Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Wspinaczka na adwentową górę

Z Ewangelii według Świętego Mateusza

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u Jego stóp, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się, widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. i wielbiły Boga Izraela.

Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają, co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby ktoś nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić tak wielki tłum?» Jezus zapytał ich: «ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek».

A gdy polecił tłumowi usiąść na ziemi, wziął siedem chlebów i ryby i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do syta, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów. (Mt 15, 29-37)

Po raz kolejny w Ewangelii widzimy ogromne zatroskanie Pana Jezusa o ludzi, którzy do Niego przychodzą. Dziś, jak to podaje ewangelista Mateusz, to chromi, ułomni, niewidomi, niemi i wielu innych, szukających pomocy zbierają się w pobliżu Pana.

Jezus nie poprzestaje jednak tylko na uzdrawianiu, widząc determinację tłumu, gdy dokończył dzieła uzdrawiania, rozmnaża chleb i zaspakaja głód zebranego ludu. Po co to robi? Nikt przecież tego nie oczekiwał! To znak, że Szukając Jezusa otrzymujemy dużo więcej niż się spodziewamy. Doświadczyli tego bohaterowie dzisiejszej Ewangelii.  Myślę, że doświadczamy tego i my w naszej praktyce medytacji.

Adwent zaprasza nas do determinacji w szukaniu Boga, który na siłę nikogo nie chce uzdrawiać, przemieniać, nawracać…. Musi być nasze osobiste zaangażowanie, osobiste pragnienie spotkania się z Jezusem, żeby On mógł dotknął nas łaską. Musimy niejednokrotnie podjąć walkę o spotkania z Jezusem, czy to w modlitwie, na Eucharystii, czy w słuchaniu słowa, czy też w drugim człowieku. Pamiętajmy jednak, że nikt za nas tego nie zrobi. Bóg oczywiście w tej walce będzie nas wspierał swoją łaską, ale wyboru za nas nie dokona.

Jeśli podejmujemy ryzyko wejścia na górę, to wiemy, że nie możemy obawiać się trudów wspinaczki, zmagania się ze swoją słabością, bo wówczas łatwo zrezygnujemy. Podobnie jest w życiu duchowym.

Jezus siedząc „na górze” siedział przy Ojcu, przy Bogu. W Biblii góra zawsze oznacza właśnie takie spotkanie.

Czas Adwentu zaprasza nas, abyśmy w naszej wędrówce przez życie, w naszej wspinaczce ku świętości znajdowali co chwilę takie miejsce, gdzie będziemy mieli okazję usiąść przy Bogu, po to by odpocząć w Jego obecności i by czerpiąc z tej bliskości z Bogiem (jakiej okazję daje nam modlitwa, medytacja, Eucharystia) nabrać sił i determinacji do dalszej wędrówki na szczyt.

Wytrwałość, która ocala

Z Ewangelii według Świętego Łukasza

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić.

A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie». (Łk 21, 12-19)

Jednym z podstawowych problemów życia duchowego jest zniechęcenie. Borykali się z nim nawet tacy tytani ducha, jak Ojcowie Pustyni. Jej skrajnym przykładem jest acedia, nazywana przez Ojców demonem godzin południowych. Dzisiaj często określa się ją nawet jako duchową depresję. Ale bez względu na to, czy chodzi o zwykłe zniechęcenie, które przytrafia się każdemu, czy o acedię cechuje ją rezygnacja z wysiłku, z walki życie w prawdzie, miłości i łasce, oraz o pogłębienie wiary rozumianej, jako relacja z Bogiem.

Często bywa tak że zniechęcenie przychodzi na skutek jakichś problemów, które nas dotykają, tragedii życiowych i rodzinnych, ale Ewargiusz z Pontu przestrzegał, że jego źródłem może być także użalanie się nad sobą, poczucie rozczarowania wobec Boga i człowieka, czy pewnego rodzaju fatalizm, który każe nam się wszędzie doszukiwać zła.

To szczególnie ulubione pole gry Szatana, który nade wszystko pragnie zatrzymać nasz postęp na drodze duchowego rozwoju i zasiać w naszych sercach zwątpienie w sens i owoce własnych wysiłków i odebrać nam ufność pokładaną w Bogu będąca fundamentem naszej wiary i miłości.

Jezus pragnie dodać każdemu z nas odwagi. Mówi dzisiaj, abyśmy nie bali się prób, prześladowań, kryzysów w życiu. Podkreśli to raz jeszcze w Ewangelii pierwszej niedzieli Adwentu: „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie” – wskazując gdzie jest źródło naszej siły.

Wypowiadając w medytacji monologicznej słowa:

„Panie Jezu Chryste, Synu Boży, ulituj się nade mną grzesznikiem”, czy „Jezu, ufam Tobie”… uczymy się siebie zawierzać Chrystusowi w każdych okolicznościach życia.

A jak zwykł mawiać św. ojciec Pio: „Jeśli w każdej sytuacji oddasz wszystko Panu, nigdy nie przegrasz swojego życia. Zawsze zwyciężysz! Bądź tylko wytrwały.”

Wiara pomnażana

Z Ewangelii według św. Łukasza

Jezus opowiedział przypowieść, ponieważ był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi.

Mówił więc: «Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się do dalekiego kraju, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: „Obracajcie nimi, aż wrócę”. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami”.

Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał.

Stawił się więc pierwszy i rzekł: „Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min”. Odpowiedział mu: „Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami”.

Także drugi przyszedł i rzekł: „Panie, twoja mina przyniosła pięć min”. Temu też powiedział: „I ty miej władzę nad pięciu miastami”.

Następny przyszedł i rzekł: „Panie, oto twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: bierzesz, czego nie położyłeś, i żniesz, czego nie posiałeś”. Odpowiedział mu: „Według słów twoich sądzę cię, zły sługo! Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: biorę, gdzie nie położyłem, i żnę, gdzie nie posiałem. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał”.

Do obecnych zaś rzekł: „Zabierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min”.

Odpowiedzieli mu: „Panie, ma już dziesięć min”.

„Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.” (Łk 19, 11-28)

Spróbujmy uchwycić kontekst dzisiejszej Ewangelii. Jezus idzie do Jerozolimy, żeby tam umrzeć na krzyżu. Mówił to swoim uczniom aż trzy razy, ale do nich to nie dotarło. Teraz są już blisko Jerozolimy, a oni się cieszą – jak to zapisuje Ewangelista – „że królestwo Boże już wkrótce się zjawi”. Przyjdzie im się jednak bardzo rozczarować, kiedy zobaczą jak bardzo to królestwo, które reprezentuje Jezus udręczony i w koronie cierniowej różni się od ich wyobrażeń.

To właśnie w drodze do Jerozolimy opowiada im przypowieść o tym, że musi odbyć daleką podróż, zanim obejmie w sposób widzialny swoją władzę królewską. Ale tak jak wszystkie Jego nauki, ta przypowieść ma sens nieprzemijający, zatem dotyczy również nas dzisiaj.

Spróbujmy teraz rozszyfrować, kim są te trzy rodzaje ludzi, o których mówi przypowieść.

Najpierw mówi o ludziach, którzy nie chcą Jego panowania. Nie koniecznie chodzi tu o niewierzących. Mogą to być nawet chrześcijanie, jeśli nie dbają o życie Boże, jakie otrzymali na chrzcie; jeśli oddali się na służbę grzechowi, jeśli nie chcą aby w ich życiu panował Chrystus. Apostoł Paweł napisał kiedyś: „Niechże więc grzech nie króluje w naszym śmiertelnym ciele” [Rz 6,12]. I to by było naprawdę straszne, gdyby miało się okazać, że w życiu chrześcijanina zamiast Chrystusa króluje grzech a człowiek zamiast podporządkować swoje życie zasadom Ewangelii podporządkowuje je zasadom wyznaczanym przez grzech.

Ufamy, że osób medytujących to nie dotyczy.

Rzeczone MINY, jakie powierza Pan swoim sługom na czas swojej nieobecności, to – jak rozumieli to Ojcowie Kościoła – symbol daru wiary. Ten dar trzeba pomnażać – zarówno w głąb jak i wszerz – bo i we mnie samym powinno rosnąć moje zawierzenie Bogu, i moją wiarą powinienem się dzielić z innymi.

Czy widzę efekty praktyki medytacji w postaci pogłębienia się mojej wiary, ale też dzielenia się nią z innymi?

Wreszcie zły sługa to ten, który otrzymany dar wiary wsadzi do przysłowiowej skarpety. Co prawda, nie zgubi tego skarbu, ale ani w nim samym wiara się nie pogłębia, ani innym nie pomoże w ich drodze do Boga. Aż ciśnie się tu jako przykład słynne powiedzenie, które dzisiaj nierzadko się słyszy: „Jestem wierzący a niepraktykujący”. To właśnie taką postawę Pan Jezus wyraźnie napiętnował w dzisiejszej przypowieści.

Zresztą postawa ta dotyczy nie tylko wiary, ale wszystkich darów, jakie otrzymujemy od Boga (nawet tych najmniejszych). Darów Bożych nie wolno nam  kumulować egoistycznie dla siebie. Prawdą jest, że dary, które otrzymujemy od Boga, jeśli je używamy, to potęgują się i rozrastają.

Oczywiście, na efekty dobra, które spełniliśmy, trzeba nie raz zaczekać. Bóg uczy nas w ten sposób cierpliwości, pokory i wyrozumiałości.

Dobro, jakie spełniliśmy, zawsze jednak powróci do nas, i to najczęściej – jak w dzisiejsze Ewangelii – w dużo większym wymiarze, niż tego się spodziewaliśmy, więc nie miejmy oporów w jego rozsiewaniu.

Wziąć i…

Z Ewangelii według św. Łuksza

Stało się, że Jezus zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”. Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: „Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec”. Do niego zaś rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17, 11-19).

Słyszymy dziś w Ewangelii wołanie przypominające Modlitwę Jezusową: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami.”

Między wierszami można odczytać postawione przez Jezusa pytanie: Jaką drogą chcesz iść przez życie?

Uzdrowienie dziesięciu trędowatych i ich odmienne reakcje pokazują, że są dwie choć podobne to jednak bardzo różne drogi.

Pierwszą można nazwać: „wziąć i odejść”. Polega ona na pobożnym zwróceniu się do Jezusa, ale tylko po to, by zdobyć to, na czym nam zależy. Gdy to już się dokona odchodzimy, porzucamy, albo przynajmniej osłabiamy kontakt z Nim.

Drugą drogę można nazwać: „otrzymać i przyjść”. Tą drogą poszedł tylko jeden z dziesięciu z uzdrowionych. Od samego początku musiał mieć inne nastawienie w sobie nawet wtedy gdy wołał z pozostałymi o uzdrowienie. On wiedział, że uzdrowienie jest darem. Nie można go wymóc na Jezusie. Gdy tego doświadczył powrócił do Jezusa. Tak, jak my powracamy do Jezus przez codzienną praktykę medytacji.

W tym kontekście przypomina mi się inne stwierdzenie św. Teresy od Dzieciątka Jezus: „Wszystko jest łaską”. Nie tylko uzdrowienie, ale wszystko, dosłownie wszystko jest darem.

Jak bardzo taka świadomość zmienia nasze spojrzenie na życie i to, co ono ze sobą niesie: na drugiego człowieka, którego Bóg stawia na mojej drodze, na wydarzenia, które składają się na mój historię zarówno te radosne, jak i te bolesne, oczywiste dla mnie, le czasem i te niezrozumiałe. Oducza nas narzekania!

Dla patronów dnia dzisiejszego – pierwszych polskich męczenników benedyktyńskich nawet niespodziewana śmierć była łaską.

„Spojrzenie na życie i jego składowe, jak na dar jest drogą Eucharystii, czyli dziękczynienia” – pisał Merton w „Chlebie żywym”.

Zaufać, że wszystko, co dzieje się w moim życiu jest darem od Pana – to takie przemieniające nasze myślenie…

„Zaufać – jak pisze św. Teresa – że On jest, że zawsze obdarza nas „swoim nieskończonym Miłosierdziem” i nigdy nas nie opuszcza. I że to wystarczy, bo wraz z Nim mamy wszystko.”

Czyż nie tego pragnie nas nauczyć praktyka codziennej medytacji!?

Niewiele rzeczy ma znaczenie

Z Ewangelii według Świętego Łukasza

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. (Łk 14, 25-33)

***

Decyzja pójścia za Jezusem musi być podjęta rozważnie i ofiarnie. Na tych, którzy odważą się na Nim pójść – Jezus przestrzega, że – mogą czekać rozmaite trudności, i że ci, którzy chcą naśladować Jezusa wcześniej czy później będą musieli doświadczyć krzyża. Ale źródłem siły ucznia Jezusa jest zjednoczenie z Bogiem, poświęcenie się Mu, które jest gwarantem wewnętrznego ładu i pokoju serca w różnych, także trudnych okolicznościach życia.

Dla nas podążających ścieżką medytacji, to właśnie ona jest drogą do zjednoczenia z Jezusem i do pokoju serca.

Ktoś mógłby powiedzieć po lekturze dzisiejszej Ewangelii, że Jezus namawia do grzechu. Mówi bowiem o „nienawiści” względem najbliższych…

Czy tak jest rzeczywiście? Jeśli tak by było, to zaprzeczyłby samemu sobie. Przecież On jest miłością! Skąd więc takie ostre słowa?

Otóż Jezus wskazuje jedynie na konieczność radykalnego pójścia za Nim, czasem nawet wbrew najbliższym, jeśli oni nie żyliby Ewangelią. Takich sytuacji przez wieki Kościoła mieliśmy mnóstwo i mamy do dzisiaj. Sami spotykamy ludzi, których rodzice czy krewni potrafią szydzić z ich wiar. Ta dzisiejsza Ewangelia, jest bardzo bliska wielu współczesnym…

Dzisiaj tym bardziej musimy toczyć, niemalże każdego dnia, walkę o miłość i wierność wobec Jezusa. To najpierw walka z naszymi słabościami, przyzwyczajeniami, grzechami, wadami, a potem walka nawet z otoczeniem.

Ta walka dla każdego wierzącego toczy się najpierw w wymiarze wewnętrznym – między innymi w praktyce codziennej medytacji, w której uczymy się zaufania Jezusowi i czerpania ze zjednoczenia z Nim naszej mocy i siły.

Ewangelie ostatnich dni ukazują sedno miłości. Miłość Boga, z jednej strony domaga się wszystkiego od nas. A z drugiej strony wszystko ofiaruje (por. Evangelii Gaudium n. 11-12). Wszystkiego się od nas domaga, abyśmy nic nie zatrzymali dla siebie. 

Innymi słowy jak pisze Merton: Miłość wszystko zabiera i wszystko daje. Wiara oparta na miłości daje nam odwagę stracić wszystko dla Jezusa, by wszystko na nowo od Niego otrzymać.

I takiej postawy uczy nas także medytacja monologiczna – oddaję Jezusowi wszystko, aby wszystko na nowo od Niego otrzymać.