Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Ojciec, który widzi w ukryciu…

Bóg, który widzi w ukryciu odda tobie…

Żyjemy w czasach, w których bardzo dużo rzeczy dzieje się na pokaz. Szczególnie mocno widać to we wszechobecnym Internecie. Wpisy na Facebooku, filmy z urlopu na Youtube, osobiste blogi i strony opisujące życie, myśli i zainteresowania ich autorów. Ktoś oglądający to może odnieść wrażenie, że uczestniczy w naszym życiu.

Jednak oprócz tego, co na pokaz istnieje jeszcze to, co ukryte.

Rozmawiałem na przykład niedawno ze znajomą psycholożką, która prowadzi terapię i bloga dotyczące rozwiązywania problemów małżeńskich. I nagle pada stwierdzenie.

– Wiesz, sądzę, że moje małżeństwo powoli dobiega końca – mówi, ku mojemu zdumieniu. – Od jakiegoś czasu kompletnie nie możemy się dogadać w domu. Niestety to tylko tak wygląda z zewnątrz, że jest fajnie, że wszystko jest poukładane…

I tak często jest – za fasadą tego, co piękne, ukryte są najrozmaitsze problemy. To, co na pokaz – wygląda fajnie, to, co ukryte – mniej.

Ale bywają też zaskoczenia w drugą stronę – opowiadałem w ubiegłym tygodniu mojemu koledze jeszcze z lat szkolnych, który jest lekarzem o problemie moich znajomych, których córka przed trzema tygodniami uległa tragicznemu wypadkowi samochodowemu i jest w śpiączce. Chcą ją wypisać ze szpitala, zrozpaczeni rodzice nie wiedzą co zrobić. Na to ów kolega, który jest zresztą neurologiem posłuchał i mówi: – Dobrze. Przyjrzę się tej sytuacji. Zobaczę co się da zrobić. A przede wszystkim pomodlę się za nich.

A mnie wcześniej nawet do głowy nie przyszło, że on jest wierzącą osobą. Z różnorodnych dyskusji z nim wcale to wprost nie wynikało. Nigdy nie obnosił się ze swoją wiarą. 

To, co ukryte jest często zupełnie inne niż to, co na wierzchu. I w dodatku tego, co ukryte najczęściej zupełnie nie widać. W końcu jest ukryte.

A Ojciec twój, który widzi w ukryciu…

Tymczasem Pan Bóg widzi i to, co na zewnątrz i to, co ukryte. Świadomość tego, czasem budzi lęk – bo trudno nam znieść myśl, że ktoś wie o nas WSZYSTKO. Tak dosłownie – wszystko. I to, co chcemy pokazać i to, czego nie chcemy. I to, z czego jesteśmy dumni i to, czego się wstydzimy. I nasze dobre czyny i nasze grzechy.

Przed Bogiem nie da się niczego ukryć. Ludziom możemy wmówić różne rzeczy, udawać dobre intencje, skrzętnie skrywać zazdrość, grać kogoś, kim naprawdę nie jesteśmy, ale Pana Boga nie oszukamy. Pan Bóg widzi nas takimi, jakimi jesteśmy naprawdę. Nie zasłonimy się przed Nim ani większą ilością pobożnych praktyk, ani dobrymi uczynkami, bo On widzi to, co ukryte. On widzi nawet to, do czego my sami boimy się nieraz przed sobą przyznać.

Z drugiej strony – ta świadomość może też budzić nadzieję. Ludzie mogą nas niesłusznie oskarżać, wierzyć w jakieś plotki na nasz temat, przypisywać nam złe intencje, Pan Bóg – nigdy. Ludzie mogą w nas zwątpić, gdy zawiedziemy ich po raz pierwszy, drugi, trzeci. Pan Bóg nigdy w nas nie zwątpi… On zna nasze najskrytsze intencje, wie, co chcieliśmy zrobić, nawet jeśli wyszło zupełnie inaczej. Pan Bóg po prostu zna prawdę o nas. Całą. A co najważniejsze pomimo całej tej prawdy spogląda na nas z tą samą niezmienną miłością. Nie tylko na tych, którzy dobrze czynią. Co więcej – jak powie św. Paweł – tam, gdzie pojawia się grzech, tam Bóg rozlewa jeszcze więcej swojej łaski i miłości, bo wie, że bez nich mich nie mamy szans się podnieść i coś zmienić w naszym życiu.

Rozpoczyna się Wielki Post. Czas, który określamy pięknie: czasem nawrócenia. Na czym to nawrócenie ma polegać? Ktoś odpowie: Na zerwaniu z grzechami. I zapewne nie będzie to zła odpowiedź. Ale może warto spojrzeć na to głębiej. Może nawrócenie powinno polegać na tym, byśmy zobaczyli najpierw właśnie to, co w nas ukryte. Byśmy spróbowali dotrzeć do tego, co jest często przyczyną naszych grzechów, bo sam grzech może być tylko wierzchołkiem góry lodowej. Tymczasem by móc skutecznie z nim walczyć trzeba nam odwagi stanięcia w prawdzie. Bo jak powie Chrystus – „to właśnie prawda wyzwala”. Nawet jeśli to prawda bolesna i trudna, nawet jeśli się jej wstydzimy, to jednak warto się z nią zmierzyć.

Warto – bo tylko wtedy, kiedy zobaczymy to, co w nas ukryte, będziemy w stanie rzeczywiście walczyć ze złymi skłonnościami, by na dobre zerwać z grzechem a przede wszystkim będziemy mieli szansę na nowo odkryć miłość Boga, którą ofiarowuje nam w swoim przebaczeniu, bo poza miłością nic nie jest wystarczająca motywacją, żeby wytrwać w stanie łaski.

Pierwszym krokiem ku nawróceniu jest poddanie się Bożemu miłosierdziu – które nie przypadkiem jest słowem bardzo podobnym do słowa „miłość”, bo tylko w jego świetle potrafimy bez lęku uznać prawdę o sobie i chwycić dłoń Chrystusa, którą On nieustannie wyciąga ku nam – grzesznikom.