekracza pewne granice. Taka bliskość z drugim człowiekiem jest zastrzeżona dla bardzo intymnej relacji. W zwykłych międzyludzkich kontaktach nasze zachowania muszą być osadzone w konwenansach kultury, po przekroczeniu których człowiek ma prawo czuć się zagrożony.  Ale często te granice, których budowanie podszyte jest lękiem, potrafią także zrywać kontakty na innych poziomach i zamykać nas na siebie nawzajem.

Jezus jest Bogiem, który przyszedł właśnie po to, aby na nowo ustanowić łączność z człowiekiem zerwaną przez grzech. On nie brzydzi się naszego człowieczeństwa z całą jego fizjologią. Nie tylko jest jej Twórcą, ale sam ją przyjmuje. Dotyka nas, aby uzdrowić nasze zranione Boże dziecięctwo. To On nas otwiera i czyni zdolnymi do komunikacji z Bogiem a w konsekwencji z drugim człowiekiem. Przypominają mi się tu słynne słowa świętego papieża Jana Pawła II, że „człowieka do końca nie można zrozumieć bez Chrystusa” i chciałoby się dopowiedzieć, że bez Chrystusa nie można się do końca na drugiego człowieka otworzyć!

W związku z dzisiejszą Ewangelią myślę o jeszcze jednej scenie: do Elizeusza przychodzi trędowaty dowódca syryjski. Prorok nie wychodzi do niego, kontaktuje się przez sługę. Pozornie może to wyglądać na okazanie pogardy, ale myślę, że Elizeusz ogranicza kontakt z innego powodu. Prorok nie chce swym działaniem przysłonić prawdy, że to nie on działa, ale Bóg. Syryjski poganin nie zobaczył proroka, ale dzięki temu mógł spotkać prawdziwego Boga. Dziś też widzimy działanie Jezusa a przez Niego widzimy działającego Boga. Wszak imię Jezus oznacza, że „Jahwe zbawia”.

Żeby jednak zrozumieć dobrze znaczenie cudu uzdrowienia głuchoniemego przez Jezusa, warto wrócić do początków naszego istnienia. Bóg, stwarzając człowieka, obdarzył go zdolnością słuchania i mówienia. Dzięki nim człowiek słyszał od Boga o Jego miłości i mógł Mu odpowiedzieć swoim słowem. Możemy sobie wyobrazić, że gdy Bóg przechadzał się po raju w porze wiatru, lubił zabierać ze sobą człowieka. Wtedy na pewno ze sobą rozmawiali i cieszyli się tą rozmową. Jednak to, co pomagało nawiązać bliską więź z Bogiem, zostało sparaliżowane w momencie popełnienia pierwszego grzechu. Stało się to wówczas, gdy Ewa z Adamem postanowili posłuchać diabelskiego słowa – słowa pozbawionego miłości, słowa, które ze swej natury jest kłamstwem. Od tego momentu także ich mowa została zatruta fałszem i lękiem, a rzeczywistość stała się ponura. Gdy Adam i Ewa chowają się po krzakach przed Bogiem, to nie z powodu skromności, ale właśnie z poczucia fałszywego lęku, którego ziarno w ich sercach zasiał szatan.

Jezus zanim dokona uzdrowienia głuchoniemego, zabiera go z dala od tłumu. A dokonując uzdrowienia wypowie aramejskie słowo Effatha, przez które wzywa do otwarcia się i wyjścia ku wolności. Przez niektórych komentatorów kojarzone jest także z użyźnianiem, ponownym kształtowaniem. Tak jak kiedyś Ojciec własnymi rękami ulepił człowieka z prochu ziemi, tak teraz Jezus rzeźbi nas w nowy sposób, korygując to, co zostało zamazane przez grzech. Pozwala nam odzyskać boską mowę i słuch.

Warto też nie przeoczyć pewnego faktu: Jezus tuż przed uzdrowieniem patrzy w niebo, szukając porozumienia z Ojcem. Jednocześnie udziela wskazówki, że właśnie, „spoglądając w niebo”, możemy szukać dla siebie pomocy. Niektórzy tłumaczą grecki wyraz „spojrzeć” jako ocknięcie się, odzyskanie świadomości. Dzięki spojrzeniu w niebo odwracamy wzrok od iluzji związanych z naszym życiem. Nie musimy wówczas uzależniać swojego samopoczucia od zachowania innych osób. Nie potrzebujemy czekać, aż ludzie staną się bardziej wrażliwi i kochający. Ten pozornie nieprzyjazny świat, w którym przyszło nam żyć, zmieni się wtedy, gdy sami zaczniemy się zmieniać.

Bywa tak, że niekiedy postulaty świata i Ewangelii spotykają się ze sobą. „Effatha – Otwórz się, bądź otwarty” – zdaje się, że wezwanie Pana Jezusa jest równocześnie głosem kultury, która chce pokonać bariery między ludźmi, nie uznawać swojego za wyjątkowe, ale – przezwyciężywszy w sobie błędy izolacji, wykluczenia i odrzucania innych – stworzyć więzy braterstwa między tymi, którzy dotychczas z powodu zamknięcia byli względem siebie obcy i wrodzy. Byli dla siebie nawzajem głuchoniemi.

Głuchoniemy jest zamknięty w swoim świecie. Mówi tylko do siebie, do wewnątrz i słyszy tylko swój głos. Jego zdolność twórczości i komunikacji jest utrudniona. Niestety może to być także choroba z wyboru, która zdaje się cechować współczesny świat, zwłaszcza kultury Zachodu.

To nie przypadek, że głuchoniemy z Ewangelii żyje w bogatym i pogańskim Dekapolu, w którym na bliźniego patrzy się przez pryzmat zawartości jego portfela, jego koneksje, tego, co może dla nas drobić a nie przez pryzmat serca.

I w tym punkcie niestety drogi nowoczesnej kultury i Ewangelii się rozchodzą. Ewangelia bowiem stosuje inne metody niż natarczywe domaganie się otwarcia poparte groźbą radykalnego wykluczenia z kręgu ludzi cywilizowanych.

Dobrze zapatrzeć się na Boskiego Terapeutę, który dokonując dzisiaj znaku uzdrowienia zabiera głuchoniemego z tłumu i tam, niejako na uboczu dokonuje jego uzdrowienia. Nim dokona się nowe i prawdziwe spotkanie głuchoniemego z jego bliskimi i sąsiadami, spotyka on Chrystusa.

Jakby chciał nam Jezus w tym znaku powiedzieć: Jeśli chcesz zmienić swoje relacji z innymi, sprawić, że twoje serce będzie bardziej otwarte na drugiego, innego – najpierw przyjdź do mnie i pozwól Mi uzdrowić twój sposób myślenia i mówienia o drugim człowieku.

Bo jeśli jest ktoś, kto potrafi otworzyć nasze uszy i nasze serca na drugiego człowieka, tak byśmy pomimo różnicy jego i naszych przekonań potrafili go wysłuchać bez pokusy oceniania, nawracania na siłę i obrażania się o to, że nie chce przyjąć naszego punktu widzenia na rzeczywistość…

… To tym kimś jest Jezus Chrystus.