Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Radość Boga

Jeżeli Ewangelia oznacza dobrą nowinę, zwłaszcza zaś dobrą nowinę dla ubogich i grzeszników, to cytowany dzisiaj piętnasty rozdział Ewangelii św. Łukasza, z przypowieściami o zaginionej owieczce, o zgubionej drachmie i o synu marnotrawnym, wprowadza nas w samo serce Ewangelii. Przez konkretne sytuacje Jezus ukazuje Boże postępowanie. W rzeczywistości jednak w przypowieściach tych nie mówi się przede wszystkim o człowieku czy o grzeszniku, o jego duchowej kondycji lecz o Bogu. Dokładniej — o radości Boga!

Perykopa przeznaczona na dzień dzisiejszy wspomina o niej aż dziesięciokrotnie.

Przypowieści, które opowiada dziś Jezus napełniają nas otuchą jak żadne inne, lecz zamiast pozwolić cieszyć się, mogą sprowokować niepokojące pytanie: Owszem, radość tego pasterza jest rzeczą piękną, ale dlaczego większa jest radość z powodu tej jednej niż z powodu dziewięćdziesięciu dziewięciu, które nie sprawiały kłopotu? Czy nie jesteśmy wszyscy w tym samym stopniu dziećmi Bożymi? Dlaczego więc jedna owca jest warta tyle samo, co dziewięćdziesiąt dziewięć innych? Czemu ważniejsza jest ta, która uciekła, przez co w oczach ludzkich wydaje się mieć mniejszą wartość? Czy nie jest to przesada, a nawet skandal?

Pytania ta uświadamiają nam, że aby zrozumieć tę przypowieść, trzeba „wyzbyć się” ludzkiej logiki i kalkulacji. Trzeba zacząć myśleć i widzieć tak jak Bóg, choć nie jest to zadanie łatwe.

Ta niezwykła, wręcz przesadna radość z powrotu człowieka dotychczas żyjącego w grzechu, może budzić zdziwienie. Zwłaszcza w porównaniu z radością, którą niesie prawe życie sprawiedliwych. To jednak właśnie w ten sposób ujawnia się i wielkość Bożego miłosierdzia, i wola zbawienia każdego człowieka.

Święty Paweł w Liście do Tymoteusza powie: „Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność…” Ta właśnie postawa Apostoła Pawła, pełne pokory przyznanie się do własnego grzechu, pozwala chyba lepiej zrozumieć sens czytanej dziś Ewangelii. Dopiero gdy człowiek odkryje, że sam (przynajmniej od czasu do czasu) znajduje się w sytuacji tej owcy, która się zagubiła, albo syna marnotrawnego i jest poszukiwany przez Boga, jest przez Niego wyczekiwany, z większym zrozumieniem, otwartością i radością spojrzy na wszystkich innych, którzy wracają, niejednokrotnie po długiej tułaczce do domu Ojca.

Jezus zachęca nas dziś do zadania sobie pytania: w jakiego Boga ja wierzę?

Jak często jest tak, że twoja słabość, której doświadczasz mówi ci: Bóg już cię nie kocha; nie jesteś godzien, aby być Jego dzieckiem. Wielu z nas ma serca nasączone takim jadem kłamstwa, które pochodzi od złego ducha. Jak wielu traktuje Boga jak przysłowiowego policjanta, który nieustannie ich obserwuje i tylko czyha, żeby ich na czymś przyłapać, aby potem rozkoszować się ukaraniem ich?

Czy taki jest nasz Bóg?

Jezus chce burzyć nasze fałszywe myślenie o Bogu i ukazuje nam może „nielogiczne” z ludzkiego punktu widzenia, ale za to prawdziwe szaleństwo Bożej miłości do nas — miłości, która jest niezmienna pomimo naszej słabości, bo tak właśnie kocha Bóg.