Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Wstąpienie w wieczność

Jezus, ukazawszy się Jedenastu, powiedział do nich:

«Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie».

Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły. (Mk 16, 15-20)

Kiedy Jezus chciał wyjaśnić słuchaczom jakąś rzeczywistość nadprzyrodzoną, często sięgał do obrazów wziętych z życia, by przez porównanie przybliżyć prawdę, którą chciał objawić.   Pomyślałem sobie, że dotykając prawdy o wniebowstąpieniu Jezusa również możemy odwołać się do takiego znanego znakomitej większości z nas doświadczenia a mianowicie różnicy między zakochaniem a miłością.

Zakochanie to czas, kiedy nam się wydaje, że spotkaliśmy osobę, która uczyni nas szczęśliwym; miłość natomiast zaczyna się z chwilą podjęcia decyzji, że to ja chcę uczynić szczęśliwą tę drugą, kochaną osobę. W konsekwencji to już nie moje plany i wizje są najważniejsze. Gotowy jestem zrezygnować ze swoich pragnień ze względu na drugą osobę. Jest to droga nie tylko do dojrzałej relacji, ale także do osobistego wzrostu i szczęścia.

Dzisiaj widzimy, jak zmienia się relacja uczniów do Pana Jezusa. Podczas Jego ziemskiego życia uczniowie mieli mnóstwo wyobrażeń na temat Mesjasza i oczekiwań co do Niego. Jako dobrzy Żydzi marzyli o wyzwoleniu i pomyślności Izraela, jako zwykli ludzie pragnęli własnego szczęścia. Jezus Mesjasz budując swoje królestwo, które Żydzi kojarzyli z doczesnością miał im to szczęście zapewnić. Jego śmierć pogrzebała te nadzieje, ale Jego zmartwychwstanie wzmogło oczekiwania. Stąd naglące pytanie uczniów, które słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu: Czy to wtedy przywrócisz królestwo Izraela?

Jednocześnie coś się zmienia w uczniach, gdy idą głosić Ewangelię. Pogodzili się z myślą, że Jezus nie jest Mesjaszem z ich wyobrażeń, który odnowi polityczny byt. I kiedy w końcu porzucili swoje wizje, byli w stanie rozpoznać Syna Bożego, który ma zbawić cały świat. Choć Jezusa nie było już pomiędzy nimi, nagle doświadczyli prawdziwej bliskości z Nim. W każdym miejscu współdziałał z nimi. Jeśli wcześniej mogli zobaczyć, jak uzdrawia i czyni cuda, teraz doświadczyli, jak działa przez ich własne ręce. Poznali prawdziwego Jezusa, zaczęli żyć prawdą i miłością objawioną im przez Ducha Świętego, a nie złudzeniami. To zupełnie inny poziom bliskości.

Na tym polega paradoks wniebowstąpienia. Wydaje się, że aby zasiąść po prawicy Ojca, Jezus odszedł z tego świata. Ale to nieprawda. W chwale niebieskiej Jezus jest jeszcze bliżej nas. Królestwo Boże nie jest daleko, jest pomiędzy nami. Duch Święty, jeśli Go przyjmiemy, zstępuje właśnie po to, aby otworzyć nam oczy i pokazać nam tę rzeczywistość.

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego zaprasza nas, byśmy razem z „mężami z Galilei” wpatrywali się w niebo i ufnie przylgnęli do Jezusa. To zapatrzenie w wieczność, do której zmierzamy wyznacza nasz azymut. Niestety zbyt często gubimy tę ważną perspektywę i skupiając się zbyt mocno na tym co doczesne i pozwalamy by urastało to do rangi problemu, który wypełnia całą naszą rzeczywistość. Tymczasem tylko z właściwej perspektywy możemy właściwie ocenić to, co jest naszym udziałem tu i teraz.  I tą perspektywą dla chrześcijanina jest właśnie wpatrywanie się w niebo, w cel naszych dążeń.

Pięknie pisze o tym w jednej ze swoich książek p. t. „W pełni wiary” wybitny współczesny teolog Hans Urs von Balthasar: „Wieczność to jest to coś w naszym duchowym DNA, coś z samego Boga, co sprawia, że gdy raz zaistniejemy to już trwamy… Życie tutaj to jakby kurs przygotowawczy do życia w wieczności. Gdy zaczynamy rozumieć, że życie to coś znacznie więcej niż to, co doświadczamy tu i teraz i uświadamiamy sobie, że jest ono przygotowaniem do wieczność, to zaczynamy żyć zupełnie inaczej.

Gdy na życie patrzymy w świetle wieczności to wpływa to na nasze relacje z innymi, na podejmowane zadania oraz okoliczności. Nagle okazuje się, że wiele zajęć, starań, a nawet problemów, które wydawały się ogromnie ważne, to rzeczy małej wagi. W świetle wieczności zmienia się hierarchia naszych wartości. Mądrzej zarządzamy pieniędzmi i czasem. Relacje z innymi oraz kształtowanie własnego charakteru cenimy bardziej niż popularności, stan posiadania, osiągnięcia, a nawet przyjemności.

Zmianie ulegają też nasze priorytety. Podążanie za trendami, modami i powszechnie przyjętymi wartościami nie maja już dla nas aż takiego znaczenia. Im bliżej Boga żyjemy, tym bardziej wszystko to, co naprawdę nieistotne dla życia wiecznego zaczyna tracić na znaczeniu”.

Apostoł Paweł  w Liście do Filipian napisał: „wszystko to, mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za stratę” (Flp 3, 7-8). Chrystus wnosząc w jego życie, podobnie jak i w życie pozostałych apostołów perspektywę wieczności zmienił zupełnie ich postrzeganie świata. I nas także pragnie nauczyć tego samego sposobu patrzenia.

Najbardziej szkodliwym aspektem współczesnego stylu życia jest myślenie krótkowzroczne.

 

Bo jak pisze poeta:

Bo moja krótkowzroczność jest

Jedną z przeszkód mojego istnienia

Widzę tylko to co chcę widzieć

Innych rzeczy nie doceniam

 

Czy nie jest tak, że ta pamięć o wieczności jest czasami drażniąca i niewygodna i wolelibyśmy o niej zapomnieć?

Czy nie jest tak, że chcielibyśmy przed tą niewygodną świadomością o wieczności, która będzie konsekwencją naszego doczesnego życia uciec, pozbyć się jej i tym samym uciec od wyrzutów sumienia i niewygodnego poczucia winy, które nosimy w sobie właśnie z powodu krótkowzrocznego sposobu myślenia, którego owocem nierzadko jest krzywda wyrządzona innym przez nas lub fakt, że zamykamy oczy na potrzeby bliźnich i usypiamy swoje sumienie obojętnością?

By życie przeżyć najpełniej po chrześcijańsku musimy stale dbać o dwie rzeczy: w umysłach pielęgnować wizję wieczności, a w sercach nosić poczucie jej wartości.

Bo jak zwykł mawiać  Clive S. Lewis „Każdy nasz czyn trąca jakąś strunę, która zagra dopiero w wieczności”.