Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Zaproszenie do pełni życia

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie». (Mt 5, 1-12a)

Kiedy jezuicki ksiądz Pedro Aruppe tuż przed II wojną światową wyjechał na misję do Japonii, został oskarżony o szpiegostwo na rzecz „sił zachodnich”. Spędził trzydzieści pięć dni w pojedynczej celi. Przetrzymał tam grudniowy chłód, nie mając nic oprócz maty do spania. Później tak o tym okresie opowiadał: „Nauczyłem się wtedy wielu rzeczy; sztuki milczenia, samotności, surowej i srogiej biedy, wewnętrznego dialogu z gościem mojej duszy. Jestem przekonany, że był to najbardziej pouczający miesiąc w całym moim życiu”.        Na osiem lat przed śmiercią został sparaliżowany w wyniku udar mózgu, wówczas wyznał: „Bardziej niż kiedykolwiek czuję się teraz w rękach Boga. Właśnie tego pragnąłem przez całe życie, od najwcześniejszej młodości. Teraz jednak jest pewna różnica: inicjatywa należy wyłącznie do Boga”. Dziś jest kandydatem na ołtarze.

Inna znana postać Matka Teresa, dziś już zaliczana do grona świętych poprzez duchowe ciemności i brak doświadczenia Boga przygotowywała się do zrozumienia tego, czego On od niej chce. Dzięki temu mogła później utożsamić się z tymi, których ten świat odrzucił.

Nigdy nie wiemy, czy to, co nas spotyka, jest błogosławieństwem czy przekleństwem. Czy smutek, choroba, niesprawiedliwy osąd lub utrata dobrego imienia nie przyczynią się do naszego duchowego rozwoju i naszej świętości? Czy cierpienie ofiarowane Bogu nie przysłuży się zbawieniu innych? W Biblii to właśnie kamień odrzucony staje się fundamentem pięknej budowli.

To dziwne, że wśród „ośmiu powodów do szczęścia” (użyte przez Mateusza greckie słowo makaroi oznacza dosłownie szczęśliwi) znajdujemy pochwałę braku, smutku, łez, prześladowania…

Czyżby Jezus chciał dla nas tego wszystkiego? Czyżby cierpienie było czymś dobrym?…

Oczywiście nie, ale… błogosławieństwa należy czytać od tyłu. Człowiek nie jest szczęśliwy, dlatego że płacze lub cierpi prześladowanie, ale dlatego że właśnie on zostanie pocieszony przez samego Boga. Optymizm chrześcijanina bazuje na nadziei wynikającej z przekonania, że Bóg wie, co robi, i zawsze będzie robił to, co jest dla ludzi najlepsze. Ktoś inny bowiem niż my sami czuwa nad nami. Jezus, wygłaszając kazanie o obietnicach Boga, chce jednocześnie dodać słuchaczom odwagi, aby wytrwali, kiedy wszystko wydaje się bezcelowe.

Te „błogosławione” momenty są konieczne, gdyż aby dojść do pełnego wyzwolenia, musi najpierw dokonać się oczyszczenie z tego wszystkiego, co Nim nie jest. Błogosławieństwa są drogowskazem do nieba, uczą umierania dla swojego ego, dawania siebie, poskramiania naszej pychy. Ukazują drogę pokoju i zaufania Bogu pośród rozbuchanego pieca światowych żądz.

Dzisiejsza uroczystość zachęca nas, abyśmy spróbowali zobaczyć świętość, jako zaproszenie do pełni życia. Pełnia życia to życie święte. A życie człowieka bez odniesienia do Boga nie może być pełnym życiem. To życie z bardzo poważnym deficytem, z brakiem, którego źródło nie wszyscy potrafią zdiagnozować tak trafnie jak św. Augustyn, który pisał: „niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”.

Niestety wielu nie potrafiąc zidentyfikować tego głodu, który noszą w sobie jako głodu Boga próbują zapełnić go czymś innym, co w rezultacie nie jest w stanie człowieka nasycić i odpowiedzieć na prawdziwe potrzeby jego serca, na które odpowiedzieć może tylko Bóg, który je ukształtował.

„Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty” (Kpł 11,44) – mówi Bóg już u początku historii zbawienia. Lecz uświęcenie nie jest przede wszystkim jakimś morderczym wysiłek ascetyczno-moralnym, jak myślą niektórzy, lecz jak pisał w swojej poezji Karol Wojtyła: wychyleniem naszego umysłu, serca i spojrzenia w kierunku Chrystusa”. Droga uświęcenia – jak pisze dziś św. Paweł – to nic innego jak uczenie się pokładania nadziei bardziej w Chrystusie i Jego łasce niż we własnych możliwościach i wysiłkach. Doskonale rozumiał to ojciec Dolindo Ruotolo, gdy uczył swoje duchowe dzieci modlitwy: „Jezu, Ty się tym zajmij!” Doskonale rozumiał to inny święty kapłan, którego miałem szczęście poznać a który zwykł mawiać: „Mam tylko jedno ubezpieczenie na życie – to modlitwa Jezu, ufam Tobie!” Przywołuję te postawy, bo one uczą nas, że nie powinniśmy stawiać Bogu granic! A On ma moc i pragnienie zbawienia każdego człowieka.

Przyznaję, że trudno mi sobie wyobrazić ludzi, którzy mówią „jestem szczęśliwy”, a jednocześnie nie mają perspektywy przyszłości, jaką jest nadzieja wieczności z Bogiem…

Pewna moja znajoma napisała ostatnio na swoim blogu: „Tak sobie myślę i zastanawiam się nad tym, za kim ja zazwyczaj tęsknię… I stanowczo widzę jeden klucz. Są to zazwyczaj ludzie bliscy Boga. I mimo że czasami nie znam ich zbytnio, nie widzę długo, wszystko to budzi we mnie jakąś dziwną czułość i właśnie tęsknotę. To chyba ta nasza tęsknota za Niebem, więc chcemy być z ludźmi, z którymi możemy mówić o Bogu i Go sobie ukazywać”.

Dzisiejsza uroczystość przypomina nam kierunek naszego życia, ale chce też wzmocnić naszą motywację i nadzieję. Jesteśmy powołani do świętości. Jesteśmy powołani do życia, do bycia z Bogiem. Osiem błogosławieństw to prawdziwie pedagogia świętości, byle byśmy pozwalali się nieustannie wychowywać do niej najlepszemu Nauczycielowi.

Może w trosce o własną świętość warto modlić się tak jak to czynił św. Franciszek: „Naucz mnie Panie Jezu kochać tak, jak Ty kochasz”.