Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Medytacja w cieniu Krzyża

Jezus powiedział do Nikodema:

«Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego.

A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony». (J 3, 13-17)

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego, które dziś obchodzimy, jak może się wydawać trochę mimochodem wrzucone w okres zwykły, jest tak naprawdę jednym z najstarszych świąt obchodzonych w Kościele jeszcze nie podzielonym, jako wotum wdzięczności za znalezienie przez św. Helenę relikwii Krzyża Świętego. I mimo podziałów jest obecne zarówno w chrześcijaństwie wschodnim, jak i zachodnim, także w u protestantów.

To ciekawe, że nie czytamy dziś Ewangelii o śmierci Jezusa na Krzyżu a jedynie jej zapowiedź i to w odwołaniu do epizodu wywyższenia węża na pustyni.

To nie przypadek, bo epizod z wężem na pustyni był wydarzeniem proroczym zapowiadającym, że Mesjasz dokona odwrotności tego, co stało się przy drzewie Znajomości Dobra i Zła w Raju. To tam bowiem człowiek po raz pierwszy doświadczył grzechu, do czego zresztą został namówiony przez szatana, któremu udało się zasiać w serce człowieka podejrzenie, że Bóg nie jest do końca nam życzliwy. Człowiekowi zaczęło się wydawać, że nie musi otwierać się na płynące od Boga zasady dobra i zła i że zasady te może ustalać sobie sam. Rzecz jasna musiało się to skończyć nieszczęściem… Świat budowany przez ludzi bez liczenia się z prawem Bożym musiał stać się światem nieludzkim. „Można to doświadczenie porównać – jak pisze św. Efrem Syryjczyk – do ukąszenia węża, które w historii nieustannie się powtarza zatruwając ludzkie serce toksyną nieufności wobec Boga i pokusą samowystarczalności. Każdy grzech, który popełniamy jest jak ukąszenie węża, dlatego, że uwierzyliśmy Wężowi w raju” – konkluduje św. Efrem.

Odwołanie się Jezusa do epizodu umieszczenia przez Mojżesza miedzianego węża na pustyni, na którego spojrzenie miało Izraelitów uchronić od śmierci jest – jak mówią Ojcowie Kościoła –  zapowiedzią Ukrzyżowania Chrystusa, które wzywa nas do wiary, że On jest mocniejszy od złego ducha a prawdziwy sens naszego życia zależy od tego, czy uwierzymy w miłość i czy ona stanie się dla nas ostateczną regułą życia, do czego pragnie nas przekonać Chrystus. Jezus nazywa swoją śmierć na krzyżu wywyższeniem, dlatego że największym wywyższeniem człowieka jest miłość, zaś Krzyż jest jednym wielkim wyznaniem Jego miłości do nas.

A teraz spróbujmy odnieść to, co powiedzieliśmy do medytacji. Wszyscy bez wyjątku jesteśmy narażeni na ukąszenie przez złego ducha, innymi słowy na grzech.

I tak naprawdę mamy tylko jedną obronę przez tym ukąszeniem; jedną surowicę na ukąszenie jadem złego ducha – jest nią łaska, jakiej udziela nam Chrystus. Jedną z przestrzeni naszej otwartości na łaskę jest modlitwa, w której idąc tropem psalmisty możemy doświadczyć, że: „Bóg jest dla nas skałą schronienia, zamkiem warownym, aby nas ocalić” (por. Ps 71,3) i dlatego przez praktykę wytrwałej modlitwy pragniemy „Chronić się w cieniu Twych skrzydeł, Panie” (por. Ps 17,8;36,6; 57, 2)  

Dla mnie doświadczenie medytacji, jest jak zanurzenie się w oceanie łaski (dlatego lubię porównywać praktykę medytacji z nurkowaniem, nie tylko ze względu na podobne doświadczenie ciszy, ale też dosłownie zanurzenia w Bożą obecność, która w medytacji nas otula). Ta praktyka – co potwierdza świadectwo wielu osób medytujących – odkrywa przed nami sekret prawdziwego szczęścia, które leży w tym, co jednym trafnym zdaniem wyraził święty Augustyn: „Niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu”. Medytacja pozwala nam na to doświadczenie spoczynku w Bogu, przy zachowaniu całej naszej uważności a więc bardzo świadomie.

Zauważmy, że na pustyni Jezus też był kuszony, jak my wszyscy, obietnicą szczęścia oznaczającą spełnienie pragnień własnego ego. Odrzucił tę możliwość i pokazał, że prawdziwe szczęście nie zależy od okoliczności zewnętrznych.

W praktyce medytacji monologicznej redukujemy naszą modlitwę do milczenia i prostego bycia obecnymi przed Bogiem, aby uzmysłowić, że jest to wszystko, co nam jest potrzebne, co potrafi wypełnić pustkę naszych serc, która często wyrasta z rozczarowania, że to, co uznawaliśmy często za źródło szczęście, wcale nim nie jest. Nikt poza Bogiem tej pustki i tęsknoty ludzkiego serca nie jest w stanie wypełnić i dlatego medytacja jest zaproszeniem by otworzyć się w niej na Słowo, na Jezusa, w którym Bóg wypowiedział samego siebie, w którym wypowiedział całą miłość do nas i chce nas tą miłością wypełnić i uszczęśliwić.